Kaczmarek chce przeprosin i 100 tys. zł od "Gazety Polskiej"
Przeprosin w mediach i 100 tys. zł żąda b. minister spraw wewnętrznych i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek od wydawcy "Gazety Polskiej" i jej naczelnego Tomasza Sakiewicza
za sugestie o rzekomych powiązaniach z rosyjskimi służbami specjalnymi. Pozwani chcą oddalenia powództwa.
12.06.2008 | aktual.: 12.06.2008 17:46
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces cywilny w tej sprawie. Sąd przesłuchał Kaczmarka. Sakiewicz nie stawił się na rozprawie (nie miał takiego obowiązku) - według jego pełnomocnika mec. Wojciecha Gawkowskiego, dziennikarz miał audycję w publicznym radiu.
We wrześniu zeszłego roku w artykule pt. "Trenerzy Kaczmarka" "Gazeta Polska" napisała, że gdy Kaczmarek - po zwolnieniu go przez premiera Jarosława Kaczyńskiego z funkcji szefa MSWiA w obliczu ujawnienia jego rzekomego udziału w przecieku informacji ze śledztwa w sprawie "afery gruntowej" - wyjechał na urlop do Włoch, odwiedzili go tam ludzie z firmy PR, którzy "przygotowali go medialnie" do występów przed sejmową komisją i na konferencjach prasowych.
Następnie "GP" wywodziła, że za te szkolenia Kaczmarka zapłacono pieniędzmi pochodzącymi z Rosji, potem w artykule pojawiały się sugestie o związkach z Rosją Ryszarda Krauzego (że jest w radach nadzorczych rosyjskich banków) i Andrzeja Leppera oraz stwierdzenie, że polskie służby specjalne badają, czy istniały rosyjskie kontakty Janusza Kaczmarka i innych osób związanych z przeciekiem w aferze gruntowej.
Kaczmarek pod koniec sierpnia po zatrzymaniu go przez ABW, usłyszał zarzut utrudniania śledztwa w sprawie afery gruntowej przez fałszywe zeznania o tym, iż nie spotkał się z biznesmenem Ryszardem Krauze. Poczuł się urażony doniesieniami "GP" i pozwał naczelnego oraz wydawcę gazety (początkowo także autorów artykułu, co ostatecznie wycofał wobec pisma Sakiewicza do sądu, w którym stwierdza, że nie zna adresów swych dziennikarzy). Od pozwanych żąda 100 tys. zł i przeprosin w mediach.
Nie byłem poddany żadnemu medialnemu treningowi, ja po prostu tego nie potrzebuję - oświadczył przed sądem Kaczmarek. Dodał, że jego znajomi i przyjaciele byli poruszeni publikacją "GP" i tak jak on sam uznali, że godzi ona w dobra osobiste Kaczmarka. Mój 13-letni syn po powrocie ze szkoły mówił, że jego koledzy nazwali mnie drugim "Olinem" - dodał Kaczmarek podkreślając, że na Wybrzeżu - gdzie można mieć związki z różnymi firmami, czy rodzinne - z Niemcami, rzeczą szczególnie uwłaczającą jest posiadanie związków ze służbami radzieckimi czy rosyjskimi.
Ten tekst jest zbudowany w sposób wręcz perfidny - mówił Kaczmarek wskazując, że konstrukcja artykułu i jego śródtytuły przypisują właśnie jemu wszystkie opisane tam nieprawidłowości - nawet jeśli w istocie dotyczą one innych opisywanych osób. Nie pozwałbym gazety, gdyby tylko tam ukazał się ten artykuł - bo ma niski nakład. Ale natychmiast przedrukowano go w portalach internetowych, a wzmianka o moich rzekomych związkach z rosyjskimi służbami była nawet w Wikipedii - mówił Kaczmarek.
Mecenas Gawkowski - który wniósł o oddalenia powództwa - zapowiedział, że złoży wnioski dowodowe. Ma na to trzy tygodnie. Po rozprawie powiedział on, że niewykluczone, iż będzie chciał rozmawiać ze stroną przeciwną o ugodzie. Jesteśmy na to otwarci - zadeklarował pełnomocnik Kaczmarka mec. Mieczysław Hebel.