"Kazali zastrzelić 12‑latka z odległości 20 centymetrów"
Niemieccy policjanci, podobnie jak Wehrmacht, przez lata uchodzili za ludzi mających czyste ręce. A jaka jest prawda o policji z czasach nazistów? - opisuje "Polska Zbrojna".
21.07.2011 | aktual.: 22.07.2011 12:56
W nocy 3 lutego 1942 roku Edith Czekowsky próbowała uciec z otoczonego wysokim murem łódzkiego getta. "Strzeliłem i zabiłem ją" - napisał w protokole policjant, który patrolował okolicę, a jego przełożony potwierdził konieczność użycia broni. Protokół opisujący to zdarzenie jest jednym z eksponatów wystawy, którą do końca lipca można oglądać w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie. Wystawa "Porządek i zagłada" ("Ordnung und Vernichtung") nie wzbudza takich emocji jak ekspozycja o zbrodniach Wehrmachtu przed szesnastu laty. Tamta zniszczyła mit czystego Wehrmachtu, ta opowiada o tym, jak zwykli Niemcy w policyjnych mundurach stali się w czasach nazistowskich mordercami.
Uwikłani w zbrodnie
Przez lata Niemcy byli przekonani, że w trakcie II wojny światowej policjanci byli posterunkowymi lub specjalistami od przestępstw kryminalnych, co potwierdza doktor Wolfgang Schulte, jeden z kuratorów wystawy. Trybunał w Norymberdze uznał za organizację przestępczą tylko gestapo (tajną policję państwową), tymczasem także policja porządkowa (Orpo) i kryminalna (Kripo) już w latach 30. były zaangażowane w umacnianie nazistowskiego reżimu. "Historia uwikłania policji w zbrodnie nie zaczyna się wraz z dojściem Hitlera do władzy" - czytamy w katalogu wystawy.
Historyk Patrick Wagner podkreśla, że bez dobrze wykształconej armii policyjnej naziści nie osiągnęliby tak szybko sukcesu. W 1933 roku co czwarty policjant należał do NSDAP, a w niektórych landach co drugi.
Udziałowi policjantów w machinie przemocy III Rzeszy postanowili przyjrzeć się historycy z Niemieckiego Muzeum Historycznego oraz Wyższej Szkoły Policji w Münster. Na 900 metrach kwadratowych, w siedmiu działach, wystawiono ponad 500 eksponatów.
Opowieść rozpoczyna się w czasach Republiki Weimarskiej, gdy policja krwawo tłumiła zamieszki w Saksonii, Hamburgu czy Zagłębiu Ruhry. Wówczas powstały freikorpsy, ochotnicze formacje paramilitarne założone przez zdemobilizowanych żołnierzy do walki z oddziałami robotniczymi. W późniejszym czasie skrajnie prawicowi dowódcy freikorpsów stanowili trzon kadry oficerskiej policji.
Kolejne działy poświęcone są początkom dyktatury i nowej roli policji w hitlerowskim aparacie władzy. Haniebną kartę policjanci zapisali w czasie nocy kryształowej 9 listopada 1938 roku, gdy pilnowali, aby nikt nie gasił płonących synagog. Kripo pomagało w wyszukiwaniu ukrywających się Żydów i Cyganów. - Uprawnienia policji narodowosocjalistycznej nie wynikają z litery poszczególnych ustaw, lecz z rzeczywistości narodowosocjalistycznego państwa pod przewodnictwem Fuehrera i zadań postawionych przez kierownictwo. Dlatego uprawnień policji nie mogą ograniczać bariery natury formalnej - mówił Heinrich Himmler, którego w 1936 roku Hitler powołał na szefa policji w III Rzeszy.
W cieniu gestapo
Wraz z wybuchem II wojny światowej policji przybyło nowych zadań. Funkcjonariusze służą w obronie przeciwlotniczej, pilnują robotników przymusowych i tępią w zarodku wszelką działalność opozycyjną. Wystawa kładzie nacisk na zbrodnie popełniane na terenach okupowanych od 1939 roku. Funkcjonariusze Schupo (policja ochronna) czy Orpo nosili mundury podobne do wojskowych, a działający po cywilnemu w Kriminalpolizei (policja kryminalna) ginęli w cieniu gestapo, choć byli równie groźni. Od napadu Hitlera na Rosję w 1941 roku policja dopuszczała się morderstw na Żydach w Europie Wschodniej, prześladowała partyzantów, mordowała ludność cywilną.
Najbardziej mroczny rozdział w historii brunatnej policji zapisały bataliony działające na tyłach frontu. Ich członkami byli szeregowi funkcjonariusze policji, żołnierze i ochotnicy, którzy z powodu podeszłego wieku nie zostali wcieleni do Wehrmachtu.
Do ich obowiązków należało pilnowanie porządku na okupowanych ziemiach, walka z ruchem oporu, pomoc w likwidacji żydowskich gett, kontrola transportów więźniów do obozów koncentracyjnych.
Epilog wystawy dotyczy traktowania sprawców przestępstw wojennych przez społeczeństwo po 1945 roku. Po wojnie większość brunatnych funkcjonariuszy zasiliła szeregi policji w Niemczech Zachodnich. Przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, a tacy są "potrzebni zawsze i wszędzie".
Zwykli ludzie
Na wystawie można obejrzeć policyjne sprawozdania, zdjęcia, listy, wycinki z gazet, ulotki czy legitymacje służbowe. Z wielu fotografii patrzą uśmiechnięte twarze policjantów. Byli rzemieślnikami, urzędnikami, sprzedawcami. Mieli rodziny, dzieci, przyjaciół. Byli całkiem zwykłymi ludźmi, którzy służyli narodowemu socjalizmowi. Nie wysyłano ich na front, więc mieli większe szanse na przeżycie wojny niż żołnierze Wehrmachtu. Do zbrodni pchały ich posłuszeństwo, presja grupy, ale również ideologia i rutyna. Jak tłumaczy kurator wystawy Martin Hölzel, wielu z nich zagarniało też mienie ofiar. Dlaczego mordowali? Ponieważ wierzyli w Fuehrera, bo byli częścią systemu, bo wykonywali rozkazy.
Amerykański historyk Christopher R. Browning opisał, jak ludzie ci stawali się mordercami. W wydanej w Polsce w 2000 roku książce "Zwykli ludzie: 101. Policyjny Batalion Rezerwy i 'ostateczne rozwiązanie' w Polsce") pokazał działania oddziału policyjnego mordującego Żydów na terenie Lubelszczyzny w czasie niemieckiej okupacji. Oddział ten, składający się z około 500 żołnierzy, rozstrzelał 38 tysięcy Żydów i uczestniczył w deportacji około 100 tysięcy do obozów śmierci. Browning udowodnił, że oddział nie składał się ze specjalnie wyselekcjonowanych, fanatycznych hitlerowców, lecz ze "zwyczajnych Niemców", powołanych do służby wojskowej w jednostce policyjnej działającej na tyłach, bo z różnych względów byli nieprzydatni do służby na froncie.
Jednym z nich był Juliusz Wohlauf (zastępca komendanta 101 Batalionu), który uczestniczył w deportacjach i masowych egzekucjach Żydów, między innymi w Józefowie pod Biłgorajem. Po wojnie został komendantem policji w Hamburgu. Karierę zakończył, gdy prokurator wszczął przeciwko niemu dochodzenie. W 1969 roku skazano go na osiem lat więzienia. Wohlauf należy do tych nielicznych oficerów policji, którzy po wojnie zapłacili za swoje zbrodnie więzieniem. Inni dowódcy, jak SS-Gruppenführer Adolf von Bomhard czy Heinz Reinefarth, zrobili kariery w zachodnich Niemczech.
Daniel Goldhagen w słynnej książce "Gorliwi kaci Hitlera" opisuje przebieg masakry w Józefowie w lipcu 1942 roku, gdzie 101 Batalion Policji, złożony w większości z policjantów z Hamburga, miał za zadanie rozstrzelać 1,5 tysiąca Żydów. Autor przytacza tam zeznania jednego z policjantów: "Musiałem zastrzelić starą kobietę. Obok mnie był policjant Koch. Musiał zastrzelić małego chłopca w wieku około 12 lat. Powiedziano nam wyraźnie, by trzymać lufę pistoletu 20 centymetrów od głowy. Koch najwyraźniej tak nie zrobił, gdyż zanim opuściliśmy miejsce egzekucji, inni koledzy śmiali się ze mnie, ponieważ kawałki mózgu dziecka zabrudziły mi rękaw i nadal tam były. Kiedy zapytałem, dlaczego się śmieje, Koch odparł, wskazując ślady na moim rękawie: To mózg mojego Żydka. Mówił to z wyraźną dumą...".
Liczbę zbrodniarzy w policyjnych mundurach Wolfgang Schulte szacuje na blisko 80 tysięcy. Sprawcy tłumaczyli, że tylko wypełniali rozkazy, ale to wyjaśnienie mija się z prawdą. W dziennikach wojennych nie ma śladu po ewentualnych represjach za odmowę udziału w zbrodniach. W Józefowie 15 funkcjonariuszy ze 101 Batalionu Policji odmówiło uczestnictwa w rozstrzeliwaniu Żydów i włos nie spadł im z głowy. "Odmowa udziału w masowych egzekucjach nie wiązała się z żadnymi konsekwencjami" - czytamy w katalogu wystawy. Tylko nieliczni odważyli się jednak sprzeciwić rozkazom. Skuteczna była tu presja otoczenia, które piętnowało ich, nazywając mięczakami.
Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna"
Bezwzględni i okrutni Działania policji w Generalnym Gubernatorstwie opisuje Czesław Madajczyk w książce "Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce". "Metody stosowane przez władze policyjne są bezwzględne, okrutne i niegodne człowieka. Obejmują łapanie ludzi w domach, na ulicach, placach, w lokalach, rozstrzeliwanie i wieszanie bez wyboru czy dochodzenia winy (zbiorowa odpowiedzialność), stosowanie katuszy w celu wymuszenia zeznań albo dla materialnych korzyści, różne wyszukane fizyczne i duchowe udręki przy męczącej pracy i w warunkach sanitarnych sprzyjających chorobom i śmierci. Wydaje się, że każdy pretekst jest dobry, by Polaka okaleczyć lub zniszczyć".
Kreatorzy zbrodni Zbrodnie popełniali nie "oni" - naziści, lecz "my" - zwykli Niemcy. To ważna wystawa dla Niemców, bo poznają kolejną ciemną kartę własnej historii. Do lat 80. policyjni urzędnicy, również ci, którzy piastowali wysokie stanowiska w strukturach narodowo-socjalistycznych, żyli w Republice Federalnej w spokoju i glorii, jako ci, którzy nie byli nazistami. Dyskusja na ten temat rozpoczęła się dopiero w latach 80., gdy generacja ta zaczęła odchodzić z aktywnego życia. Punktem zwrotnym była książka Christophera R. Browninga "Zwykli ludzie...", która pokazała, jak przeciętni policjanci na wschodnich terenach Polski stawali się zbrodniarzami. Wówczas rozpoczęła się w Niemczech dyskusja, której kulminacją była wystawa o zbrodniach Wehrmachtu. To ważne, aby problematyki tej nie marginalizowano w Niemczech. Policja była nie tylko narzędziem, ale też kreatorem zbrodni. Autorzy wystawy wyostrzają jej negatywny obraz, aby się z nim skonfrontować i zapytać: dlaczego?. Odważnie zmierzyli się z tym
tematem. Wystawa jest ważna także z polsko-niemieckiego punktu widzenia, otwiera bowiem perspektywę poszerzenia naszego dialogu. Okupacja nie jest częścią niemieckiej pamięci zbiorowej. Dla Niemców wojna oznacza nazizm i Holokaust, potem Bombenkrieg na własnym narodzie oraz wypędzenia. W polskiej pamięci dominuje okupacja: niemiecka i sowiecka. Wystawa pomaga nam się spotkać i lepiej zrozumieć. Pokazuje mechanizm, jak policja państwowa przeistaczała się w policję ideologiczną. Widzimy, jak przeciętny Niemiec staje się nie tylko wykonawcą, lecz także wręcz promotorem zbrodniczych działań. Zwyczajność tego faktu jest porażająca. Najlepiej oddaje ją tytuł wystawy "Porządek i zniszczenie". Porządek, który przekształcił się w machinę zbrodni.
Robert Traba Profesor Traba jest dyrektorem Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie.