PolskaKandydaci na kierowców biją swoich egzaminatorów

Kandydaci na kierowców biją swoich egzaminatorów

Egzaminatorzy z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w regionie łódzkim nie mają łatwego życia. Kandydatom na kierowców coraz częściej puszczają nerwy. Wielu zdających, po tym jak oblewają egzamin, miota przekleństwami pod adresem egzaminatorów. Coraz częściej w ruch idą też pięści. Policja i prokuratura bezradnie rozkładają ręce.

10.05.2008 | aktual.: 10.05.2008 08:46

Jeden z takich nieprzyjemnych incydentów przytrafił się egzaminatorowi Jackowi Łęgockiemu w łódzkim WORD. Młody mężczyzna poszturchiwał go, ubliżał i próbował sprowokować do bójki.

Zbigniew Skowroński, dyrektor łódzkiego WORD, twierdzi, że podobnych wypadków ataków na egzaminatorów jest coraz więcej. Średnio raz w miesiącu. W ubiegłym roku podobnych sytuacji odnotowano 7, a od początku tego roku już czterokrotnie doszło do spięć między zdającymi a egzaminatorami.

W trosce o bezpieczeństwo swoich podwładnych podpisałem umowę z łódzką firmą ochroniarską. W wypadkach zagrożenia w ciągu kilku minut ma się pojawić grupa interwencyjna ochroniarzy - mówi Zbigniew Skowroński.

O tym jak bardzo jest potrzebna przekonał się niedawno inny egzaminator. Przeżył chwile grozy, kiedy oblał całą grupę zdających. Niedoszli kierowcy skrzyknęli się i czekali na niego przed bramą ośrodka. Nie mieli przyjacielskich zamiarów.

Chcieli odwetu na naszym pracowniku. Nie mieliśmy wątpliwości, że należy wezwać ekipę. Ochrona pojawił się niemal natychmiast. Kiedy jej wóz patrolowy przyjechał, napastnicy się wycofali - opowiada dyrektor Skowroński. Sprawcami przepychanek i wyzwisk są zazwyczaj młodzi ludzie, którzy nie przekroczyli trzydziestki.

Problemy ze zdającymi egzaminy mają również egzaminatorzy w WORD w Skierniewicach. Niedawno nerwy puściły kobiecie, która znieważyła egzaminatora na placu manewrowym. Paweł Bejda, dyrektor ośrodka, o zajściu powiadomił prokuraturę. Sprawa wydarzyła się niespełna miesiąc temu. Poinformował mnie o nim egzaminator i zażądał doniesienia do prokuratury, która bada sprawę. Z kolei w ubiegłym roku jeden z egzaminatorów został uderzony przez osobę, którą oblał kilka dni wcześniej - opowiada Paweł Bejda.

W piotrkowskim WORD do rękoczynów nie doszło, ale dyrektor WORD Bogusław Kulawiak obawia się o pracowników. Bywa, że sam występuje w roli ochroniarza. Jak dotąd w najgorszej sytuacji znalazła się pani egzaminator, której zdający zagroził, że zrobi jej krzywdę. Nie zdecydowała się zgłosić tego policji - mówi Kulawiak. Tak się złożyło, że kiedy ten mężczyzna przyszedł na powtórny egzamin, znów znalazł się w grupie pani egzaminator. Osobiście uczestniczyłem w tym egzaminie.

Dyrektor Kulawiak nie wyobraża sobie zatrudnienia ochrony, bo w aucie nie może siedzieć nikt postronny. Nie wyobraża sobie też puszczania za każdą elką ochroniarzy.

Nie wszystkie wypadki napaści na egzaminatorów są zgłaszane do organów ścigania. Bywa, że na drugi dzień przychodzą rodzice i przepraszają za syna. Wtedy sprawę odpuszczamy, bo po co dzieciakowi wpisywać takie nieprzyjemne sprawy w papierach - mówi dyr. Skowroński.

Po ostatniej próbie pobicia egzaminatora łódzki WORD postanowił złożyć zawiadomienie do prokuratury. Dariusz Śliwkiewicz, szef bałuckiej prokuratury, mówi, że w tym roku otrzymał dwa zawiadomienia od dyrekcji WORD o znieważaniu pracowników. W jednym wypadku odmówiono wszczęcia postępowania, w drugim umorzono postępowanie ze względu na brak wystarczających dowodów.

Magdalena Piotrowska z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi potwierdza, że udowodnienie winy jest trudne. Na ogół są to zajścia między egzaminatorem i kursantem, na które zazwyczaj brakuje dowodów i świadków - mówi Magdalena Piotrowska. Łódzka policja prowadziła dwa postępowania: jedno w marcu tego roku i w maju ubiegłego roku. Obydwa zostały umorzone ze względu na brak dowodów.

Kandydat na kierowcę, który wyzywa egzaminatora lub rzuca się na niego z pięściami może narazić się na niemałe kłopoty. Egzaminator jest bowiem w świetle przepisów funkcjonariuszem publicznym. Każdy wypadek ataku na niego jest ścigany z urzędu.

Jest to naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego w związku z pełnieniem obowiązków służbowych. Grozi za to kara grzywny lub ograniczenia wolności do trzech lat - mówi Monika Zbrojewska, ekspert prawa.

Grzegorz Maliszewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)