Jolanta Pieńkowska - pierwszy dzień wolności
Deszczowy poniedziałkowy poranek. Pod salon fryzjerski w centrum Warszawy podjeżdża czerwone Alfa Romeo 147. Z auta szybko wysiada Jolanta Pieńkowska. Nie minęła nawet doba od czasu, gdy uwielbiana przez widzów dziennikarka pożegnała się na wizji z "Wiadomościami".
Poniedziałek był pierwszym dniem od 14 lat, kiedy Pieńkowska nie musiała od świtu myśleć o pracy. Po prostu poszła w miasto. Na początek - do fryzjera.
- Czuję się znakomicie, wreszcie nigdzie nie muszę się spieszyć - zapewnia gwiazda. - Teraz już mogę wyglądać jak zechcę - odetchnęła z ulgą. Jednak nie dokonała radykalnych zmian we fryzurze, tylko poprosiła o skrócenie włosów i uczesanie - za 60 złotych.
Wizyta Pieńkowskiej nie wzbudziła sensacji w salonie - dziennikarka bywa tam od lat. To widać - i ona, i obsługujące ją panie czują się swobodnie. Z "nową głową" Pieńkowska szybko wychodzi na ulicę. Chwila zawahania - z nieba wciąż sączy się jesienna mżawka, która może zaszkodzić fryzurze. Ale tuż obok kusi elegancka wystawa sklepu z butami. Jolanta Pieńkowska namierza wiśniowe zamszowe szpileczki. Śliczne. I - jak się wkrótce okazuje - pasują idealnie.
- Teraz będę się ubierać na większym luzie - mówi zadowolona gwiazda. - Biorę te! - dodaje z uśmiechem. Cała w uśmiechach jest również sprzedawczyni, która od razu rozpoznała Pieńkowską. Buciki kosztowały 289 zł. Pieńkowska nie zabrała ich jednak ze sklepu. Odbierze je później, bo korzystając z pierwszego wolnego dnia, pojechała do mechanika, żeby zostawić do naprawy uszkodzony na parkingu samochód.