ŚwiatJugendamt: nie germanizujemy, dbamy o dobro dzieci

Jugendamt: nie germanizujemy, dbamy o dobro dzieci

Jugendamt odebrał polskim rodzicom dzieci - Dawida i Daniela. Media w Polsce zakwalifikowały to, jako "kradzież" dzieci i próbę germanizacji. Ale sprawa nie jest wcale taka prosta, jak by mogło się to wydawać na pierwszy rzut oka.

Jugendamt: nie germanizujemy, dbamy o dobro dzieci
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel

29.07.2012 | aktual.: 30.07.2012 11:45

Rodzinie z Polski sąd w Hanowerze odebrał prawa rodzicielskie i umieścił dzieci w domu dziecka. Podczas widzenia rodzice zabrali dzieci i zawieźli do Polski. Jugendamt, niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży, wystąpił do polskiego sądu o wydanie "porwanych" chłopców z powrotem do Niemiec. To pierwszy taki przypadek w historii polskiego sądownictwa. "Niemcy porywają polskie dzieci" alarmowały niektóre polskie media . Na internetowych forach rozgorzała dyskusja na temat germanizacji dzieci Polaków przebywających w Niemczech. Jak się okazuje, sprawa nie jest łatwa, a szafowanie hasłami patriotycznymi jest tu sporym nadużyciem.

Nieporadna matka, agresywny ojciec

Wioletta i Dariusz Grychtołowie wyjechali do Niemiec w 2007 roku, z przyczyn ekonomicznych. Wioletta ma podwójne obywatelstwo, takie też mają dwaj chłopcy, którzy urodzili się już w Niemczech. Ponieważ państwo Grychołtowie nie dawali sobie rady z codziennym życiem, wystąpili o pomoc do urzędu socjalnego i Jugendamtu. Ten przydzielił im pracownicę społeczną, która miała pomagać i radzić rodzinie w codziennych problemach, m.in. prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci.

Po jakimś czasie doszło do konfliktu między pracownicą a rodzicami. Trudno dziś od obu stron dowiedzieć się, co było bezpośrednią przyczyną eskalacji nieporozumień i konfliktów. Pracownica mówi o agresji ojca wobec niej i własnej rodziny, oraz intelektualnej nieporadności matki. Zaproponowała nawet, aby ojciec poddał się badaniom psychiatrycznym, co ten odrzucił. Rodzice z kolei twierdzą, że pracownica zbyt ingerowała w sprawy rodzinne, znacznie poza oczekiwany zakres pomocy, a jej traktowaniem czuli się poniżani.

Sprawa zakończyła się skierowaniem przez Jugendamt do sadu rodzinnego wniosku o odebranie praw rodzicielskich rodzicom. Na jakiej podstawie?

"Dla dobra dzieci"

Konstanze Kelmus, rzeczniczka władz miejskich Hannoveru, odpowiedzialnych za lokalny Jungendamt, odmówiła Wirtualnej Polsce podania szczegółów, tłumacząc, że "to informacje poufne, zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych i dla dobra samych dzieci".

Jugendamt ma prawo interweniować w przypadku każdej rodziny, bez względu na obywatelstwo, gdy istnieje podejrzenie, że dobro dziecka jest narażone. Nie chodzi przy tym tylko o drastyczne przypadki przemocy fizycznej, ale również zaniedbywanie dzieci, definiowane też, jako "sytuacje, w których dziecko nie rozwija się odpowiednio do swojego wieku i możliwości", wyjaśniła po dłuższej rozmowie Kelmus, sugerując też przyczynę odebrania dzieci polskiemu małżeństwu. - Czyli na przykład, gdy dziecko nie mówi, mimo że jest w wieku, kiedy powinno - dodaje. To był najwyraźniej właśnie jeden z powodów, dla którego dzieci odebrano Grychtołom.

W raporcie Jugendamtu, który trafił do sądu rodzinnego, zarzucono rodzicom, jak dowiedziała się Wirtualna Polska, że jeden z chłopców miał zaawansowaną próchnicę, a drugi, trzylatek, nadal nie potrafił mówić, bez wyjaśnionej przyczyny. Ojciec na zwracane uwagi miał reagować agresywnie, a z matką pracownica socjalna nie mogła się porozumieć.

Jugendamt zareagował za ostro

Markus Matuszczyk, adwokat rodziny Grychołtów, potwierdził, iż te dwie kwestie były powodem odebrania chłopców. Nie neguje, że rodzina miała kłopoty, ale uważa, że odebranie praw rodzicielskich w tym przypadku było nieprawidłowym postępowaniem. - Chłopcy byli straumatyzowni oddzieleniem od rodziców, których kochali. Rodzina potrzebowała wsparcia, pomocy, a nie rozdzielenia - mówi adwokat i dodaje, że pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że powody, dla których dzieci odebrano, nie zostały rozwiązane również po umieszczeniu dzieci w niemieckiej placówce opiekuńczej.

- Przez 3 miesiące ich pobytu w ośrodku, ani razu nie zostały zabrane do dentysty, ani na badanie, które miało wyjaśnić, dlaczego młodsze z dzieci nie mówi - powiedział Matuszczyk Wirtualnej Polsce. Dopiero w czasie pobytu już w polskiej placówce zostały przeprowadzone badania, które pozwoliły stwierdzić, że młodszy chłopiec cierpi od urodzenia na zwężenia kanału słuchowego, które teraz będzie leczone operacyjnie. Matuszczyk postanowił więc działać i złożył apelację. - Choć z Jugendamtem trudno wygrać - przyznaje. Rodzice starali się zainteresować sprawą media. Dla większości dyskryminacja Polaków w Niemczech i Jugendamty to gorący temat. Dyskusja szła w tym kierunku. Zresztą trudno było zapoznać się z argumentacją Jugendamtu, który ciągle milczy, związany ustawą. Mówili, więc tylko rodzice. O swojej wersji.

Zabrali dzieci do Polski

W końcu rodzina zdecydowała się nie czekać na wynik apelacji, tylko zabrać dzieci z placówki, bez zgody Jugendamtu, który był tymczasowo prawnym opiekunem dzieci. - Nie mówiłabym tu o porwaniu, czy uprowadzeniu - mówi Konstanze Kelmus. - W końcu chodziło o rodzonych rodziców - dodaje, ale według wyroku sądowego, nie mieli oni prawa decydować sami o miejscu pobytu dzieci, a pobyt z rodzicami nie był dla nich wskazany. Dlatego niemiecki sąd, dla którego chłopcy są niemieckimi obywatelami, wystąpił do sądu w Polsce, prosząc o odesłanie dzieci do Niemiec. W mediach polskich pisano o tym z oburzeniem. O obywatelstwie niemieckim dzieci ani słowa.

- Zachowaliśmy się tak, jak zachowalibyśmy się wobec każdego niemieckiego dziecka - zapewnia Konstanze Kelmus. - Dlatego wystąpiliśmy do sądu w Polsce - dodaje. Formalnie to realizacja praw konstytucyjnych każdego obywatela Niemiec. Odrzuca też zarzuty, że zaangażowanie Jugendamtu w tę sprawę ma jakiekolwiek podstawy narodowościowe, że gdyby chodziło o rodzinę niemiecką, sąd nie odebrałby jej dzieci. Kelmus od ponad roku musi ciągle odpowiadać na pytania dziennikarzy z Polski, dlaczego Niemcy zabierają polskie dzieci.

Sąd polski uznał, że dla dobra dzieci powinny one zostać w Polsce. "Polskie dzieci nie zostaną wydane Niemcom", tryumfują w internecie zwolennicy teorii o germanizacji polskich dzieci. Tyle, że to nie wszystko. Polski sąd podjął decyzję taką samą, jak sąd niemiecki. Z wiadomych tylko dla sądu powodów, zdecydowano o odebraniu praw rodzicielskich rodzicom. - Dla nas sprawa jest rozwiązana, bo osiągnęliśmy swój cel - sytuacja w tej rodzinie i stan dzieci będzie nadzorowany - mówi Konstanze Kelmus.

O status rodziny zastępczej stara się babcia dzieci. Rodzice natomiast mają nadzieję na odzyskanie praw do synów. Nagle argument o prześladowaniu polskich rodziców i odbieraniu polskich dzieci traci podstawę.

Mieli kłopoty bo nie znają niemieckiego

Adwokat rodziców Markus Matuszczyk też uważa, że sprawa rodziny i jej kłopotów z Jugendamtem nie miała tła narodowościowego. Oczywiście niekorzystne dla rodziny było to, że żadne z rodziców nie mówiło po niemiecku i w związku z tym mieli utrudnione możliwości komunikowania się zarówno z urzędem, jak i potem w sądzie, gdzie musieli rozmawiać z pomocą tłumacza. - Niemieccy rodzice mogliby łatwiej dotrzeć do kogoś, kto by im pomógł, mogliby bronić swoich racji, wiedzieliby, jakie są procedur - tłumaczy Matuszczyk. Jednak, jak uważa adwokat, to był typowy przykład autorytaryzmu Jugendamtów.

Jugendamtom również niemieckie media i stowarzyszenia rodziców zarzucają zbyt łatwe ingerowanie w sprawy rodziny. Jak twierdzą prawnicy, zwłaszcza na prowincji jest on szczególnie zdecydowany i ostry w postępowaniu. Problemem jest też to, że to instytucja, która nie podlega praktycznie żadnej kontroli, nie ma ona też obowiązku korzystania z opinii biegłych i psychologów przy składaniu do sądu rodzinnego wniosków o odebranie praw rodzicom.

Z drugiej strony w Niemczech było w ostatnich latach wiele przypadków zakatowanych, a nawet zagłodzonych przez swoich rodziców dzieci. Tu, tak jak w Polsce, urzędy były krytykowane za brak odpowiedniej reakcji, które zapobiegłyby tym tragediom.

Zreformować Jugendamty

Jednak coraz więcej słychać w Niemczech głosów, że instytucja Jugendamtów musi zostać gruntownie zreformowana. Potrzebne jest nowe podejście do pomocy rodzinie, opierające się na wspomaganiu, a nie restrykcjach. To najwidoczniej i problem w Polsce, sądząc po ostatnich tragicznych śmierciach dzieci. Tylko, czy pomoże w tym doszukiwanie się germanizacji i wzbudzanie wzajemnych resentymentów?

Z Berlina dla polonia.wp.pl
Agnieszka Hreczuk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)