"Jeśli celem było zdestabilizowanie Gruzji, Moskwa cel osiągnęła"
Jeśli celem wojny było zdestabilizowanie Gruzji, pokazanie jej słabości - to ten cel osiągnięto - powiedział Jan Malicki ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew oświadczył, że podjął decyzję o zakończeniu operacji wojskowej w Gruzji. Ogłosił, że jej cele zostały osiągnięte.
Jednocześnie Miedwiediew polecił Ministerstwu Obrony i sztabowi generalnemu, by - jak to ujął - w razie powstawania ognisk oporu czy jakichkolwiek przejawów agresji ze strony gruzińskiej podejmowali decyzje o ich likwidacji.
Przyczyną takiej decyzji może być - według Malickiego - i to, że w Moskwie stwierdzono, iż Rosji ta wojna się dalej nie opłaca, np. dlatego, że Rosja już w tej chwili jest potępiana przez większość świata.
Przyczyna trzecia - wyliczał ekspert - mogła być i taka, że w poniedziałek, jak wiadomo, doszło przynajmniej do dwóch rozmów na wysokim szczeblu między Waszyngtonem a Moskwą. Być może zagrożono czymś Rosji z Brukseli albo Ameryki, nie potrafię w tej chwili powiedzieć czym, poza tzw. pogorszeniem stosunków, a Rosji jednak zależy na stosunkach z Ameryką - powiedział.
Malicki podkreślił, że to od Unii Europejskiej zależy teraz, na jakie pozycje wycofają się wojska rosyjskie. Ekspert prognozuje, że Rosjanie wycofają się z Gori na linię Osetii i "będą chciały udawać wojska pokojowe". Być może będą to nawet te same wojska, które jeszcze dzisiaj strzelały. Ale dzisiaj każdy uczciwy polityk wie jedno - i to jest wielki sukces Gruzji - że Rosja jest stroną w tej walce, więc nie może być mediatorem - dodaje Malicki.
W jego ocenie, Rosjanie będą natomiast chcieli zachować kontrolę nad wąwozem Kodori w Abchazji, który przed wybuchem konfliktu kontrolowała Gruzja.
_ Kluczowa rola należy teraz do misji pertraktacyjnej UE, a być może również amerykańskiej. Nie ma innych wielkich graczy. Polska nie ma niestety wielkiej roli do odegrania w tej sytuacji, poza wspomożeniem psychicznym walczącej Gruzji_ - mówi Malicki.
We wtorek do Tbilisi udał się prezydent Lech Kaczyński. Prezydentowi towarzyszą prezydenci Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Malicki pochwala ten pomysł, choć przyznaje, że misja prezydentów nie ma żadnego znaczenia w sensie mediacyjnym.
_ Każdy z tych pięciu prezydentów jest skompromitowany w Moskwie, a mediatorem może być tylko ktoś, kto cieszy się zaufaniem obu stron. To jest misja, która ma na celu podtrzymanie na duchu Gruzinów, którzy przegrali wojnę. Ich niepodległość była zagrożona, a siły demokratycznego świata, jak uważają Gruzini, a ja nie jestem daleki od takiego stwierdzenia, nie wypowiedziały się wystarczająco w obronie Gruzji_ - powiedział ekspert.