Kapitalistów księga wyjścia
Kapitał nie myśli, kapitał liczy - mawiał Karol Marks. Wyjątkowo w tym wypadku się nie mylił. Dlatego też dni kapitalistów w Polsce mogą być policzone. Dochodowość działalności gospodarczej w naszym kraju jest na katastrofalnie niskim poziomie: wynosi 2%. Prowadząc firmę, która osiąga milion złotych przychodów i ma koszty w wysokości 760 tys. zł rocznie (przeciętne koszty przy takich przychodach), jej właściciel z pozostałych mu 240 tys. zł nadwyżki osiąga dochód w wysokości 12 tys. zł. Reszta przepada w czeluściach budżetu państwa w postaci podatków VAT, CIT i podatku od dywidendy.
Zaraz nie wracam
Wbrew pozorom, na początku 2004 r. naszym rodzimym kapitalistom zafundowano nie obniżkę, lecz podwyżkę podatków. Dla właścicieli firm najważniejszy jest bowiem podatek od zysków z akcji oraz od dywidendy. Pierwszy z nich wprowadzono u nas w tym roku (stawka wynosi 19%), a drugi podwyższono z 15% do 19%. Tylko z tytułu dywidendy z TP SA i PKN Orlen na rachunek należącego do Jana Kulczyka Kulczyk Holding trafiło za 2003 r. 21,1 mln zł. Podatek za ubiegły rok wyniósł więc 3,1 mln zł. W tym roku przy identycznej kwocie dywidendy będzie już o 900 tys. zł większy. Nikt by się pewnie nie zdziwił, gdyby najbogatszy Polak postanowił po 1 maja 2004 r. przenieść firmę na Cypr. Tam nie zapłaciłby bowiem ani grosza (podatek od dywidendy wynosi tam 0%!), a pieniądze mógłby swobodnie wypłacić w całej UE, a więc także w Polsce.
- Nowe firmy rejestruję teraz tylko za granicą, bo przynoszą mi więcej dochodu od tych, które od kilkunastu lat działają w Polsce - bez ogródek mówi Zbigniew Niemczycki. Możliwości inwestowania za granicą jest bez liku. Mogą to być na przykład fundusze inwestycyjne w Luksemburgu. Zyski uzyskane za ich pośrednictwem z akcji na warszawskiej giełdzie nie będą w ogóle opodatkowane. Proste systemy fiskalne, oparte na podatku liniowym, mają już Litwa, Łotwa, Rosja, Słowacja, Ukraina. W Estonii każde euro zysku, które zostanie ponownie zainwestowane, jest w ogóle zwolnione z podatku! Nie pomoże nam nawet 19-procentowy CIT, obniżony o 8 punktów procentowych w porównaniu z 2003 r. Podatek, który zapłaci od zysków filia holenderskiej spółki w Estonii, wynosi bowiem 0%. Według Kubali, rejestrowanie działalności w Holandii, a następnie otwieranie filii w Estonii stanie się hitem tego roku wśród polskich biznesmenów.
Co wasze, to nasze
Im więcej własności, tym więcej wolności, i odwrotnie - przekonuje Richard Pipes, amerykański historyk i politolog (autor książki "Własność a wolność"). Państwo polskie ma jednak gdzieś prawo własności, bez którego nie ma mowy o bogaceniu się narodów. Poczynając od kwestii reprywatyzacji (w naszym regionie nie rozwiązała tego problemu poza nami tylko Białoruś!), a skończywszy na czynszach regulowanych w prywatnych kamienicach czy utrzymywaniu takich reliktów komunizmu, jak wieczyste użytkowanie albo spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu. W najnowszym rankingu wolności gospodarczej, opracowywanym przez Heritage Foundation i "Wall Street Journal", Polska z 45. miejsca w 2003 r. spadła na 56. miejsce (Czechy są na 32. miejscu, Węgry - na 42., a Estonia - na 6.). Jedną z głównych przyczyn obniżenia naszej pozycji było znaczne pogorszenie się ochrony prywatnej własności w Polsce. Z tego samego powodu ocenę ratingową naszego kraju obniżyła w ubiegłym roku agencja Fitch.
Stracone pokolenie
Nasz kapitalizm bez kapitalistów w ostatnich latach sprawił, że dziś ławka rezerwowa ludzi, którzy mogliby zastąpić pierwsze pokolenie prywatnych biznesmenów, świeci pustkami. Własna firma przestała być sposobem na zdobycie atrakcyjnej pracy i płacy w Polsce: w latach 1990-1993 była wymieniana przez badanych na pierwszym miejscu, a obecnie spadła na siódme. Polacy są coraz mniej skłonni do podejmowania gospodarczego ryzyka. Młody człowiek po studiach, zamiast założyć własny biznes i zmagać się z biurokracją i legislacyjną biegunką naszych parlamentarzystów, woli się zatrudnić w dużej firmie i całe ryzyko przerzucić na kogoś innego, czyli swojego pracodawcę. Tym bardziej że wiedzę o przedsiębiorczości czy ekonomii zwykle czerpie na uczelni od nauczycieli frustratów, zarabiających śmiesznie małe pieniądze i obrażonych na wolny rynek.
Jan Piński
Współpraca: Michał Zieliński