Jest wyrok ws. brutalnego zabójstwa 19‑letniego Bartka
Na kary dożywocia, 25 i 5 lat pozbawienia wolności skazał Sąd Okręgowy w Kielcach trzech mężczyzn oskarżonych o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem maturzysty z Suchedniowa (Świętokrzyskie).
09.12.2010 | aktual.: 09.12.2010 15:46
19-letni Bartłomiej zaginął 24 maja 2002 roku w trakcie egzaminów maturalnych. Po raz ostatni widziano go wieczorem w Skarżysku-Kamiennej. Do zabójstwa doszło nad ranem 25 maja przy drodze krajowej między Radomiem a Warszawą. Podejrzanych złapano trzy lata po zabójstwie. Do dziś nie znaleziono zwłok chłopaka.
Marcina Piętka sąd skazał na dożywocie, a Norberta Rembaka, który w czasie popełnienia przestępstwa nie miał ukończonych 17 lat - na 25 lat pozbawienia wolności. Krzysztofa Mamlę - który ujawnił przebieg wydarzeń i starał się pomóc w odnalezieniu ciała, poddając się hipnozie - sąd skazał na pięć lat pozbawienia wolności.
Sąd zezwolił na publikację nazwisk oskarżonych. Wyrok nie jest prawomocny.
"Dowody są mocne - na ma wątpliwości"
Jest to już drugi wyrok w tej sprawie. W lipcu 2007 roku sąd wymierzył oskarżonym kary w takim samym wymiarze. Od wyroku odwołali się obrońcy, a Sąd Apelacyjny skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Przewodnicząca składu orzekającego Lena Romańska zasygnalizowała, że prokuratura nie kwestionowała pierwszego orzeczenia, co oznacza, że sąd w drugim procesie nie mógł wydać surowszych wyroków.
Według Romańskiej dowody w tej sprawie są tak mocne, że nie ma żadnych wątpliwości, iż do zabójstwa doszło, chociaż nie znaleziono ciała. Mamla relacjonował zbrodnię - minimalizując swoją rolę - od 2005 roku. Piętek przedstawił raz krótką wersję wydarzeń, z której potem się wycofał się. Trzecim dowodem są zeznania wuja czwartego, nieżyjącego już, uczestnika zabójstwa. Te wersje, co do zasadniczych etapów przestępstwa, są spójne. Ponadto według znajomych Piętka, chwalił się on, że zabił Bartłomieja.
W ocenie sądu była to okrutna zbrodnia, bez żadnego usprawiedliwienia. Oskarżeni pozbawili życia młodego chłopaka, który był spokojny, nikomu nie wadził, w niczym nie zawinił. Powodem napaści była słowna sprzeczka. Oskarżeni działali z niskich pobudek - najpierw okradli, a potem zabili chłopaka, by pozbyć się świadka.
Romańska zwróciła uwagę na to, że oskarżeni zaatakowali chłopaka około północy, a pozbawili go życia nad ranem. Przy Bartku rozmawiali, co z nim zrobią. - Rozciągnięte w czasie zachowanie oskarżonych było obliczone również na udręczenie pokrzywdzonego. Stres i strach, którego ten młody mężczyzna doświadczał, z pewnością sięgały zenitu - powiedziała.
Zaznaczyła, że oskarżeni po pewnym czasie przenieśli zwłoki i do tej pory miejsce ich ukrycia jest nieznane.
Sąd uznał, że Piętek i Rembak są zdemoralizowani, o czym świadczy nie tylko to zabójstwo, ale także ich zachowanie w areszcie - należą do więziennej subkultury, na swoim koncie mają przewinienia dyscyplinarne. Sędzia dodała, że dzięki postawie Mamli sprawa znalazła swój finał w sądzie.
Zabili bagnetem i kamieniem
Prokuratura oskarżyła całą trójkę o to, że wraz z czwartym, nieżyjącym już mężczyzną - Łukaszem S., dokonali zabójstwa maturzysty ze szczególnym okrucieństwem przy użyciu bagnetu i kamienia. Wcześniej mordercy okradli swoją ofiarę - zabrali mu samochód, portfel, zegarek i telefon komórkowy.
Krzysztof Mamla przyznał się do udziału w uprowadzeniu chłopaka oraz do tego, że pod presją uderzył go kamieniem i dźgnął bagnetem, ale - według niego - chłopak już wtedy nie żył. Z jego wyjaśnień wynika, że w całej sprawie prym wiódł nieżyjący już Łukasz S. Wszyscy oskarżeni wraz z Łukaszem S. pili tego dnia alkohol. Później Łukasz S. wdał się w kłótnie słowną z Bartłomiejem.
Mężczyźni śledzili Bartka, gdy jechał samochodem zmusili go do zatrzymania auta i uprowadzili. Do zabójstwa doszło gdzieś w lesie. Po zabójstwie mężczyźni pojechali najpierw do Ostródy, potem do Gdańska i Sopotu. Po pewnym czasie wrócili do Skarżyska. Po kilku tygodniach Łukasz S. z innymi mężczyznami przenieśli zwłoki w miejsce, którego Mamla nie zna.
Policja zatrzymała podejrzanych w 2005 roku. Według policjantów mężczyźni nie spodziewali się tego. Byli pewni, że "sprawy już nie ma". W ustaleniu przebiegu zdarzeń pomocny był operator sieci komórkowej oraz świadkowie, którzy zgłosili się na policję po emisji programu"997".