Kaczyński: jesteśmy w karcie dań
Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że ustalenia ostatniego szczytu UE stawiają nasz kraj "na pozycji niższej niż obserwator". - Mieliśmy siedzieć przy unijnym stole jako biesiadnik, a nie w karcie dań. Otóż my jesteśmy w karcie dań - podkreślił Kaczyński.
19.12.2011 | aktual.: 19.12.2011 13:27
Na ostatnim szczycie UE uzgodniono m.in., że 200 mld euro trafi do MFW, który przeznaczy je na pomoc zadłużonym gospodarkom unijnym. 150 mld euro z tej kwoty miałoby pochodzić od krajów strefy euro, a 50 mld euro od krajów spoza eurolandu, w tym z Polski. W piątek polski rząd otrzymał projekt umowy międzyrządowej ws. paktu fiskalnego, który był tematem szczytu.
- Te propozycje stawiają nasz kraj na pozycji niższej niż obserwator. Mamy być informowani o przygotowaniach do nowego organu, jak rozumiem - rady strefy euro - tudzież o decyzjach. Tusk mówił o tym, że mamy być przy głównym stole jako biesiadnik, a nie w karcie dań. Otóż jesteśmy w karcie dań. Taka jest propozycja, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości - powiedział Kaczyński w trakcie konferencji prasowej w warszawskiej siedzibie partii.
- Powstaje pytanie, za co mamy płacić - dodał. Podkreślił, że jego partia uważa, iż "nie należy płacić i wchodzić do tej grupy - niezależnie od tego, jak będzie to wyglądało, bo zawsze to nam przyniesie więcej szkód niż pożytku". Szef PiS ocenił, że przyjęte na szczycie rozwiązania powodują, że Polska nie ma nic do powiedzenia.
- Jest takie domniemanie, że jest to propozycja przygotowana pod wpływem Berlina i Paryża, a więc tych stolic, które dziś decydują. Pytanie: dlaczego, w jakim celu Tusk tak bardzo zabiega o względy tej bliższej nam stolicy. Dlaczego mamy do czynienia z taką polityką wobec Niemiec, skoro po tamtej stronie nie ma gotowości nawet do jakichkolwiek kurtuazyjnych gestów - powiedział Kaczyński. - Naprawdę trudno znaleźć przykłady podobnej polityki, jeśli chodzi i państwa suwerenne - zaznaczył.
- Czy mamy tutaj do czynienia z jakąś zależnością, czy też jakimś innym mechanizmem? Bo w ramach jakiegokolwiek racjonalnego tłumaczenia tej sytuacji powstaje tylko i wyłącznie wielki znak zapytania - podkreślił Kaczyński.
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki zauważył z kolei, że na razie mamy do czynienia z projektem umowy międzyrządowej. Dlatego - jak zaznaczył - rząd ma jeszcze pole manewru.
Według niego, zapisy obecnego projektu umowy spychają Polskę "do roli płatnika". - To jest oczywiście rzecz absolutnie nie do przyjęcia dla każdego Polaka obojętnie od poglądów politycznych - ocenił Czarnecki.
Projekt umowy przygotowany przez ekspertów i urzędników pracujących dla przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya w piątek został rozesłany do konsultacji do stolic zainteresowanych państw.
Grudniowy szczyt UE w Brukseli zakończył się zgodą na wzmocnienie dyscypliny eurolandu. Ponieważ zmianę traktatu UE zablokowała Wielka Brytania, nowe zasady mają być wdrożone umową międzyrządową "17" oraz państw spoza strefy euro, dla których cele nie muszą być wiążące do czasu przyjęcia wspólnej waluty. Do zawarcia umowy wraz z krajami strefy euro wstępnie gotowość zgłosiło 9 państw spoza eurostrefy, w tym Polska - czyli wszystkie kraje Unii z wyjątkiem Wielkiej Brytanii.
Chodzi o stworzenie "prawdziwej unii stabilności fiskalnej" w strefie euro, której nadrzędnym celem jest wzmocnienie zarządzania służące dyscyplinowaniu budżetów państw euro, jak zakłada przyjęta deklaracja przywódców "17". Głównym elementem "nowej umowy fiskalnej", o której debatowali przywódcy krajów Unii Europejskiej, ma być wzmocnienie dyscypliny poprzez wprowadzenie do konstytucji wszystkich państw euro tzw. złotej reguły fiskalnej. Zakłada ona, że roczny deficyt strukturalny nie przekracza 0,5% nominalnego PKB.
Zgodnie z ustaleniami szczytu, Polska - dopóki nie wejdzie do strefy euro - nie będzie mogła brać udziału w głosowaniu sankcji dla państw eurolandu.
Podpisanie umowy międzyrządowej krajów strefy euro i reszty chętnych spoza niej ma nastąpić do marca przyszłego roku.
Na zmianę traktatu UE - co wymagało jednomyślności - nie zgodził się Londyn. Podczas przeciągających się na szczycie do godzin porannych negocjacji Londyn postawił Niemcom i Francji niemożliwe do spełnienia warunki: chciał prawa weta wobec unijnych przepisów dotyczących rynku usług finansowych, by chronić interesy londyńskiego City.