Tak daleko Niemcy jeszcze się nie posunęły. "To oczywiste kłamstwo" ws. Ukrainy

Kanclerz Olaf Scholz stwierdził podczas wizyty na Litwie, że żaden inny kraj nie dostarcza broni Ukrainie na podobną skalę jak Niemcy. Polityk, delikatnie mówiąc, mija się z prawdą. - Nawet niemieckie instytucje, które prowadzą zestawienia dostaw broni do Ukrainy, pokazują, że Niemcy w czołówce krajów, które przekazują broń, nie są - mówi w rozmowie z WP Daniel Szeligowski, ekspert PISM.

Olaf Scholz
Olaf Scholz
Źródło zdjęć: © East News | AP
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

"Faktem jest, że Niemcy są jednym z najważniejszych militarnych pomocników Ukrainy. Nikt nie realizuje dostaw na taką skalę jak Niemcy. Tylko niewiele krajów robi bardzo dużo, jak Stany Zjednoczone. Ale Niemcy są jednym z krajów, które wykorzystują swoje możliwości na bardzo dużą skalę" - powiedział kanclerz Olaf Scholz na Litwie.

Badanie "Ukraine Support Tracker" rejestruje pomoc militarną, finansową i humanitarną z 31 krajów, w tym państw Unii Europejskiej i grupy G7. Według tego zestawienia na pierwszym miejscu znalazły się USA (pomoc wojskowa o wysokości 13,9 mld euro), na drugim Polska (1,52 mld euro), na trzecim Wielka Brytania (1,34 mld), poza podium znalazły się Niemcy (0,6 mld euro).

"Scholz został zapędzony do narożnika i boksuje na oślep"

- To, co mówi kanclerz Scholz, to oczywiste kłamstwo - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Daniel Szeligowski, ekspert PISM. Jak podkreśla, "nawet niemieckie instytucje, które prowadzą zestawienia dostaw broni do Ukrainy, pokazują, że Niemcy w czołówce krajów, które przekazują broń, nie są".

Szeligowski zwraca uwagę, że "kanclerz Scholz jest ogromnie krytykowany na arenie międzynarodowej przez absolutnie wszystkich, w tym przez część własnych koalicjantów". - Stara się wybielić, uciekając się do kłamstwa, a w innych przypadkach do manipulacji - mówi. I dodaje, że w jego ocenie "kanclerz Scholz został zapędzony do narożnika i boksuje na oślep".

Adam Traczyk, ekspert do spraw polityki zagranicznej i stosunków polsko-niemieckich, a także politolog, działacz społeczny i współzałożyciel oraz prezes think tanku Global.Lab, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że "kanclerza Scholza poniosła fantazja".

- Jest to też sygnał, że Scholz chce przejść do ofensywy. Niemcy w ostatnich tygodniach były obiektem zmasowanej krytyki. Zasłużonej, ale i czasami przesadzonej. Scholz komunikował się w sposób oszczędny i wycofany. Widać, że próbuje innej taktyki - dodaje.

Jak ocenia, ta "mijająca się z prawdą wypowiedź jest sygnałem pewnego politycznego zwrotu i przejścia do konkretnej komunikacji ze strony kanclerza".

Merkel się nie obwinia. "Jest znana z tego, że nie przyznaje się do błędów"

- Czy można było zrobić więcej, aby zapobiec takiej tragedii? Zadaję sobie takie pytania - przyznała w wywiadzie była kanclerz Niemiec Angela Merkel, komentując rosyjską inwazję na Ukrainę. I dodała, że "nie udało się stworzyć architektury bezpieczeństwa, która mogłaby zapobiec tej sytuacji", ale "nie obwinia się".

Daniel Szeligowski uważa, że to "wyraźnie pokazuje, że duża część niemieckiej elity politycznej, zwłaszcza ta związana z konserwatystami, nie uświadamia sobie błędów, jakie Niemcy popełniły wobec Rosji i Ukrainy w ciągu ostatnich kilkunastu lat".

- To, co mówi Angela Merkel, twierdząc, że "kupowała czas" dla Ukrainy, w postaci porozumień mińskich, to częściowa prawda. Porozumienia te odegrały taką rolę. Merkel sugeruje w ten sposób, że wiedziała, że prędzej czy później do agresji rosyjskiej dojdzie. Jeśli faktycznie tak było, dlaczego dokładnie w tym czasie Niemcy były drugim największym państwem w Unii Europejskiej, które dostarczały broń Rosji? - dodaje.

Szeligowski dodaje, że "Merkel osobiście interweniowała i blokowała wszelkie dostawy broni do Ukrainy, w czasie, kiedy była kanclerzem".

Adam Traczyk zaznacza, że "Angela Merkel jest znana z tego, że publicznie nie rozlicza się z niczego, nie przyznaje się do błędów czy nawet do zmiany politycznego kursu". - Merkel jest byłą polityczką i to, czy ona wyciągnie jakieś wnioski, nie ma dla polityki Niemiec żadnego znaczenia. Jest konsekwentna i nie zabiera głosu na bieżące tematy. Mówi jedynie o przeszłości. Nie możemy spodziewać się komentowania obecnych działań rządu - zaznacza.

- Merkel defetystycznie patrzyła na zdolności Niemiec powstrzymywania i odstraszania Rosji. Jej celem było utrzymanie małej stabilizacji na każdym kroku. Łagodzenia kryzysów, kiedy się pojawiały. Nie miała zarysowanego strategicznego celu. Najprawdopodobniej nie wierzyła, że jej kraj i Zachód mają wystarczające możliwości, siły i determinację, aby Rosję w zdecydowany sposób powstrzymać - ocenia Traczyk.

Dlaczego Niemcom zależy tak na utrzymaniu pozycji Rosji? Szeligowski uważa, że to "pokutujące w niemieckiej elicie przeświadczenie, że długoterminowo bezpieczeństwo w Europie można zorganizować wyłącznie z Rosją".

- Atak rosyjski na Gruzję, inwazja na Ukrainę to - w tym kontekście - krótkoterminowa aberracja odejścia od normy. Bardziej, niż to, co się dzieje w Ukrainie, jest dla Niemiec ważne to, co się stanie z Rosją. Zależy im, by Rosji nie spychać na margines i nie doprowadzić do tego, że Rosja odwróci się plecami do Zachodu - zaznacza.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
niemcyolaf scholzukraina
Wybrane dla Ciebie