PublicystykaKarolina Korwin-Piotrowska: Święta rodzina

Karolina Korwin-Piotrowska: Święta rodzina

Szaleństwo wybuchło ze zdwojoną mocą. Lewandowscy mają dziecko. Tak, mają dziecko. Córkę. Nazywa się Klara. Kogoś to ominęło?

Karolina Korwin-Piotrowska: Święta rodzina
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Karolina Korwin-Piotrowska

11.05.2017 | aktual.: 11.05.2017 12:31

Polska ma problem z Lewandowskimi. Z jednej strony dają nam powód do dumy – szczególnie on: chwalimy się nim, kochamy go i oglądamy w reklamach, wykupując potem to, co reklamuje. Z drugiej, niech no tylko odważy się NIE strzelić gola, a zaraz usłyszy, że za hajs od Niemców to strzela, u nas mu się nie chce, że nie ma już formy czy talentu i kasa, ta od Niemca, zamuliła mu mózg. Bo wiadomo przecież: bogaty, to już nie Polak, pewnie się zaprzedał, głowę mu urwało.

Podobnie z jego żoną. Portale plotkarskie z lubością śledzą, jak wyglądała kiedyś, a jak dzisiaj. Jak my kochamy te newsy z zadka, że ktoś "się zrobił". Jej stylizacje są poddawane ocenie. Co i za ile, a w podtekście, że są to pieniądze Roberta. Każdy wpis na blogu jest analizowany. Dziewczyna jest sportowcem, ma na koncie wiele sukcesów, a i tak nieustannie musi udowadniać, że coś umie, że potrafi, że nie jest z księżyca i nie jest tylko "żoną swojego męża". Co prawda jej receptury są czasem oparte na kosmicznie drogich rzeczach, ostatnio śniadanie za ponad 50 złotych było hitem, ale sama muszę przyznać, że kulki mocy są spoko, bo sama robię.

Król i królowa

Szaleństwo z Lewandowskimi wybuchło w chwili ich ślubu, kiedy to my, z pszenno-buraczanego kraju z kompleksami wobec świata, dostaliśmy wreszcie swoja "parę królewską", której sukcesy i stan konta nie podlegały wątpliwości, w przeciwieństwie do wielu innych, lansowanych w stanie histerii przez media, a potem oblewających się w tychże mediach szambem, bądź gonionych przez komorników. Lewandowscy - młodzi, ładni i z sukcesami, mieli być "polskimi Beckhamami" albo polską "Kate i Williamem".

My lubimy się porównywać. Mieliśmy "polskiego Brada Pitta", była "polska Kate Moss", polska "Kylie Jenner" też jest. Grunt to bowiem oryginalność i własny przekaz w przaśnym mazowieckim szołbizie. Nic to, że podróbki nasze są słabe, tanie jak perfumy z bazaru, ale porównanie jest. I to się liczy. Światowo się jakoś robi, a kompleks polski jakby mniejszy. Ślub Lewandowskich był wydarzeniem medialnym, zdjęcia paparazzi były hot, wszyscy je oglądali, media zarabiały i mieliśmy Boże Narodzenie latem. Pokazaliśmy, że co jak co, ale w kwestii szaleństwa na punkcie osób znanych, wyprzedzamy chyba upragniony zachód. W tym jesteśmy liderami. W podglądaniu innych.

Royal baby

Potem było kilka wywiadów, gdzie, jak to w katolickim kraju bywa, jak mantra padało pytanie o dziecko, bo przecież trzeba mieć dziecko. Lewandowscy kluczyli, jak mogli, z klasą i spokojem, choć ja na ich miejscu wybuchłabym co najmniej kilka razy. Ale jak się ma taką pozycję jak oni, wygarnąć zwyczajnie nie wypada. Na szczęście oni już to wiedzą.

Kiedy Lewandowski ogłosił, że będzie ojcem, wybuchło coś, czego w Polsce i zidiociałych, coraz bardziej polskich mediach jeszcze nie było. Histeria? Mało powiedziane? Szaleństwo? Raczej też zbyt małego kalibru słowo. Pamiętam, kiedy jednego dnia zadzwoniło do mnie kilkanaście redakcji z prośbą, abym "jakkolwiek" skomentowała to, że Lewandowski będzie ojcem. Kiedy pytałam, "ale po co?", słyszałam, że cała Polska tym przecież żyje. Cała? Ja jakoś nie. Nikt z moich znajomych także nie. Po prostu ma przyjść na świat dziecko, nic więcej, a że ktoś na tym zbija ostrą kasę, jego sprawa. Ja ręki do tego, póki co, nie chciałam przykładać.

Na portalach pojawiły się specjalne sekcje, wszystkie o nazwach zbliżonych do: "Ciąża Ani Lewandowskiej". Obowiązkowo były symulacje, jak dziecko będzie wyglądać, czy jak rodzice będzie sportowcem, jaki będzie miało znak zodiaku. A "koledzy" Roberta opowiadali o tym, czy dziecko wpłynie na jego zdolność strzelania goli. W skrócie o ciąży Lewandowskich czuł się na sile wypowiadać każdy. A każdy news o tym klikał się jak wściekły. Kasa, kasa, kasa…

Czas żniw

Kiedy więc nadszedł ten cudowny moment i dziecko Lewandowskich przyszło na świat, Polska natychmiast oszalała. Ja wtedy byłam na medialnym detoksie, z którego obudziły mnie telefony z różnych redakcji (znowu) żebym to skomentowała. Czyli co? To, że Anna Lewandowska powiła zdrowego dzieciaka, i że to jest dziewczynka. Aha. Na szczęście moje tłumaczenia, że uważam to za absurdalne, jakoś do dzwoniących dotarły. Jedna z dziennikarek nawet długo tłumaczyła mi się, że jej wydawca wydzwaniać kazał. A ja patrzyłam jedynie, co dzieje się w mediach.

A były tam żniwa lepsze niż kolejny skandal z Dodą, snapy zidiociałych blogerek, piosenki wykonawców bez repertuaru czy głosu, matura celebrytek, dziecięce wyznania Edyty Górniak czy nawet pogrzeb Przybylskiej, który dał zarobić mediom w ostatnich latach najwięcej. Kiedy w jednym z serwisów, na stronie głównej było ponad 20 newsów o dziecku Lewandowskich, autentycznie zamarłam. To nie było szaleństwo, ale jakaś straszliwa, na granicy choroby psychicznej, obsesja. Poziom owych "newsów" w większości był zresztą z tak głębokiego "miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę", że aż strach. Ale na koniec dnia kasa się zgadzała. Bo kasa rządzi.

Gwiazdy i "Gwiazdy"

Wczoraj byłam na premierze filmu "Gwiazdy". Film dobry, mimo uwag, idźcie, ale dziennikarze nie pytali mnie o film, o to, jak dobrze gra tam kilku co najmniej aktorów, ale o… Lewandowskich właśnie. Czy to dobrze, że nie zrobili wywiadu do gazety z dzieckiem? Bo przecież w Polandzie o poziomie gwiazdorstwa świadczy prywatna sesja w gazecie, prawda? Czy to dobrze, że pokazali córeczkę w mediach społecznościowych? To akurat według mnie ruchem było genialnym, bo Beckhamowie pokazali Harper na TT i było po wszystkim - świat wiedział, jak wygląda ich córka i zainteresowanie medialne mieli niemal z głowy.

Mamy więc naszą "świętą rodzinę". Mamy nasze "royal baby". Mamy naszą mszę medialną, codziennie odprawianą na wszelkich portalach, kolejne newsy z wiadomego miejsca, zdjęcia, komentarze i oceny.

Czekamy teraz na chrzest. Media obstawiają, kto będzie rodzicem chrzestnym, jakie prezenty i od kogo dostała Lewandowska i jaki miała baby shower. Bo, że wypasiony, to wiadomo obowiązkowo. Media wariują, ja się przyglądam i życzę Lewandowskim spokoju i dystansu - głównie do tego, co im tutaj szyją. Bo cokolwiek zrobią, będzie skrytykowane, ocenione i to nie zawsze pozytywnie. Taki los ikon, szczególnie w smutnym i szarym, pełnym nienawiści kraju, w którym kocha się tych, którzy mogą być idolami milionów, szybko zrzucać z piedestału.

Nie dlatego, że są lepsi, czy bardziej uzdolnieni, ale głównie dlatego, że mają pieniądze. Bo to pieniądze są u nas największym powodem do zazdrości. Gdyby Lewandowski był biednym trampkarzem, wybaczylibyśmy mu więcej. Ale nie jest. Na szczęście on ma chyba na to ostro wywalone. I niech tak trzyma…

Karolina Korwin-Piotrowska dla WP Opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji

Zobacz także
Komentarze (0)