Józef Życiński: wojna nie jest jedynym rozwiązaniem
Monika Olejnik
rozmawia z metropolitą lubelskim arcybiskupem Józefem Życińskim
Księże arcybiskupie, o czym świadczą demonstracje wojenne? To największe demonstracje od czasu wojny w Wietnamie, miliony ludzi przeszły ulicami miast. Sytuacja jest dramatyczna. Wszyscy obawiają się najgorszego, różnie pojmując to, co najgorsze, więc udział w demonstracji jest jakąś ekspresją tego, że nie patrzy się biernie, tylko usiłuje się coś robić. To przynajmniej poprawia samopoczucie. Ale czy to powinno dać do myślenia tym politykom, którzy chcą wojny prewencyjnej? Czy to powinna być lekcja dla prezydenta Busha, że jednak nie przekonuje ludzi do tego, że wojna jest jedynym rozwiązaniem? Na pewno wojna nie jest jedynym rozwiązaniem, natomiast wydaje mi się, że nikt z nas nie jest w stanie określić, jakie mogłoby być to rozwiązanie. Bo z jednej strony pociągnięcia osób typu Husajna są różne od naszej logiki i mogą dość daleko odchodzić od tego, co przewidujemy, a z drugiej strony międzynarodowy terroryzm, jaki może się rozwinąć, zawiera wiele znaków zapytania. Więc co robić, żeby z jednej strony nie
patrzeć, że jakoś to będzie - bo choćby lekcja Monachium jest dla nas gorzkim przypomnieniem - a z drugiej strony, żeby nie łudzić się, iż w przypadku ataku na Irak będziemy mieć kopię sytuacji na Bałkanach, gdzie po dwóch dniach wszystko się rozwiąże. Czy ksiądz arcybiskup opowiada się za wojną? Nie. Jestem za tym, żeby szukać środków pokojowych dopóty, dopóki się da. I wydaje mi się, że ten klimat jest dominujący obecnie. Natomiast nie przyjmuję niektórych naiwnych, czy to pacyfistycznych, czy pochodzących od różnych radykalnych grup, krytyk prezydenta Busha. Przed tygodniem w Rzymie wstąpiłem do księgarni, która ma opinię księgarni komunistycznej. Z większości książek o Saddamie Husajnie już z okładem można się dowiedzieć, że od czasów Józefa Stalina nikt tak nie kochał dzieci jak Saddam Husajn. Ten typ zachodniej naiwności przerabialiśmy już przed laty, kiedy choćby to Bertrand Russell trafił do więzienia za swój pacyfizm, gdy powtarzali hasło „Better red than dead” - „Lepsi czerwoni niż zmarli”, sądząc,
że gdyby przyszli Rosjanie, to Zachód powinien tylko skapitulować, by obronić pokój. Ale czy słusznie nasz rząd popiera prezydenta Busha? Tak, muszę powiedzieć, że w tym przypadku stanowisko rządu jest koncepcją, która bardzo mi odpowiada, bo obawiam się nastrojów antyamerykańskich, które przybierają wręcz irracjonalne formy. We wrześniu miałem wykłady w Australii. Po jednym z wykładów podeszła do mnie jedna z uczestniczek - słyszała, że w Polsce jeden z uniwersytetów ma przyznać doktorat prezydentowi Bushowi. Chyba dobrze pani słyszała, ja też. Ona mówi: błagam księdza biskupa, niech ksiądz biskup coś robi, żeby nie dopuścić do tego. Ten typ emocjonalnego zaangażowania, który zastępuje merytoryczne argumenty, jest dla mnie czymś godnym ubolewania. Ale ksiądz arcybiskup jest niekonsekwentny, bo z jednej strony ksiądz arcybiskup mówi wojnie „nie”, a z drugiej strony ksiądz arcybiskup mówi, że popiera nasz rząd. A właśnie nasz rząd popiera atak na Irak. Tak, ja się boję takiej konsekwencji, gdzie kiedy się
kogoś popiera, to popiera się go już całkowicie i bezkrytycznie. Tak więc całościowo podzielam stanowisko Busha, natomiast w konkretnych sprawach mówię: szukajmy jeszcze tych środków mediacyjnych, które mogą uchronić nas przed przelewem krwi. Ale czy nie jest złudne szukanie tych mediacyjnych środków? Nikt z nas nie potrafi powiedzieć, że nie jest złudne. Tego się nie da z góry udowodnić, ale próbować trzeba dotąd, dokąd jest szansa. Saddam Husajn napisał do papieża, by postawił kropkę nad „i” i poprosił chrześcijan, by okazali poszanowanie dla prawa narodu irackiego do życia w wolności, z dala do szatańskich dążeń do ekspansji cudzym kosztem. Tak, a z drugiej strony na spotkaniu, które mieliśmy przed tygodniem w Rzymie, jeden z biskupów pakistańskich mówił mi, że bojówki muzułmańskie, podkreślam: bojówki, nie muzułmanie, zapowiadają, że niech tylko zacznie się wojna, to za każdego zabitego muzułmanina oni zabiją dziesięciu chrześcijan. Czyli nie ma innego wyjścia, czyli wojna? Nie. Uważam, że należy szukać
wszelkich możliwych środków zarówno politycznych, jak i strategicznych, które by niosły szanse rozwiązania konfliktu. Ogląda ksiądz arcybiskup zapewne przesłuchanie Adama Michnika w telewizji, jak ksiądz arcybiskup to wszystko ocenia nasze elity, naszych polityków? Może to by było za mocne, że oglądam, nie mam telewizora i czasowo ograniczam się do lektur w prasie. Ale te lektury są bardzo interesujące. I? I przyznam się, że folklor, który znajduję w ostatnie dni na łamach „Trybuny”, to jest już bicie rekordów... W taki sposób pisywano może w marcu 1968 roku, może walcząc z kontrrewolucją na progu stanu wojennego – to jest dla mnie absolutne zatracenie poczucia realizmu i związanie się ze środowiskiem, w którego stronę kierować można najmocniejsze zarzuty natury moralnej. Jakie to są zarzuty, najmocniejsze? Dla mnie czymś najbardziej istotnym pozostaje propozycja sprzedania ustawy: zapłaćcie siedemnaście i pół miliona, a my przeprowadzimy w Sejmie taką ustawę, jaka będzie wam odpowiadać. Przecież to jest
zupełnie jak w republice bananowej. Możesz sobie wszystko kupić, wszystko można załatwić. Deklaracje o sprawiedliwości, o jakiejkolwiek kontroli prawnej są fikcją. I osoby, które ze spokojem patrzą na tego typu propozycje, choćby nawet były wyrażane w dżentelmeńskiej oprawie, dla mnie bronią skrajnego cynizmu. A czy to nie jest tak, że można odnieść wrażenie, że lewica broni Sojuszu Lewicy Demokratycznej? Ja bym nie chciał może wypowiadać się tutaj na temat formacji, bo jak znam życie, to w każdej formacji można znaleźć osoby o różnych poglądach, ale kiedy czytam - choćby w dzisiejszej prasie - zgorszone opinie, że Adam Michnik miał czelność nagrywać rozmowę, to jest to dla mnie zgorszenie pani Dulskiej. Nie to jest złe, że ktoś taką rozmowę przeprowadził, że z tak bezczelną propozycją wystąpił na takim forum, ale że o tym się mówi, że to się nagrywa. Gdyby tego nie nagrano, to dziś wszystko zostałoby rozmyte, tak jak rozmyto wiele innych, podobnych w doniosłości spraw. A czy ta komisja śledcza jest dla nas
lekcją demokracji, czy jest lekcją demokracji dla tych polityków, którzy do tej pory załatwiali interesy pod stołem? Oj, obawiam się, że do pewnej formacji słowo „demokracja” dociera tylko w charakterze dekoracyjnym, żeby można było od czasu do czasu przemówić jako miłośnik demokratycznych zasad. Czy ksiądz arcybiskup nie obawia się, że ta sprawa się rozmyje? Myślę, że tutaj dużo zależy też od naszej reakcji. I chcę wyrazić szacunek dla tych dziennikarzy, którzy wykazują wielką wrażliwość, którzy podkreślają, gdzie znajduje się rubikon, jakiego w polityce czy w kontaktach towarzyskich nie należy przekraczać. Jeśli ja w kogoś tu wierzę, to przede wszystkim w dziennikarzy, że oni będą budzić sumienia. Natomiast miejmy świadomość, to nie jest zadanie tylko dla dziennikarzy. Przecież pracownicy resortu sprawiedliwości powinni również w tak długim czasie przedstawić odpowiedzialne propozycje co do rozwiązania sprawy. Tymczasem aktywniej działa komisja sejmowa niż resort sprawiedliwości. A jak ksiądz arcybiskup
ocenia rolę premiera Leszka Millera w tej całej sprawie, który przez tyle miesięcy nie powiadomił prokuratury? Nie chciałbym występować w roli krytyka wtedy, gdy nie przeprowadzałem z kimś rozmów, gdy nie znam motywów, więc mogę prywatnie powiedzieć, że dziwię się i nie potrafię tego pojąć. Ale kiedy nie znam szczegółów, angażowanie autorytetu biskupa w krytykę byłoby czymś zbyt mocnym. Księże arcybiskupie, czy ksiądz arcybiskup jest zadowolony z tego, że powstanie nowa telewizja, telewizja „Trwam”, telewizja ojca Rydzyka? Przyznam się, jak pani powiedziałem, nie mając telewizora, przyjmuję dość spokojnie wszelkie wiadomości o nowych programach czy nowych radiostacjach. W tym przypadku, dajmy szanse, żeby owa telewizja zademonstrowała swój styl. Jeśli będą tam rozważania duchowe jednoczące telewidzów, będzie to dla nas radością. Jeśli będą tam zapraszani sfrustrowani politycy, którzy dokonują przełomowych odkryć, nieznanych reszcie świata, to będzie to godne ubolewania. Ale też dawano szanse, też wszyscy
księża z radością witali Radio Maryja, teraz nie są z tego zbyt zadowoleni. Czy ksiądz arcybiskup nie obawia się, że telewizja „Trwam” będzie emanacją Radia Maryja? To zależy od tego, komu powierzy się jej przygotowanie. Na pewno jest wiele osób, które umiałyby to zrobić. Byłem sceptykiem, kiedy organizowano telewizję Puls, bo obawiałem się, że finansowo nie wytrzyma, co się okazało potem zgodne, niestety, z rzeczywistością. Ale gdyby telewizja „Trwam” była w stylu telewizji Puls, byłoby to czymś pozytywnym. Jeśli natomiast przyjmie jako zasadę naczelną wypowiedzi frustratów politycznych, wtedy trzeba będzie dość zdecydowanie powiedzieć znów, że ta telewizja mówi głosem innym niż Ojciec Święty. Ale ta telewizja, to będzie telewizja ojca Rydzyka. To wiem. Ale z tego, że ojciec Rydzyk narzucił pewien styl Radiu Maryja, który nie jest akceptowany, nie wynika, że we wszystkich dziedzinach musi powielać ten sam styl. Zechciejmy uwierzyć w to, że osobowość człowieka może przejawiać się na różne sposoby. Czyli ufa
ksiądz arcybiskup, że ta telewizja będzie... Może „ufam” to za mocne słowo - chciałbym ufać. A czy ufa ksiądz arcybiskup „Naszemu Dziennikowi”? Na temat „Naszego Dziennika” wypowiedziałem kilka opinii krytycznych i niestety analogia ze „Słowem Powszechnym” pozostaje tutaj dla mnie bardzo wyraźna. W „Naszym Dzienniku” przeciętny czytelnik ujęty jest informacjami z życia Kościoła - które rzeczywiście przybliżają do konkretów, informują o tym, o czym milczy większość prasy - natomiast z tymi informacjami łączony jest komentarz ideologiczny, tak obcy Ewangelii, tak obcy chrześcijaństwu, że można ubolewać, że tego typu melanż znajdujemy na łamach, które informują o życiu Kościoła. Czy możemy powiedzieć, że „Nasz Dziennik” jest a rebours „Trybuną”? Kiedy czasem otrzymuję wycinki przysyłane przez życzliwych czytelników, reagujących na moje teksty i w tych wycinkach pewnym językiem jest krytykowany Kościół broniący innych zasad niż zasady „Trybuny” czy „Naszego Dziennika”, to muszę się długo wpatrywać w krój
czcionki, by rozpoznać, czy ten wycinek jest z „Naszego Dziennika” czy z „Trybuny”. A czy można powiedzieć te dwa dzienniki - i „Trybuna”, i „Nasz Dziennik” - prowokują nienawiść i uczą nienawiści? Wydaje mi się, że to nie jest tylko kwestia dwóch dzienników. To by było bardzo dobrze, gdybyśmy mieli jedynie dwa dzienniki. Brak szacunku dla człowieka, wydaje mi się, w naszych mediach ciągle ciąży tak mocno, że jakoś mentalność salonów, mentalność, w której „naszość” jest czymś ważniejszym niż jakiś uniwersalny szacunek dla człowieka, ciągle występuje. Dla mnie czymś niepokojącym, co kojarzy się z „Rozmowami niedokończonymi”, była opinia telefoniczna praktykowana przez niektóre dzienniki, gdzie każdy mógł zadzwonić i wypowiedzieć anonimowo siejący agresją tekst, a potem przedrukowywano to w prasie. Przecież to jest forma linczu psychicznego. Trzeba szanować czytelników i nie praktykować tego typu pseudoinformacji. I na koniec chciałam zapytać księdza arcybiskupa, czy Adam Michnik powinien być autorytetem dla
dziennikarzy? Muszę powiedzieć, że ostatnie wypowiedzi Adama Michnika, w których odważnie i bezkompromisowo potrafi przeciwstawić się opinii bronionej przez wiele warszawskich środowisk, podniosły wyraźnie jego autorytet w moich oczach. Oczywiście, każdy z dziennikarzy wybiera sobie swoje autorytety, ale kiedy czytam wypowiedzi, w których Adam Michnik potrafi zdecydowanie i kategorycznie przeciwstawiać się układom - podczas gdy przecież mógłby sprawę wyciszyć, schować głowę w piasek, i powiedzieć: co ja będę sobie nerwy psuł – to muszę powiedzieć, że ten styl działania Adama Michnika, w ostatnich dniach, zdobył moje uznanie.