Kedysa więziono i zamordowano w psychiatryku?
Drasius Kedys od października ubiegłego roku mógł być więziony w zakładzie psychiatrycznym nieopodal Kowna, a 10 kwietnia został zamordowany, zaś jego ciało zostało porzucone w pobliżu domu wujka Kedysa - przypuszczają dziennikarze z audycji telewizyjnej "Akistata".
Rodzina i przyjaciele opłakują "ojca-mściciela" - zobacz zdjęcia.
Sprawa "ojca-mściciela", czyli Drasiusa Kedysa, który w październiku ubiegłego roku rzekomo dokonał samosądu na krzywdzicielach jego kilkuletniej córeczki, nie ustaje zaskakiwać coraz to nowymi wątkami pojawiającymi się w śledztwie, jak też brakiem logicznych odpowiedzi śledztwa na wydawałoby się proste pytania w dochodzeniu. Przez to zagmatwanie sprawa Kedysa, czy też "pedofilska" została ochrzczona litewskim Twin Peaksem.
Morderca czy bohater - zdjęcia "ojca-mściciela".
Chociaż dziś sprawa pedofilska została już przekazana do sądu, zaś Drasius Kedys, domniemany w tej sprawie zabójca sędziego Jonasa Furmanaviciusa i Violety Naruseviciene, został znaleziony, wprawdzie martwy, w sprawie tej wciąż pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi.
I jeśli z nieoficjalnych informacji prokuratorskich wynika, że sprawcą podwójnego zabójstwa z początku października 2009 roku był Kedys, to nikt nie ma dziś odpowiedzi na pytanie, dlaczego on zginął, bo w oficjalne wyniki ekspertyzy, że Drasius Kedys zmarł z powodu udławienia się swoimi wymiocinami, bo był pijany, dziś mało kto wierzy. Na pewno nie bliscy Kedysa oraz tysiące osób, które popierają rodzinę "ojca-mściciela" uczestnicząc między innymi w pogrzebie Kedysa oraz później w manifestacjach organizowanych przez jego bliskich pod hasłami "Chcemy wiedzieć prawdę".
Kedysa nie zamordowano! Sam się zakopał?
Zanim prokuratorzy spróbują, często zresztą niezręcznie, szukać odpowiedzi na stawiane w śledztwie pytania, swoją wersję domniemanego zabójstwa Kedysa (bo w ten sposób bliscy jednoznacznie traktują jego śmierć) przedstawił w ubiegłym tygodniu program telewizyjny "Akistata". Jego autorzy przeprowadzili swoje dochodzenie oraz ustali, że Drasius Kedys od października ubiegłego roku mógł być więziony, a 10 kwietnia został zamordowany, zaś jego ciało zostało porzucone w pobliżu domu wujka Kedysa, żeby później można byłoby oskarżyć jego bliskich o ukrywanie poszukiwanego w sprawie podwójnego zabójstwa.
Producent i autor programu, dziennikarz śledczy Kristupas Krivickas powiedział w rozmowie z "Kurierem", że wysunięta przez "Akistatę" wersja śmierci Kedysa, jak też przedstawione w niej fakty wskazujące na wiarygodność tej wersji absolutnie nie zaciekawiły śledztwa prokuratorskiego.
- Prokuratorów nie interesują inne wersje oprócz ich własnej, która mówi, że przyczyną śmierci Kedysa było udławienie się wymiocinami po spożyciu dużej ilości alkoholu nad brzegiem Zalewu Kowieńskiego. Znaleziono przy nim na wpół pustą butelkę wódki, czekoladkę i pistolet, z którego zostały zamordowane dwie osoby. Wszystko zgadza się, więc prokuratorzy nie widzą potrzeby poszukiwać odpowiedzi na pytania, które nie mieszczą się w kontekście ich wersji - mówi nam Kristupas Krivickas. I przypuszcza, że takie działania prokuratury są potraktowane chęcią wyjścia z twarzą z kompromitacji, jaką od początku jest całe dochodzenie w sprawie Kedysa. - Chociażby kwestia pistoletu. Trudno wyobrazić, żeby zabójca dwóch osób, za jakiego jest uważany Kedys, w ciągu pół roku nosiłby przy sobie pistolet - narzędzie zbrodni, który znaleziono przy zwłokach Kedysa. Pełniący obowiązki prokuratora Rolandas Petrauskas tłumaczy nam, że Kedys nie był doświadczonym zabójcą, więc bał się pozbyć pistoletu. Tymczasem naoczni świadkowie
zabójstwa sędziego Furmanaviciusa, do których również dotarliśmy w naszym programie, twierdzą, że zabójca sędziego zachowywał się jak prawdziwy killer - miał na głowie kominiarkę, inscenizował stłuczkę z mercedesem sędziego, z zimną krwią oddał strzały do swojej ofiary oraz jeden kontrolny strzał w głowę - tłumaczy nam dziennikarz śledczy.
Według autorów telewizyjnego eksperymentu śledczego, Drasius Kedys mógł być przetrzymywany w zakładzie psychiatrycznym na przeciwległym brzegu Zalewu Kowieńskiego, na brzegu którego 10 kwietnia zostało znalezione jego ciało. Autorzy "Akistaty" sugerują, że w to miejsce zwłoki mogły być przywiezione łodzią, stąd też wyjątkowo czyste, jak na podmokłe nabrzeże zalewu buty sportowe, jakie miał na sobie Kedys.
W przypadkową śmierć Kedysa nie wierzy również prof. Antanas Garmus, jeden z nielicznych na Litwie wysokiej klasy specjalistów w zakresie medycyny sądowej. W programie Krivickasa profesor powiedział, że ma wiele zastrzeżeń wobec wyników ekspertyzy specjalnej komisji śledczej, która badała zwłoki Kedysa. Profesor Garmus miał też wiele zastrzeżeń do składu samej komisji, której członków prokurator Petrauskas określił jako wysokiej klasy specjalistów.
Profesor oświadczył, że dwóch z pięciu "wysokiej klasy" ekspertów dopiero niedawno ukończyło rezydenturę, zaś komisji przewodził Jonas Mindaugas Paliulis, były zastępca Garmusa, któremu profesor w swoim czasie zaproponował stanowisko szeregowego eksperta właśnie z powodu słabych kwalifikacji zawodowych. Profesor poinformował również, że ten sam Paliulis, jako jedyny litewski ekspert, uczestniczył w sekcji zwłok byłego oficera służb specjalnych Vytautasa Pociunasa, który tragicznie zmarł na Białorusi. Podejrzewa się, że został on zamordowany, tymczasem białoruska komisja z udziałem litewskiego eksperta ustaliła, że litewski agent pijany wypadł z okna pokoju na IX piętrze hotelu "Inturist" w Brześciu.
Zdaniem profesora, zbieg tych wszystkich okoliczności, jak też oczywiste jego zdaniem błędy komisji ekspertów w ustaleniu przyczyn śmierci Kedysa, wymaga bardziej fachowej ekspertyzy, wobec czego prof. Garmus nie wykluczył, że zajdzie potrzeba ekshumacji ciała Kedysa.
Tymczasem prokuratorzy prowadzący dochodzenie z p.o. prokuratora generalnego Petrauskasem na czele forsują wersję przypadkowej śmierci Kedysa, aczkolwiek ostatnio Petrauskas nie wykluczył, że "ojciec-mściciel" mógł być zamordowany. Prokurator jednak zaraz dodał, że nie wyobraża, kto byłby zainteresowany w śmierci Kedysa.
NaSygnale.pl: "Stary pryk" terroryzuje banki