Józef Oleksy: sytuacja będzie nabrzmiewać
Partia jest w trudnej sytuacji i to, zdaje się, będzie nabrzmiewać. Oby niegroźnie. Otóż zdarzyła się taka sytuacja, w której otoczenie polityczne oraz ogniwa w państwie ustawiły SLD czy ustawiają w takiej roli partii bez wyjścia. Tak było przy terminie wyborów wcześniejszych - powiedział Józef Oleksy, gość "Sygnałów Dnia".
Sygnały Dnia: — Premier stwierdził w tym studiu, że pewne osoby w Sojuszu wiedziały o tym, że będzie proponował osobę Andrzeja Ananicza. Krzysztof Janik wiedział, członkowie Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych też wiedzieli. Nie przekazali tej informacji?
Józef Oleksy: — To nie jest całkiem normalne takie indywidualne konsultowanie z pojedynczymi posłami. Premier nie musi, a nawet nie powinien prowadzić jakiegoś własnego, cichego trybu konsultacji, choć to jest zawsze pożyteczne, w sprawach, które idą do obiegu uregulowanego procedurą. Powinna być rozmowa wprost. I argumenty, i sprzeciw, i poparcie — to powinno być w rozmowie wprost. I tu być może premier dziś zrobiłby to inaczej, wówczas zrobił właśnie tak jak zrobił, nie mówiąc w momencie, w którym już wiedział, na co jest zdecydowany, nie mówiąc tego klubowi, z którym się spotkał dla wyjaśnienia innych źródeł napięć, no to jakby dołożył do tego jeszcze to ogniwo. Ale to się wszystko wyklaruje.
Sygnały Dnia: — Ale Krzysztof Janik to nie jest zwykły poseł, to w końcu szef partii. On wiedział. Nie powiedział?
Józef Oleksy: — Mnie nie musi wszystkiego mówić.
Sygnały Dnia: — Panu nie? Tutaj cytowaliśmy Jacka Zdrojewskiego, szefa mazowieckiego Sojuszu, który o kierownictwie partii powiedział, że ono się w ogóle zachowuje dość dziwnie. Pan też ma takie wrażenie?
Józef Oleksy: — Partia jest w trudnej sytuacji i to, zdaje się, będzie nabrzmiewać. Oby niegroźnie. Otóż zdarzyła się taka sytuacja, w której otoczenie polityczne oraz ogniwa w państwie ustawiły SLD czy ustawiają w takiej roli partii bez wyjścia. Tak było przy terminie wyborów wcześniejszych. Niby dlaczego to Sojusz miał być partią bez wyjścia? W końcu w Sojuszu narosło przekonanie, że ludzie nie życzą sobie takiego statusu i Sojusz postanowił być za wcześniejszymi wyborami. Wtedy wszyscy ucichli, bo wszystkim było wygodnie mówić: no, my tu wszyscy chcemy bardzo wcześniejszych wyborów, ale w duchu myśleć: Sojusz to storpeduje, a my będziemy ci czyści, którzy bardzo parli do tego. Otóż Sojusz już nie życzy sobie takich sytuacji. I to jest ta delikatność sytuacji, także dla premiera i dla prezydenta także, który odgrywa przecież bardzo ważną rolę we wszystkich procesach i decyzjach, że jest granica jakaś ustawiania partii politycznej, w końcu niemałej i z kłopotami, i obolałej własną samokrytyką,
ustawiania w sytuacji: wy nie macie wyjścia, wy musicie zaakceptować, wszystko przyjąć, wszystko, choćbyście mieli inne zdanie. To jest złe i twierdzę, że jest pewna granica, także psychologiczna, której przekroczyć nie wolno, bo potem następują działania żywiołowe, czasem niekontrolowane i scenariusz się rozwija inaczej niż przewidywano.