SpołeczeństwoKatolik w krainie coca-coli

Katolik w krainie coca-coli

O odwadze, pełnych kościołach i zbawiennym kryzysie katolicyzmu w USA z Georgem Weigelem rozmawia Jacek Dziedzina

Katolik w krainie coca-coli
Źródło zdjęć: © WP.PL

21.07.2006 | aktual.: 21.07.2006 08:15

Jacek Dziedzina: W niektórych krajach Europy Zachodniej wygrał pogląd, że religia może istnieć tylko w życiu prywatnym. Nie powinna mieć wpływu na sferę publiczną. W Stanach Zjednoczonych jest chyba inaczej. Czy Ameryka jest wyjątkiem?

George Weigel: – Po pierwsze musimy zrozumieć, że to Europa Zachodnia jest wyjątkowym przypadkiem: jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie hipoteza sekularyzacji – że nowoczesność zazwyczaj oznacza zeświecczenie – została udowodniona. Reszta świata staje się bardziej, a nie mniej religijna. Tylko Zachód Europy stał się pewnym rodzajem suchej pustyni. I miało to bardzo złe skutki w Europie, gdzie, jak napisałem w książce „Katedra i sześcian” (The Cathedral and the Cube), wielka kultura umiera na skutek duchowego znudzenia. Stany Zjednoczone, mimo że są „przeszczepioną Europą”, nie poszły drogą radykalnej sekularyzacji. Ponad 90 proc. Amerykanów wierzy w Boga i większość żyje według tej wiary poprzez aktywne praktyki religijne, wybierane spośród różnorodnych form. Oczywiście są w Stanach „zeświecczone wyspy”. Prawdą też jest, że duża część amerykańskich mass mediów odzwierciedla świecki sposób myślenia. Ale faktem pozostaje to, że jedynymi częściami zachodniej półkuli, które są podobne do Europy w jej braku
wiary, są niektóre przybrzeżne enklawy USA i Kanada. Zatem w większej części świata hipotezy sekularyzacji nie sprawdziły się. Europa nie jest całym światem i wydaje się bardzo mało prawdopodobne, że europejski sekularyzm jest przyszłością świata. Przywódcy Starego Kontynentu nie użyją raczej słów „Niech Bóg błogosławi Europę”. Prezydent Bush natomiast często odnosi się do

Boga w swoich wystąpieniach. Czy religia jest ważną częścią życia także zwykłych obywateli?

– Większość amerykańskich prezydentów używało zwrotu „God bless America” (Niech Bóg błogosławi Amerykę). Tym, co być może wyróżnia Busha, jest jego głębokie chrześcijańskie nawrócenie, jakiego doświadczył jako dorosły człowiek, i nie ukrywa, że to wydarzenie zmieniło jego życie. Można wyobrazić sobie np. żyda na fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale trudno wyobrazić sobie, że ateista zostaje amerykańskim prezydentem w najbliższej przyszłości. Dlaczego? Ponieważ Amerykanie nie mogliby powierzyć tak odpowiedzialnego urzędu komuś, kto nie rozumie, że jego życie i prowadzona polityka jest poddana Bożemu osądowi. Większość Amerykanów uważa francuski model świeckiego państwa za niezrozumiały: dlaczego ludzie nie mieliby wnosić swoich najgłębszych i religijnych przekonań do życia publicznego? Model francuski razi nas jako pewien rodzaj schizofrenii. Jednocześnie ciekawe jest, że to właśnie Stany Zjednoczone wynalazły koncepcję instytucjonalnego rozdziału państwa od Kościoła, w którym instytucje władz
państwowych oraz instytucje Kościoła są niezależne. Właśnie amerykańskie doświadczenie pokazało, że takie rozwiązanie może być bardzo dobre dla żywotności Kościoła.

W wielu miastach Europy puste kościoły stały się normalnym zjawiskiem. Czy w USA może zdarzyć się coś podobnego?

– Myślę, że to bardzo wątpliwe, nie tylko w kościołach katolickich, ale również w innych wspólnotach chrześcijańskich. Może z wyjątkiem liberalnych wyznań protestanckich, które szybko tracą swoich członków, tak jak straciły wszelkie poczucie chrześcijańskiej wyrazistości doktrynalnej i moralnej. Największy przyrost naturalny w Stanach wydaje się mieć miejsce w chrześcijańskich rodzinach, podczas gdy zeświecczona Ameryka naśladuje zachodnią Europę w jej demograficznym samobójstwie. Ponadto istnieje duża liczba latynoskich imigrantów, którzy są bardzo chrześcijańscy i typowo katoliccy. Jest zatem całkiem prawdopodobne, że za 25 lub 50 lat USA będą bardziej religijne niż obecnie.

Jan Paweł II sugerował, że możemy wiele nauczyć się od amerykańskich katolików. Co jest siłą tego Kościoła i czym może podzielić się z Europą?

– Papież zdawał sobie sprawę ze wszystkich błędów Kościoła w USA. Ale widział w nim także możliwość realizacji idei „Kościoła we współczesnym świecie” według wizji Soboru Watykańskiego II. To dlatego wspierał dialog między amerykańskimi katolikami a nowymi demokracjami w Europie Środkowowschodniej. Dlatego też ja i moi koledzy prowadzimy „Tertio Millennio Seminar and the Free Society” (tzw. Szkoła Letnia Instytutu Tertio Millennio w Krakowie, założonego przez o. Macieja Ziębę OP), od 1992 roku, aby promować dialog skierowany na budowanie kultury wolności w zgodzie z nauką społeczną Kościoła. Podczas tego seminarium nie studiujemy tylko katolickiego nauczania. Odkrywamy, w jaki sposób to nauczanie może być przeniesione na grunt życia publicznego, aby zarówno katolicy, jak i inni chrześcijanie oraz niewierzący mogli je zrozumieć.

W USA wierni licznie przystępują do Komunii św. Ale sakrament pojednania nie cieszy się chyba takim samym powodzeniem?

– Myślę, że katolicy w USA odkrywają na nowo siłę sakramentu pojednania po zamieszaniu, jakie mieliśmy w tej materii w ciągu minionych 40 lat. Mamy wiele do przejścia, ale jesteśmy na dobrej drodze. Katolicyzm w USA walczy teraz z czymś, co określam jako „Catholic lite” na wzór „Coca-Cola Lite” ( gra słów: lite – od light – używane na określenie produktów handlowych, które zawierają „mało czegoś”, np. cukru lub alkoholu; stosowane również w publicystyce dla określenia słabości, nieautentyczności, np. „marriage lite” – małżeństwo jako partnerstwo bez zobowiązań – J.D.). Walka ta przejawia się rozpowszechnianiem w parafiach adoracji Najświętszego Sakramentu, nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego oraz innych popularnych form pobożności, coraz poważniejszym traktowaniem Mszy świętej.

Jedną ze swoich książek zatytułował Pan „Odwaga bycia katolikiem”. Nie chodzi chyba o to, że katolicy w USA boją się wychodzić na ulicę…

– Nadając taki tytuł, miałem na myśli fakt, że w każdym czasie i miejscu życie w pełni według prawdy katolickiej wymaga odwagi. Katolicyzm jest wezwaniem do religijnej i moralnej wielkości, do duchowego heroizmu. Odwaga bycia katolikiem pociąga za sobą odwagę wiary w sytuacji, kiedy wysoka kultura często wysyła bardzo różne komunikaty. To odwaga, by zmierzyć się z problemami w życiu Kościoła i rozwiązywać je. To odwaga walki politycznej o prawo do życia, o wsparcie ubogich, o prawdziwą wolność.

Czy więcej odwagi do tego potrzeba w Europie czy w USA?

– Być może ta odwaga jest bardziej konieczna dzisiaj w zachodniej Europie, bo tam być prawdziwym katolikiem oznacza odważnie rzucić wyzwanie dominującej kulturze, a następnie próbować ją nawrócić, nie uciekać od świata do katolickich bunkrów czy katakumb. Myślę, że katolicy w Europie muszą wziąć głęboki oddech, odzyskać odwagę i wrócić do gry. O jaką grę chodzi? To walka o duszę Europy.

We wspomnianej książce pisze Pan o najtrudniejszym doświadczeniu amerykańskiego Kościoła, związanym ze skandalami seksualnymi z udziałem księży. Jakie były przyczyny tego kryzysu?

– To bardzo skomplikowana sprawa. Większość przypadków wykorzystywania seksualnego przez księży miała miejsce od późnych lat 60. do wczesnych 80. Korzeni tego należy szukać w różnych przyczynach: w zjawisku „Catholic Lite”, w cywilizacji buntu przeciw nauczaniu Kościoła, w upadku szeroko pojętej kultury, w nadmiernym zaufaniu, że psychologia może zaradzić pewnym problemom, w braku umocnienia dyscypliny w Kościele przez biskupów. Pamiętajmy jednak, że zaledwie 4 proc. księży było zamieszanych w te skandale, chociaż stało się to olbrzymią sprawą. Dlaczego? Ponieważ świat ma większe oczekiwania wobec Kościoła katolickiego. Ponieważ wrogowie Kościoła znaleźli w tych skandalach dobry kij, którym można w niego uderzyć. Wreszcie dlatego, że potęga amerykańskich mediów jest tak wielka, że nie mogło to pozostać tylko lokalną sprawą. Więcej takich incydentów miało miejsce w Kanadzie i Irlandii, ale te kraje nie mają globalnych centrów medialnych.

Napisał Pan, że kryzys zostawia uraz, ale może też być szansą. Co pozostawiła ta historia w Kościele amerykańskim?

– Nasz kryzys zostawił zarówno uraz, jak i otworzył na nowe możliwości. Amerykanie wiedzą, że większość naszych księży to dobrzy ludzie i zjednoczyli się, aby ich wspierać. W rezultacie przeszliśmy przez to wszystko nie tylko cali, ale też lepsi. Głęboka reforma seminariów została przyspieszona, podobnie reforma dyscypliny wśród duchowieństwa. Ten kryzys stał się również szansą dla młodych księży, wpatrzonych w Jana Pa- wła II jako ich wzór, aby zaproponować starszym księżom heroiczną wizję kapłaństwa. Ostatecznie zaś kryzys okazał się szansą dla biskupów, aby zrobić rachunek sumienia i przyjrzeć się swojej postawie. Jakkolwiek bolesne było to doświadczenie – a bolało bardzo – było też potrzebne. Publiczna eksplozja, na skutek zainteresowania mediów, zapaliła do przyspieszenia niezbędnych reform w Kościele.

George Weigel, amerykański filozof i teolog, kieruje Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie; autor biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei”; w Polsce ukazały się także jego książki: „Ostateczna rewolucja”, „Odwaga bycia katolikiem”, „Katedra i sześcian”.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)