Jej śmierć - wielka strata
Co roku można napisać, że był to rok nadzwyczajny, bo umarli wielcy a nowych wielkich jakoś nie widać. Ale ten rok był rzeczywiście nadzwyczajny, bo zginęło wielu, którzy mogliby żyć. Mieliśmy katastrofę prezydenckiego samolotu i niezależnie od tego jaki polityczny użytek został z niej zrobiony i ile obrzydliwych rzeczy wylęgło się z dociekań jej przyczyn, zginęło w niej wielu, bardzo wielu ludzi, którzy jakoś budowali rzeczywistość polską. Gorzej bądź lepiej, ale z wysiłkiem i pasją. Śmierć niektórych znaczyła koniec jakiejś epoki, stratę niepowetowaną i wyrwę nie do zasypania. Dla mnie i dla wielu, bardzo wielu kobiet stratą największą była śmierć Izy Jarugi-Nowackiej.
01.11.2010 | aktual.: 10.11.2010 10:11
I mam żal, że „tragedia smoleńska” tak się toczy, że buduje w Polsce podziały, nienawiści, teorie spiskowe i spektakle, które przysłaniają straty najważniejsze i najbardziej dotkliwe dla polskiej polityki.
Iza weszła do niej by coś naprawdę załatwić. Poznałam ją, gdy już wiedziała na ile kompromisów trzeba iść, by coś ważnego skończyć. Poznałam ją gdy była już nieco gorzka, ironiczna, często wściekła, ale wiecznie ożywiona potrzebą pomocy: kobietom, gejom, prostytutkom, krzywdzonym, wykluczonym. Czy jest ktoś drugi taki?
Zawsze pod telefonem. Pamiętam jak wiele ich wykonywałam podczas posiedzeń parlamentu, na których była zawsze obecna, tak jak zawsze obecna była w swoim poselskim biurze na dyżurach. Bo była pilna, obowiązkowa i solidna. Telefony przerywała mówiąc szeptem że oddzwoni i oddzwaniała (co nie jest częstym zwyczajem u „bardzo ważnych osób”). O pracach parlamentu, losach ustaw i projektach wiedziała wszystko. O grach i gierkach politycznych również, choć w nich nie uczestniczyła, jak nie trzeba było. Mówi się, że osiągnęła sukces bo pełniła funkcję wicepremiera. Ja sądzę, że osiągnęła sukces bo udało jej się utworzyć Biuro Pełnomocnika do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, zainicjować ustawę przeciwko przemocy domowej i wprowadzić w życie krajowy program na rzecz kobiet. Nie wspominając o tysiącu innych spraw i inicjatyw dla tych, którzy znajdowali się w gorszym położeniu z powodu płci, orientacji seksualnej lub socjalnej. Czy jest ktoś drugi taki?
Wszystkie te kadencje sejmowe, w których była posłem spędziła na załatwianiu spraw ważnych, choć niedocenianych. Z każdego miejsca Polski proszono ja o interwencję. Dzwoniły prostytutki, dzwoniły organizacje, samotne kobiety. Ja dzwoniłam głównie po to by dowiedzieć się gdzie utkwiła jakaś ustawa, co zrobić w sprawie innej, poprosić by monitorowała kolejną. Iza była kopalnią sejmowej wiedzy, czujnym obserwatorem prac sejmowych. Gdyby żyła nie dopuściła by do skandalu spowalniania prac nad ustawą parytetową, którą była zainteresowana równie intensywnie jak nowelizacją ustawy antyprzemocowej. Nie ma drugiej takiej osoby.
Nie trzymała się polityki kurczowo, jak wielu, którzy poza nią nie widzą sensu ani lepszego źródła dochodów. Nie musiała parać się polityką. Nie robiła tego ani z biedy, ani z resentymentu, ani dla sławy czy pieniędzy. Robiła to dla innych. Niewiele jest takich osób.
Po jej śmierci dowiedziałam się że była osobą wierzącą. Ale wiara należała do prywatnej domeny jej życia. Nie potrzebowała się nią manifestować, obnosić czy dla zapewnienia politycznej kariery ostentacyjnie chodzić do Kościoła i na Kościół łożyć (z publicznej kasy). W sferze publicznej i w polityce Iza była neutralna, jak mąż stanu (że też nie ma „damy stanu”, którą niewątpliwie była); służyła neutralnemu światopoglądowo państwu, zgodnie z wymogami konstytucji. A do tego była piękna i naprawdę dobra. Nie ma takiej drugiej osoby.
Prof. Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski