Kamery na każdym rogu - jesteśmy ciągle obserwowani
Po atakach terrorystycznych 11 września w USA rozkwitł rynek kamer monitorujących ulice, place, biurowce czy metro. Szukając poczucia bezpieczeństwa, Amerykanie zainstalowali ich już blisko 30 milionów. Rozpleniły się też w innych krajach.
08.09.2011 | aktual.: 08.09.2011 09:54
Wstrząśnięci zamachami właściciele małych firm i szefowie wielkich koncernów także wykorzystują kamery dla polepszenia bezpieczeństwa. Zdali sobie sprawę, że mogą być zagrożeni - tłumaczył w telewizji MSNBC Ray O'Hara z kierownictwa firmy ochroniarskiej Andrews International.
Chociaż od czasu zamachów 11 września 2001 r. w USA nie było poważniejszych ataków terrorystycznych, kamery monitoringu stały się powszechne. Sprzyjał temu postęp technologiczny, dzięki czemu sprzęt, jego instalacja i monitoring jest bardziej dostępny nawet dla małych firm i prywatnych domów.
Zgodnie z ostatnimi dostępnymi danymi Security Industry Association z 2007 roku, monitoring to biznes wartości 3,2 miliardów dolarów rocznie, co stanowi ok. jednej trzeciej całego rynku ochrony. Po boomie odnotowanym w pierwszych pięciu latach po atakach, w Ameryce ten biznes osłabł. Panika trwała jednak wystarczająco długo, aby stworzyć wrażenie, że kamery są na każdym rogu. Teraz rzadko wchodzi się do budynku biurowego, nie natrafiając na dowody, że podlega się obserwacji.
Poza USA
Jednocześnie monitoring przy użyciu kamer nasilił się poza USA. Kiedy w sierpniu wybuchły zamieszki w Londynie, nie trzeba było długo czekać, zanim policja sięgnęła po nagrania z miejskich kamer w celu identyfikacji domniemanych bandytów.
Kamer bezpieczeństwa używa się też zresztą do różnych celów: od tropienia pospolitych przestępców, przez identyfikację kierowców aut przejeżdżających przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, po obserwowanie, co robią pracownicy w biurze lub uczniowie w szkołach.
Utrata prywatności
Wzrost popularności kamer monitoringu, często wyposażonych w oprogramowanie do rozpoznawania twarzy, sprawił, że Amerykanie świadomi są fotografowania ich na każdym kroku. Rodzi to obawy o naruszanie prywatności.
Wielu mieszkańców USA nie sądzi, by inwigilacja była uzasadniona aż w takim stopniu, jak wówczas, kiedy bardziej żywa była jeszcze pamięć o wrześniowych aktach terroru. Niemniej Amerykanie powoli przyzwyczajają się do utraty prywatności. Przyczyniają się to tego nie tylko kamery, lecz także technologie pozwalające na gromadzenie danych przez różne firmy czy portale społecznościowe.
- Myślę, że przechodzenie w stronę większej otwartości w naszym społeczeństwie, z Facebookami, sieciami społecznymi itp. przeważy, ponieważ właśnie w taki sposób będziemy żyć - przekonuje O'Hara.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski