ŚwiatKasa i rasa

Kasa i rasa



Czy to moralne, żeby dzieciom płacić za to, że się uczą? Oczywiście, że nie – zagrzmią wszyscy. A jednak prawie wszyscy to robią. Tych, których na to nie stać, wyręczą władze Nowego Jorku.

Kasa i rasa
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

16.06.2008 | aktual.: 16.06.2008 14:19

Gdy nowojorskie szkoły ogłosiły najnowsze wyniki testów z angielskiego i matematyki, 13-letnia Cynthia Baptiste zarobiła 218 dolarów. Oto ofekt specjalnego programu motywacyjnego.

Biali czy czarni

Klasa Cynthii Baptiste w Akademii Rodzinnej w Brooklynie – szkole w większości afroamerykańskiej – objęta jest projektem mającym zachęcić czarnoskórą młodzież do większego wysiłku w szkole. Celem jest zmniejszenie przepaści w poziomie wykształcenia białych i czarnoskórych, bo przecież w Ameryce przeciętny 17-letni czarny uczeń prezentuje poziom białego 14-latka.

Inicjatorem programu jest Roland Fryer, 30-letni afroamerykański profesor Uniwersytetu Harvarda, jeden z najbardziej interesujących amerykańskich naukowców. Jego ojciec siedział w więzieniu za napaść na tle seksualnym, stryjeczna babka poszła za kratki za handel kokainą, a on sam też kiedyś chciał się zająć handlem narkotykami. Jako niedawno mianowany „rzecznik do spraw równości” w szkołach Nowego Jorku Fryer wziął na warsztat zagadnienia rasowe. Zagadnienia, które nadal rodzą pytania: czy winę za problemy czarnoskórych ponoszą biali ze swoim rasizmem i dyskryminacją? A może to sami czarnoskórzy są winni swoich cierpień?

Po części odpowiedzią na te pytania są postępy w nauce Cynthii Baptiste i jej koleżanek i kolegów z klasy, którzy mogą zarobić do 500 dolarów rocznie za stopnie otrzymane w serii 10 testów. Na ponad milion uczniów szkół nowojorskich programem objęto około sześciu tysięcy uczniów z murzyńskich i latynoskich ubogich rodzin. Krytycy narzekają, że dając dzieciom pieniądze za dobre stopnie, Fryer po prostu je przekupuje. A jednak, choć program trwa dopiero od roku, nauczyciele już informują, że poprawiła się frekwencja, a uczniowie bardziej uważają na lekcjach. Sheila Richards, dyrektorka szkoły w Brooklynie, była bardzo sceptycznie nastawiona do pomysłu. Szybko jednak dostrzegła, że jej uczniowie zaczynają zdobywać coraz lepsze stopnie. Teraz się cieszy, że wielu z nich zakłada sobie konta w banku, by oszczędzać zarobione pieniądze. Analogiczny program, pozwalający uczniom z dobrymi stopniami bezpłatnie korzystać z telefonów komórkowych, również wywołał skrajne reakcje – z jednej strony kpiny, z drugiej –
poparcie.

Tony Allen-Mills

Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".

pieniądzeszkołaedukacja
Zobacz także
Komentarze (0)