Kalonka: wieś luksusowych rezydencji
Malownicza wioska, do której z centrum miasta jedzie się kilkanaście minut, stała się ekskluzywnym siedliskiem łódzkich elit. W Kalonce rezydencje mają ludzie z pierwszych stron gazet: biznesmeni, politycy, adwokaci, sędziowie i lekarze. Wille i pałace rosną tu jak na drożdżach. W ciągu zaledwie kilku lat powstało ich kilkaset - od małych, 100-metrowych, po mające ponad 1000 metrów powierzchni mieszkalnej!
29.08.2003 08:16
Ale Kalonka to tylko hasło wywoławcze. Wtajemniczeni jednym tchem wymieniają też pobliskie miejscowości: Kopanka, Wódka, Borchówka, Bukowiec, Grabina, Dąbrowa i Dąbrówka. Nazw tych wiosek w gminie Nowosolna, o których jeszcze niedawno mało kto słyszał, uczą się bogacze. Tu chcą zapewnić wygodne życie sobie, swoim dzieciom i wnukom.
Lista obecności VIP-ów
W Kalonce mieszkają żona i córka byłego szefa łódzkiej Izby Skarbowej Lecha M. (on sam przebywa w areszcie śledczym). Drugi swój dom (pierwszy ma w Austrii) w Kalonce postawił poseł, detektyw Krzysztof Rutkowski. - To zupełny przypadek, jak zwykle w moim życiu - mówi Krzysztof Rutkowski. - Szukając domu w okolicach Łodzi przejeżdżałem przez tę okolicę. Na jednej z działek zobaczyłem dom w stanie surowym oraz tabliczkę "do sprzedania". I kupiłem go. Jest to jedna z ładniejszych brył na tym terenie. Okolica jest przepiękna, pagórkowata. Czuję się tutaj jak w Beskidach.
Uroki tego terenu dostrzegł także szef łódzkiego konsorcjum biur podróży (mieszka w pobliżu rodziny M.). Na liście obecności VIP-ów, którzy tu ściągnęli są też: znana architekt, profesor prawa Uniwersytetu Łódzkiego i cenieni prawnicy (sędzia i adwokat). Sporo ziemi kupili także w Kopance: Jarosław Bauc, były minister finansów, Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej oraz pewien znany chirurg. W trakcie osiedlania są: redaktor naczelny łódzkiej wkładki jednej z ogólnopolskich gazet, wzięty onkolog, Włodzimierz Stelmach, szef łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia oraz księgowa z NFZ.
Chciał tu zamieszkać również Mirosław Korkosz, właściciel stacji radiowej z Łodzi oraz Edward Łągiewczyk, pabianicki biznesmen, znany w swoim czasie z produkcji czekolady. Pierwszy odsprzedał ziemię i zamieszkał na peryferiach z drugiej strony Łodzi. Drugi (miał być sąsiadem Lecha M., redaktora i szefa konsorcjum) też się rozmyślił. - Zrezygnowałem, gdy pewnej srogiej zimy zadzwonił do mnie już mieszkający tam znajomy i powiedział, że przez kilka dni nie może wyjechać do miasta - wspomina Łągiewczyk. - To zadecydowało. Ponadto większość swoich interesów prowadzę zupełnie na przeciwnym biegunie miasta.
Ziemia coraz droższa
Dziesięć lat temu cena metra kwadratowego w podłódzkim Beverly Hills kształtowała się w granicach 8-10 zł. Teraz za metr trzeba zapłacić 35-45 zł. Jak na V klasę ziemi to dużo.
- Na tych terenach osiadłem w 1961 roku. Nie było tu dróg, wodociągów, a światło założyli nam dopiero na początku lat 70. - mówi Bolesław Zarębski, od 13 lat sołtys w Kopance. Podlegają mu też Wódka i Dąbrowa. - Jeszcze 15 lat temu sołectwo liczyło może kilkanaście rodzin. Ruch zaczął się w 1993 roku. Od tego czasu przybyło około 60 nowych mieszkańców. Szybko się budują. Wie pan jak to jest. Biedny buduje się 10 lat, a tu domy powstają w pół roku, rok. Na pewno nie z pieniędzy zarobkowych. Jak to się mówi: Wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi - mówi Zarębski. Sołtysowi jedna rzecz się tylko nie podoba. - Kiedyś były czyste lasy. A teraz przyjeżdżają z miasta i wyrzucają worki ze śmieciami - twierdzi.
"Nowi" wciąż są obcy
Działkowicze, którzy pierwsi odkryli te tereny też trochę się krzywią. - Dawniej było cicho i spokojnie, dziś z każdej strony mam sąsiadów. Robi się coraz ciaśniej i głośniej - wyjaśnia Jolanta Chojnacka, która 10 lat temu kupiła działkę letniskową w Wódce. - Chcielibyśmy, aby "nowi" zaczęli w większym stopniu utożsamiać się z naszym sołectwem, ale nie za bardzo to się udaje - mówi Mirosław Janasik, od dwóch kadencji sołtys Kalonki.
- My w czynie społecznym zrobiliśmy wodociąg, kanalizację, doprowadziliśmy telefony. Natomiast "nowi" mało interesują tym co się dzieje wokół. Może dlatego, że większość, chociaż tu mieszka, to jednak cały czas zameldowana jest w Łodzi i uważa się za miastowych. Tam też odprowadza podatki i wszelkie opłaty, a do naszego sołectwa nie wpływa złotówka. Janasik wylicza, że rodowitych mieszkańców w sołectwie ma około 100. A w ciągu 8 lat przybyło 250 nowych.
Płoty, ochroniarze i groźne psy
Ci "nowi" rzadko też pojawiają się w sklepie spożywczym położonym w centrum Kalonki. - Dawniej czasem wpadał tu pan M. Ze dwa razy zajrzał też detektyw Rutkowski. Jednak większość chyba zaopatruje się w hipermarketach - mówią Danuta i Jan Fijałkowscy ze sklepiku. - Ja mieszkam tu prawie od urodzenia. Pamiętam, że kiedyś były w Kalonce gospodarstwa po 10 hektarów. Dziś jest dużo działek budowlanych po 1000 metrów. Więc i ludzi przybyło. Ale tych bogatych to głównie można obejrzeć jak jadą swymi limuzynami - dodaje Jan Fijałkowski.
Te słowa potwierdza listonosz Jan Musiał. - Mam do objechania na motorku ponad 30 km, ale znanych osób właściwie nie widuję. Raczej ich ochroniarzy za solidnymi płotami. Ale przyjemnie chociaż z daleka pooglądać te piękne rezydencje. Żeby jeszcze wielkie psy, które ich strzegą, tak mnie nie obszczekiwały... - wzdycha listonosz.
Express Ilustrowany