Każdy może zakręcić kurek
Nikt nie zainteresował się ludźmi, którzy weszli na teren stacji pomiarowej gazu i majstrowali przy zaworach.
01.04.2004 14:59
Mogliśmy wczoraj wyłączyć gaz w całym Wrocławiu. Wystarczyło zakręcić kilka kurków, których nikt nie pilnuje. Naszym śladem mogliby pójść złodzieje albo zwyczajni dowcipnisie. Najgorsze jest to, że sterroryzować miasto może każdy, a my pozostaniemy bezsilni
Było tuż po południu, gdy przyjechaliśmy do jednej ze stacji redukcyjno-pomiarowych wysokiego ciśnienia, przez którą płynie gaz do Wrocławia. Takich miejsc na peryferiach miasta jest kilka. Gaz, który dociera do naszych kuchenek i pieców musi przez którąś z tych stacji przepłynąć. Są one bezobsługowe, oznacza to, że nie potrzeba, aby ciągle przebywał tam pracownik nadzorujący ich pracę. Zasuwy (czyli coś w rodzaju wielkich kurków) w stacji gazowniczej otacza siatka. Łatwo ją przeskoczyć. Później wystarczy kilka ruchów wielkim kołem i gaz przestanie płynąć. Wystarczy, aby ktoś inny zamknął zasuwy w jeszcze w innych stacjach, aby odciąć Wrocław od dopływu gazu. Mało tego, system może się zapowietrzyć, a do rur zamiast gazu zostanie wessane powietrze. Aby sobie z tym poradzić pracownicy gazowni musieliby odpowietrzyć wszystkie zawory przy klatkach mieszalnych, każdy osobno - nawet kilkanaście tysięcy sztuk. Nie wiadomo, jak długo by to trwało. Według Andrzeja Lisowskiego, dyrektora technicznego Regionalnego
Oddziału Przesyłu Gazu taka sytuacja jest tylko teoretyczna. - Przy zamknięciu kilku stacji, reszta poradzi sobie z dostarczeniem gazu do mieszkań - przekonuje. Tymczasem, z informacji, jakie gazownicy udzielali nam nieoficjalnie wynika, że cała sieć zostałaby zablokowana.
Śrubka ochronna
Zasuwy w stacjach w ogóle nie są zabezpieczone. Tylko jedna miała założony skobel, jednak wystarczyło odkręcić palcami śrubkę, by spadł on na ziemię. Potem można było już kręcić zaworem do woli. - Nie ma możliwości chronienia wszystkich 270 stacji na naszym terenie - mówi Andrzej Lisowski. - Inaczej przy każdej musiałby stać ochroniarz - dodaje. Kłódka, która na pewno nie stanowi przeszkody dla terrorysty, może zniechęcić zwykłego dowcipnisia, który potraktuje zasuwę jak koło sterowe. Równie dużym zagrożeniem dla miasta mogą być złomiarze. Tony metalowych rur i zaworów to kąsek łakomy, ale także śmiertelnie niebezpieczny. Po przepiłowaniu bądź wyrwaniu któregokolwiek z urządzeń, nawet najmniejsza iskra spowoduje wybuch. - Nie mieliśmy przypadków takich kradzieży - mówi Lisowski. Ale ceny złomu wciąż rosną, więc lepiej dmuchać na zimne.
Pomożecie?
- Jeżeli ktoś będzie chciał sparaliżować miasto, zrobi to - mówi Wojciech Adamski, dyrektor wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego z Urzędzie Miejskim Wrocławia. - Znam kilkanaście ogólnie dostępnych miejsc, w których można pozbawić Wrocław prądu czy telefonów. Nie jesteśmy w stanie przeszkodzić wariatom, którzy chcieliby to zrobić. Nikt na świecie nie znalazł na to sposobu - przekonuje. Gdy byliśmy wczoraj na stacji, nikt się nami nie zainteresował, choć sto metrów dalej położone jest osiedle domków jednorodzinnych.
W regionie nie lepiej
W Legnicy dwie stacje redukcyjne chronione są przed niepowołanymi osobami tylko dwumetrową siatką niezakończoną drutem kolczastym. Jedna, stojąca w pobliżu ruchliwej ulicy jest oświetlona ulicznymi latarniami, druga - położona z dala od ulic, nie ma żadnego własnego oświetlenia. Co więcej metalowe ogrodzenie zostało skradzione! W tym miejscu gazownia przyspawała tylko prowizoryczną siatkę. Niewielki kontener, gdzie znajdują się zawory, też nosi znamiona aktywności wandali - blacha na dachu jest wygięta. Jedynym zabezpieczeniem, które zauważyliśmy są tablice ostrzegające, aby do kontenera nie zbliżać się z ogniem, gdyż grozi to eksplozją. W Jeleniej Górze zawór gazowy przy ogródkach działkowych ogrodzony jest wysoką siatką. Wejście zamknięte jest na kłódkę. Gdyby ktoś się uparł, mógłby przejść przez siatkę, by majstrować coś przy zaworze.
Kto chroni stacje
Za ochronę stacji gazowniczych na terenie Dolnego Śląska odpowiada Regionalny Oddział Przesyłu we Wrocławiu. Do jego zadań należy czuwanie nad bezpieczeństwem i sprawnym działaniem sieci gazociągów. Do początku lat dziewięćdziesiątych w niektórych ważniejszych stacjach był całodobowy nadzór, w czasie stanu wojennego stację chroniły jednostki ZOMO. Teraz urządzenia tam zamontowane nie potrzebują ciągłej obsługi. Pracownik powinien odwiedzać te miejsca przynajmniej raz dziennie. Wszystkie stacje są monitorowane. Jeżeli w którejś obniży się ciśnienie gazu w centrali automatycznie włączy się alarm. Wtedy na miejsce wysyłane jest pogotowie gazowe, które sprawdza przyczynę awarii.
Paweł Fąfara