Kampanie wyborcze w sieci
Nie ustają kampanie prezydenckie prowadzone w sieci. Obaj pozostali na placu boju kandydaci najwyraźniej zdają sobie sprawę z wpływu, jaki przy wykorzystaniu tego medium mogą wywrzeć na wyborców. A że każda pliszka swój ogonek chwali, z oficjalnych stron wylewają się potoki zalet i osiągnięć przyszłych głów naszego państwa. Dowiadujemy się z nich często tyle, co ze starożytnych hymnów ku czci mężnych bohaterów.
09.10.2005 | aktual.: 13.10.2005 12:09
Niezbędne pozycje, których na oficjalnej stronie zabraknąć nie może, to życiorys kandydata, jego program, wywiady, które pojawiły się dotychczas w mediach i aktualności dotyczące jego kampanii. A poza tym – hulaj dusza, piekła nie ma. Każdy puszy się, jak może. I serwuje Internautom coś o sobie ekstra.
Donald Tusk to kandydat, którego w sieci spotkać można osobiście. Zamieszkał na swej stronie i przy każdym na nią wejściu wyłania się z niebytu (ekranu, oczywiście) i podchodzi do nas głośno tupiąc. Potem wita nas z uśmiechem i obficie gestykulując (oj, musiał spotkać na swej drodze specjalistę ds. wizerunku, ale czemu tupie aż tak głośno?) uprzejmie opowiada o serwisie, przyklejając nam do monitora kartki z konkretnymi podstronami, o których aktualnie mowa.
"Lorbas" kontra "dado"
Nic nie zbliża ludzi aż tak dobrze, jak wyznania osobiste. Choćby w Internecie. W społeczeństwie Big Brothera anegdotki z życia prywatnego cieszą się popularnością niczym ciepłe bułki z rana. Zjednują sympatię - w końcu prezydentem musi zostać ziomal, równy koleś. I w ten trend wpisuje się Lech Kaczyński. Schodząc z sacrum do profanum serwuje na swej stronie opowieści: o wnuczce Ewie, która na dziadka woła „dado”, myląc go czasem z bratem Jarosławem, o doskonałym małżeństwie swojej jedynaczki Marty, która mimo obaw ojca wyszła młodo za mąż, i o kocie Rudolfie przygarniętym za schroniska na Paluchu. Więcej na temat plotek z życia familii Kaczyńskich w artykułach prasy bulwarowej, do których zajrzeć można oczywiście w serwisie pana Lecha. Dla zainteresowanych - zdjęcia rodzinki w galerii.
O ile „Kaczor” sensacyjne newsy z prywatnego życia przemyca ukradkiem w dłuższych tekstach, o tyle Donald wali prosto z mostu. Na podstronie zatytułowanej szczerze „ciekawostki” przyznaje, iż był wicemistrzem Polski w zażywaniu tabaki, a w zawodach nadal uczestniczy regularnie, lub że „za komuny” przerobił tekst „Międzynarodówki” na piosenkę o „Lehii Gdańsk”, którą na stadionie śpiewało 10 tyś. gardeł. Tylko informację, że w dzieciństwie tata pieszczotliwie przezywał go „lorbas” (co po kaszubsku oznacza „nicpoń”) przemyca w podpisie pod zdjęciem. A to takie słodkie przecież...
O swojej ludzkiej twarzy Donald Tusk próbuje nas przekonać informując o swym hobby. Dumą kandydata są puchary i nagrody, jakie zdobywa jego amatorska drużyna piłkarska – jest jej kapitanem i najbardziej bramkostrzelnym napastnikiem. O czym marzy? Oczywiście, by doczekać się wnuków i nauczyć ich dobrze grać w piłkę. Za to Lech Kaczyński o swych pozapolitycznych zainteresowaniach nie wspomina na swej stronie słowem. Czyżby nie miał żadnych pasji? Co za nudne takie życie...
Kalkulator i teczki
Kandydat PiS obmyślił za to inną osobiliwą strategię - udowadnia nam swe dobre intencje, a także prawidłowe założenia programu, z którym idzie do wyborów. W tym celu na swej stronie zamieścił specjalny kalkulator podatkowy PiS, za pomocą którego łatwo sprawdzić, jak propozycje podatkowe PO, a jak jego partii wpłyną na dochody i wydatki Internautów. Nic prostszego! Trzeba tylko wpisać kilka wyznań osobistych (np. ilość dzieci na utrzymaniu lub czy jest się kawalerem/panną), oraz parę wydawanych regularnie sum np. na telefon, jedzenie czy prąd. I hop!? I wcale nie hop. Zapomnieli o czynszu...
Dobry chwyt to także udowodnić swoją praworządność - a tym samym zyskać poparcie osób stawiających na przejrzystych i uczciwych prezydentów. Czyżby w tym celu Lech Kaczyński prezentował w Internecie zawartość swej IPN-owskiej teczki? A że niezbyt jest czytelna? Ej czepialscy, liczą się przecież chęci...
Nie zniknęły strony pozostałych, upadłych już dziś kandydatów. Nie zniknęły, lecz zamarły. O wynikach pierwszej tury informuje nas jedynie Andrzej Lepper, a "aferę Wehrmachtową" komentuje w blogu żony Halina Borowska. Dla reszty czas zatrzymał się w dniu 9 października. Może byli kandydaci zawiesili się załamani "niespodziewaną" porażką?
Bogumiła Szymanowicz, Wirtualna Polska