Jeremiasz Barański "Baranina" - ćwierć wieku w służbie SB i milicji
Kiedy Jeremiasz Barański, znany jako
"Baranina", w tajemniczych okolicznościach zmarł w celi
wiedeńskiego aresztu, wydawało się, że wszystkie szczegóły jego
przestępczej kariery są bardzo dobrze znane. Pewnie były, ale
milicjantom i służbie bezpieczeństwa, z którą "Baranina" bardzo
wcześnie zaczął współpracę - pisze "Głos Wielkopolski".
22.12.2004 | aktual.: 22.12.2004 07:47
22 lutego 1974 roku milicjanci z Wydziału do spraw Zwalczania Przestępczości Gospodarczej ówczesnej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Poznaniu uzyskali informację, że właściciel gospodarstwa ogrodniczego Alfons C. w jednej z miejscowości koło Szamotuł handluje walutami oraz pośredniczy w przemycie dzieł sztuki. Handlarza podano bacznej obserwacji.
Wkrótce okazało się, że do Szamotuł dość często przyjeżdża Jan R. z Warszawy i obywatel Królestwa Szwecji, Leszek K. Milicjanci zdecydowali się odwiedzić pana Alfonsa. Przesłuchanie w komendzie MO przy ulicy Kochanowskiego było bardzo owocne. To właśnie wówczas wypłynęło nazwisko Jeremiusz Barański (takiej pisowni imienia używał "Baranina" w licznych pismach do sądu i prokuratury, dopiero potem w Warszawie stał się Jeremiaszem).
Urodził się 23 listopada 1945 roku w Sopocie, a mieszkał w Poznaniu przy ulicy Marii Magdaleny. Początkowo, późniejszemu "Baraninie" zarzucono, że oszukał szamotulskiego ogrodnika, przywłaszczając sobie powierzone mu na przechowanie 500 złotych monet. Jednak bardzo szybko "Leszkowi" - bo takim pseudonimem posługiwał się wówczas Barański - postawiono zarzut znacznie cięższego kalibru.
Pan Alfons rzeczywiście był nie tylko ogrodnikiem. Milicjantom opowiedział, że podczas zakupu od pewnego mieszkańca Warszawy obrazu Chagalla "Rapsodia Wileńska", wartego 800.000 ówczesnych złotych, dał w zastaw pięćset złotych pięciorublówek. W dość niezrozumiały sposób tłumaczył, że pieniądze te "na przechowanie" przekazał "Leszkowi", który zwyczajnie je sobie przywłaszczył. Obraz został sprzedany obywatelowi Szwecji i nielegalnie wywieziony z kraju. Dla zabezpieczenia innej transakcji ogrodnik dodatkowo wręczył "Baraninie" dwa złote zegarki "Schaffausen" i "Glasshfite", których obdarowany także nigdy nie zwrócił.
Milicji nie zadowoliły takie wyjaśnienia, a "przyciśnięty" do muru pan Alfons przyznał, że tak naprawdę to "Baranina" wraz z kolegą wpadł podczas jego rozmów ze sprzedającym mu obraz Janem R. Używając argumentu "gazrurek" napastnicy zabrali złote monety leżące na stole. W tej sytuacji Barańskiemu zmieniono zarzut: zamiast przywłaszczenia złotych monet zarzucono mu ich kradzież podczas rozboju. (PAP)