Kaliningrad - strefa bólu głowy
Po wejściu Polski i Litwy do Unii Europejskiej, część obywateli Kaliningradu chciała, aby stał się on czymś w rodzaju bałtyckiego Hongkongu, podczas gdy inni, bardziej radykalni, domagali się nadania obwodowi kaliningradzkiemu statusu autonomicznej republiki w ramach
Federacji Rosyjskiej - pisze komentator "Rzeczpospolitej" Sławomir
Popowski.
28.12.2005 | aktual.: 28.12.2005 06:40
Jego zdaniem, i jedni, i drudzy budzili strach w Moskwie, obawiającej się, że nadmierna wolność dla Kaliningradu spowoduje utratę kontroli nad tym tak ważnym strategicznym przyczółkiem w samym środku Europy. Wybrano rozwiązanie pośrednie. Mimo wielkiej niechęci dla podobnych rozwiązań, najpierw rosyjska Duma Państwowa, a kilka dni później Rada Federacji zaakceptowały znowelizowaną ustawę o specjalnej strefie ekonomicznej w obwodzie kaliningradzkim.
W rzeczywistości to nie jest nic nowego. Pierwszy tego rodzaju akt prawny uchwalono już w 1996 r. i był on mocno krytykowany. Za wszystko.Za to, że przynosi olbrzymie straty w rosyjskim budżecie i jest przyczyną korupcji miejscowych urzędników, a także za to, że nie udało się przyciągnąć do obwodu wielkich inwestorów.
Obecna ustawa, tak mocno popierana przez aktualnego gubernatora obwodu Gieorgija Boosa, ma naprawić te błędy. Przewiduje daleko idące ulgi podatkowe dla wszystkich inwestorów, którzy zdecydują się tu zainwestować więcej niż 150 mln rubli, tj. ok. 5 mln dolarów. Czy to wystarczy, aby Kaliningrad przestał być bólem głowy i dla Rosji, i dla Unii Europejskiej, nie mówiąc już o jego bezpośrednich sąsiadach? Można mieć co do tego wątpliwości - ocenia komentator "Rz".
W praktyce ustawa jedynie porządkuje sytuację. Można oczywiście powtarzać za gubernatorem Boosem, że jeśli "Kaliningrad ma pozostać terytorium rosyjskim, to jego obywatele nie powinni żyć gorzej niż ich sąsiedzi w Polsce". Ale czy dobrymi życzeniami da się zmienić rzeczywistość?
W Rosji sowieckiej wierzono, że można zbudować komunizm w jednym kraju. Z wiadomym skutkiem. Teraz deklaruje się wolę zbudowania dobrobytu w jednym, wybranym obwodzie. Dla Polski może nawet nie byłoby to takie złe, pod warunkiem że region kaliningradzki rzeczywiście zyskałby więcej wolności i autonomii. Ale akurat na to nic nie wskazuje - konkluduje Sławomir Popowski.(PAP)