Katastrofa Mi‑24: służył w Iraku, wymagał remontu
Śmigłowiec Mi-24, który w piątek późnym
wieczorem rozbił się koło Inowrocławia, służył przez kilka lat w
Iraku, w maju miał przejść remont generalny - powiedział ekspert lotniczy Tomasz Hypki.
W katastrofie śmigłowca śmierć poniósł por. Robert Wagner, drugi pilot maszyny, a dowódca śmigłowca i technik pokładowy zostali ranni.
- Z moich wiadomości wynika, że był to jeden ze śmigłowców Mi-24, które wróciły po kilkuletniej służbie w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Iraku. W maju miał on przejść gruntowny remont i być może też modernizację. Miał na sobie jeszcze starą wersję kamuflażu. Po remoncie miałby już nową - powiedział ekspert, powołując się na swą rozmowę z szefem Wojskowych Zakładów Lotniczych w Łodzi, gdzie miał się odbyć ten remont.
Według Hypkiego równie prawdopodobną przyczyną wypadku jest usterka techniczna, jak i względy pogodowe albo błąd ludzki. Hypki podkreślił zarazem, że cała załoga śmigłowca była doświadczona.
Zdaniem Hypkiego Mi-24 to ogólnie bardzo dobre śmigłowce bojowe i dotąd nie było z nimi poważniejszych problemów.
Do wypadku doszło w piątek późnym wieczorem na trasie Inowrocław - Toruń, w czasie wykonywania lotu szkoleniowego przed misją w Afganistanie.
Katastrofę helikoptera należącego do 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim bada już 21-osobowy zespół Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
Komisja składa się z dwóch zespołów. Jeden zajmie się zagadnieniami pilotażu, a drugi - sprawami technicznymi. Na miejscu wypadku zostaną przeprowadzone oględziny śmigłowca i otoczenia. Później maszyna i jej części zostaną przewiezione do hangaru pułku w Inowrocławiu, gdzie zostaną poddane szczegółowym badaniom.
W podobnych przypadkach ustalanie przyczyny katastrofy trwa około miesiąca.