PublicystykaJurek Owsiak: jeśli minister zdrowia będzie chciał z nami rozmawiać, to polecimy w te pędy

Jurek Owsiak: jeśli minister zdrowia będzie chciał z nami rozmawiać, to polecimy w te pędy

Chcemy, żeby politycy w tym brali udział. Wszyscy politycy, wszystkich opcji. Sami, przy jakichkolwiek wyborach bylibyśmy ostatnimi, którzy się przy jakimś boku określają, podpisują i zaznaczają: "tak, my to popieramy". Kiedy do nas dzwonią, my grzecznie odpowiadamy: "pamiętajcie, że gramy dla wszystkich" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jurek Owsiak, prezes Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I dodaje: "Jeśli dzisiejszy minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł, będzie chciał z nami rozmawiać, to polecimy w te pędy. Nam na tym bardzo zależy nie z powodów politycznych, a dlatego, że wspieramy służbę zdrowia i siłą rzeczy ta współpraca istnieje".

Jurek Owsiak: jeśli minister zdrowia będzie chciał z nami rozmawiać, to polecimy w te pędy
Źródło zdjęć: © Eastnews | Mateusz Jagielski
Ewa Koszowska

WP: Ewa Koszowska, Wirtualna Polska: Denerwujesz się?

Jurek Owsiak: Nie ma czym (śmiech).

WP: Już za chwilę wielki dzień, w którym wszystkie oczy są skierowane na Owsiaka.

- Jest tak miła atmosfera i te wszystkie sygnały od ludzi są tak fantastyczne, tak serdeczne dla nas, że takiego Finału WOŚP jak ten, który odbędzie się 10 stycznia, chyba jeszcze nie było. Kiedy widzimy, że mamy już 1 milion 100 tysięcy złotych na aukcjach, jesteśmy wzruszeni. Od takiej puli nigdy nie zaczynaliśmy Finału. Myślę, że ten cały czas, który minął od pierwszego Finału pokazał, że to nie Jurek Owsiak jest najważniejszy, nie jakieś sprawy personalne. Orkiestrę tworzy 1600 sztabów i to nie ja je zakładam, tylko ludzie gdzieś tam w Polsce i na świecie. Mamy do czynienia z tradycją. W razie gdybyśmy zapadli się pod ziemię, to Orkiestra będzie już dalej funkcjonować. Ona po prostu jest. Kto wypuścił pierwsze wianki na Wiśle? Nie wiemy. A mimo tego robimy to co roku i bawimy się. Ktoś to zrobił, a potem jest już tradycja, która się niesie. I jeśli jest z nią ludziom po drodze, to sobie ją rozkręcają i coś z tym robią.

WP: Dlaczego ten Finał WOŚP jest tak wyjątkowy?

- W 2015 roku Europa stanęła w bardzo niestandardowej sytuacji. Dzisiejszy świat jest skomplikowany. Myślę, że tym Finałem trochę odpowiadamy całemu światu na pytanie, czy wszyscy mamy się gdzieś pochować. Czy mamy się kurczowo trzymać siebie samych czy też otwierać się na innych, jak to my - Orkiestra - czynimy. Robimy w środku zimy rzeczy, które są tak nietypowe i tak piękne, że nagle zauważają nas ci, o których do tej pory myśleliśmy w sposób abstrakcyjny. Na Finale chce być obecna telewizja szwedzka. Ale to nie wszystko. Zadzwoniła do nas Al Jazeera z prośbą o akredytację. To stacja telewizyjna taka z "dalekich opowieści". Nigdy bym nie pomyślał, że może być zainteresowana tym, co robimy. Myślę, że takie miejsce jak Polska może być pięknie pokazane w sytuacji prostego bycia ze sobą. Wydaje mi się, że przed nami naprawdę fantastyczny Finał.

WP: Myślałeś o tym, by w najbliższych latach pieniądze z WOŚP przeznaczyć dla uchodźców?

- Nie wykluczam, sytuacja się bardzo dynamicznie rozwija. Trzy lata temu po raz pierwszy postanowiliśmy zbierać pieniądze dla ludzi w podeszłym wieku. Wcześniej, 10 lat temu, nawet byśmy o tym nie pomyśleli. Odbiorcy naszej pomocy mogą być różni. Kiedy w Polsce była powódź, graliśmy z niebieskimi serduszkami właśnie dla ofiar tego kataklizmu. Może się więc zdarzyć wszystko. Także może to być pomoc dla ludzi oddalonych od nas o tysiące kilometrów. Albo tych, którzy z daleka do nas przybywają. Przykładem jest niespokojna w ostatnim czasie Ukraina, gdzie od ośmiu lat gra kopia naszej Orkiestry, przeniesiona jeden do jednego akcja Serce do serca (uk: Серце до серця). Blisko ze sobą współpracujemy i ta współpraca przynosi konkretne efekty.

Władze Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to zespół 4-osobowy, do którego oprócz mnie należy moja żona Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, oraz dwóch profesorów lekarzy, kardiochirurgów - Piotr Burczyński i Bogdan Maruszewski. Decyzje możemy podejmować bardzo szybko. Nie są one w żaden sposób nacechowane polityką, ani żadnym naciskami.

WP: Sytuacja w Polsce nie jest łatwa w ostatnim czasie. Mieliście jakieś problemy z zorganizowaniem Finału WOŚP w tym roku?

- Nie odczuliśmy nawet ćwierć jakiegokolwiek nacisku organizując ten Finał. A jak wspomniałaś, organizujemy go w zupełnie nowej politycznie rzeczywistości.

WP: Nie żałujesz trochę, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy stała się sprawą polityczną?

- Nie zgadzam się z tym! Uważam właśnie, że to nie jest absolutnie sprawa polityczna. To ludzie wciągają się w pewnego rodzaju opcje z tym związane. My niemal od samego początku grania, od pierwszego Finału, byliśmy bardzo mocno przez wszystkich wciągani we wszystkie idee, które komuś tam przyświecają. Jeśli ktoś miał ideę, że jesteśmy debeściakami, to jeszcze bardziej chciał to wszystkim udowodnić. Chciał być naszym "adwokatem", mimo tego, że go o to nie prosiliśmy. Jak ktoś chciał nam przyłoić, no to "róbta co chceta", czyli wariactwo, anarchia. Wszystko trzeba rozbić w pył. Z jednej strony źle, z drugiej - jeszcze gorzej. Rozmawiamy z politykami, bo politykiem jest minister zdrowia, kimkolwiek by nie był. Jakim prawem mamy z nim nie rozmawiać? Jeśli dzisiejszy minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł, będzie chciał z nami rozmawiać, to polecimy w te pędy. Nam na tym bardzo zależy nie z powodów politycznych, a dlatego, że wspieramy służbę zdrowia i siłą rzeczy ta współpraca istnieje.

WP: Zarzuca ci się, że tym momentem, kiedy Orkiestra stała się sprawą polityczną było wystąpienie o Macierewiczu. Żałujesz?

- Ale w ogóle! W życiu! Jakie wystąpienie?

WP: Za które później przepraszałeś. "Panie Macierewicz, zostaw nas pan wszystkich k...a w spokoju!" - wykrzykiwałeś.

- To jest wystąpienie? W polskiej rzeczywistości? To była moja obserwacja, opinia blogera. To było jęknięcie obywatela Polski, jęknięcie przeciętnego Kowalskiego, który po prostu po 40 dniach mówienia w kółko o tym samym, czego sprawcami byliście także wy sami - dziennikarze, co tu dużo gadać - nie wytrzymał. Ile można mówić w kółko o jednym i tym samym? Każdemu mogą kiedyś puścić nerwy i tak się stało raz w naszej 24-letniej codziennej pracy. To jedno zdanie wypuszczone, ten wentyl, który mówi: "Jezu kochany, dajcie żyć", to jest nic. Teraz spójrzmy na to z perspektywy czasu. To było dwa lata temu. Czy nastąpił jakikolwiek postęp w tej sprawie? Czy chociaż pół centymetra posunęliśmy się dalej? Nic. Mam jednak uczucie, że o wiele mniej się o tym mówi. Taka była decyzja narodu. Nie porównywałbym tego w ogóle do polityki. Dzisiaj jestem o dwa lata starszy. Wokół nas źle się dzieje, źle się dzieje w Polsce, a my po prostu wyciągnęliśmy wnioski z sytuacji, zahartowaliśmy się i robimy swoje.

WP: A teraz wojsko nie weźmie udziału w WOŚP. To strach przed ministrem Antonim Macierewiczem?

- Pan minister nic nikomu nie zakazał. Pan wiceminister Bartosz Kownacki wypowiedział się bardzo wyraźnie, że żołnierze mogą brać udział w Orkiestrze, to tylko decyzja jednostki wojskowej. W Żaganiu czekają Rosomaki, których będzie można dotknąć w czasie Finału. Jak powiedział dowódca jednostki: "Wojsko się nie boi". Są cały czas w gotowości. Będą z nami jednostki latające. Ugotują grochówkę, użyczą namiotów, żeby wolontariusze mogli się ogrzać. To jest decyzja wyłącznie ludzi. Być może pewne zamieszanie powstało, ale - mówiąc brutalnie - to nie wojsko robi Finał. Bardzo nam pomaga, ubarwia imprezę, ale to urzędnicy państwowi są kluczowym elementem. A żaden z nich nie zrobił niczego, co by powstrzymało Orkiestrę. Ktoś organizuje koncert na rynku we Wrocławiu, to przecież nie rozstawi urządzeń tam, gdzie chce. Musi zwrócić się do magistratu, a ten musi wydać zgodę. I te zgody co rok były wydawane. I teraz też! Bez urzędników państwowych nie zrobilibyśmy Finału tak, jakbyśmy chcieli. I co roku super to
wychodzi.

Przed tym Finałem nie mieliśmy nawet cienia spiny. Mamy możliwości korzystania z publicznych miejsc. Jeżeli jest w tym mundur żołnierza - fajnie, jeżeli nie ma - trudno. Mundur policjanta, z racji swojej funkcji, jest z nami. Straż miejska z racji swojej funkcji pilnuje bezpieczeństwa. To jest spełnienie takich warunków, które były rok, dwa, trzy, cztery lata temu. To się nie zmienia.

WP: Zaskoczyło cię przekazanie przez prezydenta Andrzeja Dudę nart na licytację?

- Miesiąc temu do niego napisałem. Byłem mile zaskoczony, bo myślałem, że to raczej będzie jakaś książka. Zazwyczaj dostawaliśmy jakieś skromne dzieła sztuki np. grafiki. Może spinki, może krawat. A tutaj... bach! Narty, na których zjeżdżał pan prezydent. Wcześniej usłyszałem gdzieś w wiadomościach, że prezydent znalazł chwilę wolnego czasu i był na nartach. Potem ktoś do mnie zadzwonił i mówi: "narty są wystawione u nas na Allegro". Bardzo dobry pomysł. Narty to nie są rzeczy wyjęte gdzieś z szafy. Bardzo wielu celebrytów ma kłopot - nieraz nam o tym mówią - że dostają bardzo dużo próśb o gadżety. Licytacje na cele dobroczynne stały się ogromnie popularne. Niektórzy tworzą specjalne "gadżeciarnie", w których mają już odłożonych np. 20 krawatów, żeby zawsze były pod ręką i nie trzeba było szukać. A niektórzy - jak pan prezydent - zdejmują z nóg narty i wysyłają na licytację. To się nazywa odruch "od serca".

WP: Myślisz, że ten gest prezydenta może zjednoczyć w jakiś sposób Polaków?

- Każdy gest, który może to zrobić jest tego wart. Bob Marley, legendarny muzyk, uwielbiany przez ludzi, którzy mają w sercach ogromne pokłady wolności, próbował jednoczyć polityków skłóconych ze sobą na Jamajce. Prowokował, zapraszał ich na scenę. W momencie chyba najbardziej kryzysowym dla Jamajki wyciągnął wrogich sobie polityków - dwóch „białasów” - którzy podali sobie rękę na scenie, co było wręcz niesamowitą sytuacją. Wyobraźmy sobie, że pan Jarosław Kaczyński spotyka się z Lechem Wałęsą i podają sobie ręce. I to oznacza właśnie dla Polaka dzisiaj oddać się "woy yoy yoy". Nie znam historii Jamajki, nie wczuwam się aż tak bardzo w tamten świat, ale szybko sobie zobrazowałem nasz kraj i naszą polską historię.

WP: Prezydent Andrzej Duda jak Bob Marley godzący polityków? Ciekawe porównanie (śmiech).

- Cudne (śmiech). Ja bym się bardzo cieszył, w końcu jakieś topory wojenne zakopane. Ktoś chociaż na chwilę nie będzie drugiemu skakał do oczu. Bob Marley to robił. Nie krępował się, był za to piekielnie krytykowany. Jamajczycy momentami chcieli mu łeb za to ukręcić. Emocje były podobne do tych w Polsce. Ale robił to i próbował. Więc nie rezygnujmy z niczego. Namawiamy ludzi tych co grają, żeby grali, tych co nie grają, żeby nie przeszkadzali. Jeżeli Orkiestra jednoczy - super. Jeżeli narty mogą jakoś jednoczyć - fantastycznie, dlaczego nie. Każdą taką próbę trzeba podejmować, rzucać w naród i oby naród jak najwięcej z tego korzystał.

WP: Innych polityków też namawiasz do włączenia się w akcję?

- Chcemy, żeby politycy w tym brali udział. Wszyscy politycy, wszystkich opcji. Sami, przy jakichkolwiek wyborach bylibyśmy ostatnimi, którzy się przy jakimś boku określają, podpisują i zaznaczają: "tak, my to popieramy". Kiedy do nas dzwonią, my grzecznie odpowiadamy: "pamiętajcie, że gramy dla wszystkich". Nie chcemy wprawiać kogoś w zakłopotanie. Nie robimy takich rzeczy i robić nie będziemy. Wiemy, komu jest bliżej do nas, komu dalej. Kto wywołuje wilka z lasu ,a kto z drugiej strony wywołuje hasło, które później jest fantastycznie podejmowane przez naród. To naród komentuje słowa posła, który zakazuje grać. To obywatele komentują słowa posłanki, która mówi, że katolicy nie powinni wspierać Orkiestry. Od polityki nie można uciec. Nie wiem, czym byśmy się musieli zajmować: nurtem wiślanym czy falą na Bałtyku, żeby nikt ze świata polityki się w to nie mieszał. Jeżeli robimy tak potężne rzeczy, zmieniamy - siłą rzeczy - oblicze polskiej służby zdrowia, wprowadzamy systemy ogólnonarodowe, to trudno jest nie
otrzeć się o politykę. Przecież musimy gdzieś złożyć sprawozdanie, gdzieś musimy zapytać, gdzieś musimy dać odpowiedź. To jest bardzo naturalne.

WP: Widziałeś mem z drzwiami krążący w internecie, na którym jest napisane kredą "WOŚP 2016" zamiast "K+M+B"?

- Widziałem i powiem od razu, że podchodzę do tego rodzaju manifestacji z dystansem. Napisaliśmy nawet na swojej stronie internetowej, żeby powstrzymać się od oświadczeń typu: "w tym roku dam dwa razy więcej". Jeżeli dasz, to super. Dasz dwa razy albo dziesięć razy więcej, rewelacja. Możesz nas o tym zawiadomić. Możesz nam o tym powiedzieć, my się będziemy cieszyli, skakali do sufitu, ale nie wymagamy, żeby aż tak bardzo się z tym afiszować i tak dużo i tak głośno o tym mówić. Próbujemy powstrzymać ten sposób przekazywania swoich uczuć. Bo wiemy, że w tych uczuciach i w tym pokazywaniu jest często nie tylko Orkiestra. Jest coś jeszcze innego. A my tak bardzo chcemy, żeby tego nie mieszać. Sprawy pod tytułem polityka, pod tytułem mocne rozkręcenie w narodzie nie powinny być łączone z Orkiestrą.

Mam uczucie, że więcej ludzi próbuje odciąć jakieś kupony dla siebie. Dzisiaj przeczytałem bardzo mądre oświadczenie Caritasu, który poprosił wszystkich, żeby nie byli adwokatami ich działań. Oni robią swoje i proszą, żeby nikt nie próbował stawiać ich i oceniać w stosunku do innych fundacji. To jest bardzo mądre oświadczenie, bo tak właśnie powinno być.

Patrzymy na te wszystkie memy: niektóre są śmieszne, niektóre są inteligentnie śmieszne, niektóre są bardzo mocne. Ale to oznacza, że to jest żywy organizm. To, co robimy - obchodzi ludzi, że jest im z nami po drodze. Że czekają na ten dzień. Że akceptują sposób, w jaki pracujemy. Najpierw zbieramy i liczymy, potem dopiero wydajemy te pieniądze. I to trwa nie rok, a półtora roku. Ale wszystkie obietnice spełniamy. Jak by gdzieś w wyborach ktoś realizował tak obietnice, jak my je spełniamy, to bylibyśmy szczęśliwym krajem.

WP: Jak zwykle przed Finałem uaktywnił się Piotr Wielgucki, znany pod pseudonimem Matka Kurka. Zarzuca ci znowu kłamstwo.

- Cieszę się, że o to pytasz. W zeszłym roku byliśmy planowo kontrolowani. Zdajecie sobie chyba sprawę z tego - dziennikarze i Polacy - że gdyby coś nie było w tej kontroli w porządku, to byłaby ona upubliczniona. To nie jest tak, że mogę sobie schować wyniki kontroli. My tego nie chowamy do buta. Jeżeli się rozpoczęły procedury audytowe, to muszą być one upublicznione. W związku z tym, to nie jest tak, że nagle tylko jeden pan - bloger posiada wiedzę, jak wyglądają nasze finanse. Jeżeli ktoś ma je badać - o czym mówiliśmy już w zeszłym roku w liście otwartym, żeby sobie już dać spokój z blogerem - to proszę bardzo. Zapraszamy instytucje, ale profesjonalne. Jeżeli ktoś ma nas sprawdzać, to profesjonalista. Nawet w sądzie prosiliśmy, żeby nam wyznaczyć audyt profesjonalny, żeby powołać biegłego. A nie żeby audytorem był człowiek, który nas bezpodstawnie oskarża. Przez jakiś czas dawaliśmy wszystkim do wglądu nasze dokumenty, ale w pewnym momencie powiedzieliśmy stop. Kontrola naszej fundacji nie powinna
polegać na szczątkowym wyciąganiu danych i dobudowywaniu do nich manipulacji i stronniczej interpretacji. I mimo tej otwartości nikt nas nie niepokoił. My nie mamy tutaj jakichś niespodziewanych wejść po godzinie 22. A często tak to właśnie wygląda, jeśli są duże podejrzenia co do osoby czy formy działań. Myślę, że ci, którzy potrafią liczyć i istotnie przyglądają się fundacji, zadowalają się bardzo mocno naszym rozliczeniem, które jest na naszych stronach internetowych. A więc rozliczeniem, w którym pokazane jest, ile pieniędzy zebraliśmy i na co je wydaliśmy. Kontrola, którą można zrobić w każdym szpitalu, w urzędzie skarbowym, może być też dokonana w naszej fundacji.

WP: Takie oskarżenia bolą czy już się do nich przyzwyczaiłeś?

- Ktoś bezpodstawnie rzucił oskarżenie: Jurek Owsiak zarobił 50 milionów złotych z działalności fundacji. A u innego blogera przeczytałem: Jurek Owsiak zarobił milion złotych. Spadło o 49 milionów. Miliona złotych też nie zarobiłem. Nie ma takiej możliwości, żebym takie pieniądze zarobił nawet w ciągu 10 lat. Generalnie chodzi o to, że to boli, kiedy ktoś wymyśla swoją teorię spiskową dziejów. Ale przychodzi moment, w którym mówią mi inni: "Nie patrz na tego, który te rzeczy wymyśla i pisze. Patrz na tego, który ma prawo o tym pisać i który ma prawo trollować". Czy oni mają coś do was?" Nie, nic do nas nie mają. "W związku z tym rób wszystko, żeby w każdym momencie twojego życia i każdym momencie działalności fundacji, kiedy taka kontrola będzie, wszystko się zgadzało". I to jest najważniejsze. I tak właśnie robię.

Wspomniałaś pana, który - z tego co wiem - ma także żal do was. Ma żal do świata, który go opuścił. To centrum uwagi chyba sami mu daliśmy, bo pozwoliliśmy się wciągnąć w dyskusję z nim. Wydawało nam się, że jeżeli ktoś nas obraża, to my powinniśmy to prostować. To chyba było niepotrzebne. Darowaliśmy go sobie chyba z dwa lata temu. Jesteś pierwszą dziennikarką, która mnie o niego pyta. W ciągu dwóch lat nie miałem na ten temat żadnej rozmowy.

WP: Ale nie masz chyba mi tego za złe?

- Nie, bo to jest właśnie dowód na to, że ja zupełnie spokojnie o tym z tobą rozmawiam. Dwa lata temu wydawało mi się, że jego pomysły, wymyślanie, obrażanie w sposób nieprawdopodobny, szkodzi mi i boli. Potem został za to skazany. Minie Finał i rzecz jasna zajmiemy się sprawami związanymi także z naszym czystym honorem. Ale to jest gdzieś na drugim końcu. Otwieramy wór z newsami, wiadomościami gdziekolwiek - rado, telewizja, internet, prasa, i widzimy, że ludzie są gotowi. Aktorzy, muzycy, artyści, których znam z ekranu, a których do tej pory nie spotkałem podchodzą i mówią: "gram z wami". To dodaje energii. I na tym chcemy się teraz skupić, a nie tracić energię, by się z kimś boksować To całe hejterstwo jest bolesne, ale to gdzieś teraz poleciało, przeleciało, minęło.

WP: Pieniądze ze zbiórki w tym roku po raz kolejny przekażecie na sprzęt dla oddziałów pediatrycznych oraz na zapewnienie godnej opieki dla seniorów. Czy osoby starsze doceniają to, co robicie dla nich? Dostajecie od nich wyrazy sympatii?

- Dostajemy przepiękne listy ze wszystkich szpitali, gdzie jest nasz sprzęt. Prawie 180 takich ośrodków zostało obdarowanych przez naszą fundację. Listy są w takim tonie, w jakim stanie są tam pacjenci. W dość różnym. Podziękowania często zaczynają się od tego, że oni do końca nie wiedzą, że ten sprzęt u nich jest. Taka jest ta polska rzeczywistość. Ludzie są w szoku, że ich prośba wysłana do fundacji została skonkretyzowana po kilku miesiącach sprzętem, który tam stoi. Pojechaliśmy w jedno miejsce i pytamy: dlaczego nie napisaliście, że chcecie 40 łóżek, tylko poprosiliście o 10? "Nie śmieliśmy" - odpowiadają. Trzeba było napisać. Może byście nie dostali 40, ale 20. Ten sposób myślenia jest typowy nie tylko u wielu pacjentów, ale także u tych, którzy się tymi pacjentami zajmują. Mają czterdzieści kilka złotych na osobę na dzień. Bardzo trudno tym dysponować. Zaniedbania i zaniechania są często systemowe. Przez 25 lat nikt, żaden rząd, żadna opcja polityczna się nie pochyliła nad ludźmi w podeszłym wieku.
Przez 3 lata Finału nie dostaliśmy od nikogo informacji, że ktoś by im coś jeszcze znaczącego dołożył. Zbudowano nowe miejsca, ale nieliczne. Warszawa zdobyła nagle 30 łóżek geriatrycznych. Cztery lata temu nie miała ani jednego. To cały czas mało. Ale wyposażamy to my. Te nasze darowizny dla polskiej geriatrii są na dziś - jedyne.

A spotykam ciągle ludzi, którzy dalej twardo stoją przy stanowisku, że wszystko to, co robimy jest po prostu złe, niedobre i z piekła rodem. Myślę, że jesteśmy na to - raz - uodpornieni, a dwa, że ludzie zmieniają swój pogląd. Przynajmniej zmienią go w momencie, kiedy będą musieli skorzystać z naszego sprzętu. My z tym nie mamy problemu. Orkiestra gra ze wszystkimi, dla wszystkich, nikogo nie rozróżnia. I nie mamy żadnego systemu, żeby jednego pacjenta bardziej forować, a innego odrzucać.

WP: Myślałeś o zorganizowaniu Woodstocku dla osób starszych?

- Seniorzy są co roku na Woodstocku, absolutnie. Woodstock odchodzi już poza utarte slogany. Stereotyp w stylu błoto i totalne wyluzowanie mierzy się z imprezą nowoczesną - festiwalem, który przez amerykańską branżę muzyczną został uhonorowany statuetką dla najlepszego festiwalu na świecie. Oceniono właśnie to, jak jest zorganizowany, że jest otwarty na wszystkich ludzi. Sam Kostrzyn jest miastem, w którym mieszka kilkanaście tysięcy ludzi i oni co roku tłumnie odwiedzają Przystanek Woodstock. Ludzie w różnym wieku. Kiedyś przyjeżdżano tu często, żeby popatrzeć na tzw. dziwaków. Dzisiaj różne towarzystwo ogranicza to całkowite wyluzowanie. Nie robisz wszystkiego, co ci do głowy przyjdzie, bo widzisz, że cię bardzo różni ludzie oglądają. Nie tylko "swoi", nie tylko oni są tu obok, ale są też ludzie z małymi dziećmi. W związku z tym, można powiedzieć: zachowuj się!

I starsze osoby też są, zdecydowanie! Ci ludzie często już inaczej żyją, dobrze żyją. Stać ich na to, żeby przyjechać kamperem, samochodem, wynająć hotel. Dostają speedu niesamowitego. Piszą potem do nas, że odmłodnieli o 10 lat. Poczuli się fajnie. Bardzo chwalą dobrą, przyjacielską, otwartą atmosferę. Tak więc jest to zdecydowanie festiwal otwarty na starszych. Nie wyrywaj więc z domu, nie rób przykrości rodzicom, po prostu weź ich ze sobą! To będzie o wiele prostsze i terapeutyczne dla ciebie i dla całej ekipy.

WP: Czyli specjalna impreza dla staruszków nie jest potrzebna?

- Nie. To jest tak, jak zawsze walczyliśmy z rodzicami, żeby do dzieci nie mówić w sposób dziecinny. Starsi ludzie oczywiście mają swoje imprezy. Uniwersytety Trzeciego Wieku robią świetną robotę w Polsce, rewelacyjną. Ale ludzie starsi zaczepiani przez naszych operatorów mówią: "my chcemy właśnie tej atmosfery, która mają ci młodzi. My ją też łapiemy. To nie jest tak, że my nie wiemy o co tutaj chodzi". Są rodzaje muzyki, przy której wszyscy się dobrze czują. Leci heavy metal i może niektórych spod tej sceny wymiata. Ale potem wychodzi Kasia Kowalska czy Urszula i wszyscy się fantastycznie bawią. To jest tak jak w Finale. Najmłodszy wolontariusz zarejestrowany urodził się 6 stycznia: "Tak, to jest niemowlak, proszę go zarejestrować, on też chce brać w tym udział" - usłyszeliśmy. Najstarszy wolontariusz urodził się w 1932 roku! Nigdy nie stawialiśmy żadnych barier, typu ty jesteś za młody, ty za stary. Gramy z wszystkimi, dla wszystkich.

Rozmawiała Ewa Koszowska, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1514)