Karna fikcja
W najgłośniejszym procesie ostatnich dni sąd za obrażenie uczuć religijnych wymierzył gdańskiej artystce Dorocie Nieznalskiej karę 6 miesięcy ograniczenia wolności, polegającą na pomocy przy wydawaniu posiłków dla bezdomnych przez 20 godzin w miesiącu.
02.08.2003 10:30
Karę ograniczenia wolności orzeka się od miesiąca do roku (to oznacza 20-40 godzin pracy miesięcznie) za drobne przestępstwa - kradzieże w sklepach, oszustwa, bójki, malowanie graffiti. Praca jest nieodpłatna, kontrolowana, we wskazanym przez sąd zakładzie, służbie zdrowia, opiece społecznej, organizacji charytatywnej. Kodeks karny mówi, że chodzi o pracę na cele publiczne. Tyle że życie z kodeksem się rozmija...
- Z ostatnich dwóch lat mamy akta 180 skazanych na karę ograniczenia wolności z obowiązkiem świadczenia pracy społecznej, ale wczoraj do pracy przyszło tylko dwóch. Podobnie było poprzedniego dnia - jeden ze skazanych już po godzinie porzucił narzędzia i zniknął - mówi Barbara Mucha z Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych w Sosnowcu, dokąd sąd kieruje sprawców drobnych przestępstw.
W lipcu zaledwie 9 z nich pojawiło się w MZUK. Są tacy, którzy mają wyroki z końca lat 90. i nic sobie z tego nie robią, czują się bezkarni. Nie ma wątpliwości, że obowiązek świadczenia pracy społecznej przez sprawców jest coraz większą fikcją także dlatego, iż nie ma pracy dla ludzi, którzy nie weszli w konflikt z prawem. Bywa więc, że zimą niektórzy skazani tygodniami czekają na robotę. Niektóre sądy nie panują nad wykonaniem tej kary, inne w ogóle zaprzestały jej orzekania, np. w Pszczynie.
Od dwóch lat bytomski sąd kieruje skazanych wyłącznie do Ruchu Radzionków (czy dlatego, że jeden z członków zarządu klubu jest ławnikiem?). Kierownik stadionu, Józef Holewa, nie jest jednak zadowolony z darmowych rąk do sprzątania.
- Otrzymaliśmy akta około 40 osób, z czego do pracy zgłosiła się najwyżej połowa, a i tak niektórzy po 3-4 godzinach odeszli bez śladu - mówi Holewa.
Michał Niedopytalski, prezes sądu w Bytomiu, jest przekonany, że skazani odpracowują swoje kary także w Bytomskim Przedsiębiorstwie Komunalnym.
- Ależ skąd! Nie mamy pracy dla tych ludzi - twierdzi Krystyna Gola, kierownik kadr.
Jest też tak, że koszty zatrudnienia skazanego trzeba ponieść, a niektórzy po pobraniu roboczego ubrania znikają, bo... znów mają za co pić. Niemniej jednak robót porządkowych do wykonania w każdym mieście jest bez liku. I choć to samorządy mają przygotować front robót dla skazanych, na ogół ten prawny obowiązek omijają.
W mysłowickich szpitalach skazani przyjmowani są chyba z litości. Nikt ich do środka budynku nie wpuszcza, porządkują tylko teren na zewnątrz, czasem coś przeniosą. W Szpitalu nr 2 leżą akta 50 skazanych, ale do pracy przychodzi 5.
- Młodsi są bardziej zdyscyplinowani, większość jednak zupełnie to lekceważy - ocenia Eugenia Mielczarek z administracji szpitala.
- Uważam, że ta kara jest pożyteczna i powinna być szeroko stosowana zwłaszcza wśród młodych sprawców, którzy na dodatek unikają pracy i nauki - mówi Ewa Kornacka-Kowalczyk, wiceprezes sosnowieckiego Sądu Rejonowego, gdzie bodaj najwięcej w naszym regionie zapada takich wyroków. W ub. roku orzeczono ich 418 (w całym okręgu katowickim - 608), w tym roku - 147. Dla ilu będzie to tylko kara pozorna?
Teresa Semik