PolskaKamiński i Mela: jest jeszcze kilka miejsc do zdobycia

Kamiński i Mela: jest jeszcze kilka miejsc do zdobycia

Polarnik Marek Kamiński i 16-latek Janek Mela, którzy w ubiegłym roku zdobyli oba bieguny ziemskie, nie wykluczają kolejnych wspólnych wypraw.

Kamiński i Mela: jest jeszcze kilka miejsc do zdobycia
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Rybarczyk

14.01.2005 | aktual.: 14.01.2005 15:52

Kamiński, Mela i operator filmowy Wojciech Ostrowski wrócili w czwartek z Antarktydy, gdzie 31 grudnia o godzinie 3.47 czasu polskiego stanęli na biegunie południowym. Kilka miesięcy wcześniej - 24 kwietnia - wraz z Wojciechem Moskalem, zdobyli biegun północny.

16-letni Janek Mela stał się najmłodszym w historii człowiekiem i pierwszym niepełnosprawnym, który w jednym roku zdobył dwa bieguny Ziemi. Marek Kamiński to pierwszy polarnik, który w jednym roku (1995 r) zdobył oba bieguny. Teraz powtórzył to osiągnięcie.

Jest jeszcze jezioro Bajkał, jest Syberia - pozostało jeszcze kilka miejsc do zdobycia - powiedział Kamiński. W tym roku jednak najważniejsza dla Janka jest nauka. To plany na dalszą przyszłość - mówił polarnik.

Wróciliśmy, ale nasza wyprawa jeszcze się nie skończyła - podkreślił Marek Kamiński. Skończy się dopiero wtedy, kiedy uda nam się zebrać pieniądze na protezy dla tych, którzy zwrócili się do nas o pomoc - wyjaśnił.

Wyprawa trwała ponad miesiąc. Z kraju polarnicy wyruszyli 1 grudnia. Po przelocie z Warszawy do Punta Arenas w Chile, ekipa została przetransportowana na Antarktydę, do bazy Patriot Hills. 17 grudnia polarnicy wyruszyli w kierunku Bieguna Południowego.

Pierwsze dni były wyjątkowo trudne - opowiada Janek Mela. Na Antarktydzie byłem wcześniej trzy razy i wydawało mi się, że nic już mnie nie zaskoczy. Tymczasem na początku marszu było tak ciężko, że zwątpiłem w to, że dotrzemy do bieguna jeszcze przed Nowym Rokiem - dodał Kamiński.

Pokonywali średnio ok. 15 kilometrów dziennie. W ciągu 14-dniowego marszu na biegun przebyli niemal 190 km, ciągnąc ze sobą sanie z ekwipunkiem. Sanie Kamińskiego i Ostrowskiego początkowo ważyły po 100 kilogramów, a sanie Janka - 20 kg. Aby zwiększyć tempo, zostawili po drodze część bagażu.

Temperatura sięgała minus 35 st. C, często wiały wiatry, których prędkość osiągała ponad 100 km na godz. Uświadomiłem sobie, jaki człowiek jest bezsilny wobec natury - nawet ten wiejący w twarz wiatr mógł nas zatrzymać - wspominał Mela.

Dodał, że podczas marszu miał dużo czasu na przemyślenia. Myślałem o przeszłości, o tym, co się działo w danej chwili i o tym, co będzie. Czasami trzeba zająć umysł czymkolwiek, żeby nie myśleć o tym śniegu i mrozie - opowiadał Janek.

Janek Mela używał podczas marszu specjalnej protezy nogi. Kiedy fundacja pana Kamińskiego zwróciła się do nas o pomoc, zgodziliśmy się natychmiast. Jesteśmy dumni, że proteza zdała egzamin - powiedział dyrektor Skandynawskiego Laboratorium Ortopedycznego Robert Rochmiński.

Podróżnicy używali różnego specjalistycznego sprzętu, m.in. paneli słonecznych i turbiny wiatrowej do produkcji prądu. Korzystali także ze specjalnych spadochronów, które przy sprzyjającym wietrze przyspieszały i ułatwiały przemieszczanie się. Kontakt z Polską utrzymywali przez telefony satelitarne.

Dzienne zapotrzebowanie energetyczne podczas wyprawy wynosiło ok. 6 tys. kalorii. 30 grudnia, w moje urodziny, dostałem od chłopaków po tabliczce czekolady. To były najbardziej nietypowe urodziny w moim życiu - powiedział Janek Mela.

Na Biegunie Południowym znajduje się stacja polarna. Zobaczyliśmy ją już z odległości 13 km - mówił Mela. Powitano nas... chłodno. Oprowadzono po stacji ale nie dostaliśmy nawet kawy. Jest bowiem taki przepis, aby nie pomagać wyprawom... - dodał Kamiński.

Polarnikom towarzyszyła trzyosobowa ekipa dziennikarska Telewizji Polskiej, która codziennie relacjonowała przebieg ekspedycji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)