Kawior dla buntownika
Czasem można odnieść wrażenie, że żyjemy w świecie, który wypił o jedną wódkę za dużo. Przed czterdziestu laty protestowano gremialnie przeciw Ameryce, która wspierała bandyckie dyktatury. Dziś wychodzi się na ulice, by protestować przeciw Ameryce, która obala krwawych dyktatorów. Kiedyś żaden wydawca, zwłaszcza poważnego dziennika klasy "The Washington Post" czy "The New York Times", nie poważyłby się na publikację artykułów opartych na niesprawdzonych przeciekach czy ujawniających tajemnice państwowe i narażających na szwank bezpieczeństwo narodowe. Dziś autorzy podobnych opowieści z tych gazet honorowani są prestiżowymi Nagrodami Pulitzera i chodzą w glorii ostatnich sprawiedliwych.
08.05.2006 | aktual.: 08.05.2006 10:15
Przed więzieniami, gdzie mają być straceni notoryczni mordercy, urządza się demonstracje w ich obronie, a seryjni zabójcy (jak choćby Aileen Wuornos, uwieczniona niedawno w filmie "Monster") kreowani są na godne współczucia ofiary społeczeństwa. A już szczególną troską, wręcz miłością, otacza się trzymanych w areszcie terrorystów, którzy bez mrugnięcia okiem poderżnęliby gardło każdemu niewiernemu, co już zresztą nie raz zrobili i rzetelnie udokumentowali na taśmach wideo. Dawniej literackie Nagrody Nobla przyznawano autorom, których dzieła na trwałe wchodziły do światowego kanonu literatury pięknej. Dziś otrzymują je pisarze, o których mało kto słyszał i których nazwisk nazajutrz nikt nie pamięta.
Chrześcijański świat odwraca się od Boga i szuka duchowości w kabale, scjentologii czy innych sektach, a usprawiedliwienia dla owego odwrotu szuka nie w jakichś przełomowych pracach teologicznych, lecz w rozrywkowych czy czysto ciekawostkowych pozycjach, od "Kodu Leonarda da Vinci" po "Ewangelię według Judasza". Cały Zachód bije się pokutnie w piersi za kilka rysunków satyrycznych Mahometa, zamieszczonych w marginalnej duńskiej gazecie, po czym zaraz staje w żarliwej obronie "artystów", których obsceniczne dzieła bezczeszczą symbole chrześcijańskie. Mnożą się i przyjmowane są za prawdy objawione najbardziej absurdalne teorie spiskowe, aż czasem można odnieść wrażenie, że filmy i seriale w rodzaju "Z archiwum X" nie są fantazjami, lecz dokumentami. Każdego roku miliardy dolarów są marnotrawione na ochronę różnych politycznych i gospodarczych zjazdów przed antyglobalistami czy laboratoriów farmaceutycznych i ich pracowników przed fanatycznymi ekoterrorystami, wzywającymi wręcz do zabijania w imię wyzwolenia
cierpiących świnek morskich. W aureoli autorytetów moralnych chodzą ludzie należący do ekskluzywnego klanu celebrities, choć plotkarskie media na co dzień przeczą ich moralności.
Totalna dezorientacja
Trudno w tym horrendalnym zamęcie się połapać. Każdy zdaje się kierowcą, który pewnego dnia, siadając za kierownicą, zauważa ze zgrozą, że z ulic zniknęły wszystkie znaki drogowe. Jest w tym jednak jakaś logika. O totalną dezorientację właśnie chodzi. Na naszych oczach - od "The New York Timesa" po "Gazetę Wyborczą", od Hollywood po polowe "studia" al-Kaidy, od Seattle - rok 1999 po Live 8 - rok 2005, od Dżigi Wiertowa po Michaela Moore'a - pisana jest na nowo cała historia zachodniej cywilizacji. Nie - jak do tej pory bywało - z punktu widzenia zdobywców, dumnych ze swych osiągnięć, lecz z punktu widzenia przegranych, frustratów i wszelkiego autoramentu nieudaczników, straceńców i przedstawicieli marginalnych subkultur. W miejsce tradycyjnych instytucji, jak rodzina, szkoła czy Kościół, podstawiane są ich pokraczne substytuty. Niegdysiejsze autorytety - wybitni naukowcy, filozofowie czy humaniści - są podmieniani na takich ludzi jak Noam Chomsky, Jane Fonda i jej były mąż Tom Hayden, Sean Penn i George
Clooney czy... laureaci "Idola", piłkarz David Beckham lub przewodząca pustogłowym celebrities Paris Hilton. Na straży tego procesu stoi cała armia zawodowych kontestatorów, którzy gardząc zdrowym rozsądkiem, faktami czy prawdą, czerpią ze swego procederu profity. Tego nie wymyśliliby tacy twórcy pomnikowych dystopii jak Zamiatin, Huxley czy Orwell.
Jerzy A. Rzewuski