Karetkę wezwano do jednej osoby - zmarły dwie
60-letnia kobieta wezwała w Augustowie
(Podlaskie) karetkę pogotowia do męża, który zasłabł i stracił
przytomność. Zanim pogotowie dotarło na miejsce, kobieta sama
zmarła; nie udało się też uratować jej 64-letniego męża -
poinformowała policja.
06.10.2004 | aktual.: 06.10.2004 10:21
Do zdarzenia doszło rano. Kobieta zawiadomiła pogotowie, że jej mąż zasłabł i spadł z łóżka. Gdy "erka" przyjechała na miejsce, w przedpokoju leżała na ziemi kobieta, nie dająca oznak życia. W pokoju leżał jej mąż. Reanimacja nie przyniosła rezultatu.
Adam Szałanda, dyrektor wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego w Suwałkach, której podlega pogotowie w Augustowie, powiedział, że karetka została wysłana "w trybie natychmiastowym", miała do przejechania ok. 4,5 km.
Choć na razie Szałanda opiera się jedynie na informacjach ustnych, uważa, że nie było w działaniach dyspozytora wysyłającego pomoc i lekarzy żadnej zwłoki. Wszystko mamy zapisane na rejestratorach, więc czas zgłoszenia i wyjazdu można sprawdzić - dodał Szałanda.
Jak powiedział, zespół karetki podjął na miejscu reanimację jednej osoby i wezwał kolejną karetkę do reanimacji drugiej. Zarówno policja, jak i lekarze uważają, że w obu przypadkach przyczyny śmierci są naturalne.
Lekarze przypuszczają, że chodzi o problemy z układem krążenia, ale ostatecznie wyjaśnić ma to sekcja zwłok.