Jurecki liczył się z problemami po przylocie na Kubę
Zatrzymany na Kubie dziennikarz i jednocześnie wydawca "Tygodnika Podhalańskiego", Jerzy Jurecki, wyjechał tam jako reporter, aby obserwować zjazd opozycji wobec Fidela Castro - powiedziała redaktor naczelna tygodnika, Beata Zalot.
20.05.2005 15:05
Został on zatrzymany wraz z redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" w Krakowie Sewerynem Blumsztajnem. W Hawanie odbywa się zjazd zorganizowany przez opozycję, na który zaproszeni zostali działacze z całego świata. Według organizatorów zjazdu, ich obecność miała służyć szerzeniu demokratycznych zasad na wyspie.
Szefowa "Tygodnika Podhalańskiego" dodała, że Jurecki liczył się z problemami przy wjeździe na Kubę. Wiedział, że na wyspę nie wpuszczono polskich posłów do Parlamentu Europejskiego, Bogusława Sonika i Jacka Protasiewicza, którzy również chcieli wziąć udział w zjeździe tamtejszej opozycji. Dlatego zabrał z Polski strój płetwonurka, aby w razie trudności udawać turystę.
Beata Zalot powiedziała, że Jurecki przysłał do niej w piątek rano SMS-a, w którym informował, że został zatrzymany, ale jest bezpieczny i ma ukryty telefon komórkowy. Jurecki w piątek kontaktował się także z synem.
Pytają mnie, dlaczego Jurek poleciał na Kubę. Jurek jest takim wiecznym bojownikiem. On zawsze walczył z jakimiś reżimami. Czasem śmiejemy się nawet, co będzie robił, jak wszystkie upadną. Najpierw walczył w kraju, działając jako student w opozycji. "Tygodnik Podhalański" powstał przecież z podziemnej gazetki. Potem zaczął jeździć na Białoruś, gdzie szkolił niezależnych dziennikarzy. Oni zresztą przyjeżdżali do nas na praktyki. A teraz jest na Kubie - powiedziała Zalot.
Kilka lat temu podczas pobytu na Białorusi, Jurecki został zatrzymany na krótko przez tamtejszą milicję, w związku z pomocą, której udzielał białoruskim dziennikarzom.