"Jego walki nie docenili nawet komuniści"
Prawdziwa przemiana J. Kaczyńskiego to koniec PiS. Każdy człowiek może się zmienić, zwłaszcza w tak tragicznych okolicznościach. Jeśli pokazywana nowa postać J. Kaczyńskiego jest prawdziwa, oznacza to koniec PiS i politycznego pomysłu Kaczyńskiego.
28.05.2010 | aktual.: 28.05.2010 18:47
Zastanawiam się, ile osób uwierzyło w radykalną przemianę Jarosława Kaczyńskiego. Wobec tragicznych osobistych okoliczności jest bardzo wiarygodna i zrozumiała. Może są i tacy, którzy dziękują Opatrzności, że nawet największych populistów i demagogów, ludzi walki i konfliktu stać na refleksję, spojrzenie wstecz, rachunek sumienia i postanowienie poprawy. A nawet poprawę.
Ja też chciałbym wierzyć, że jest możliwe to, co nie było możliwe, kiedy po odzyskaniu wolności, przyszedł czas na pracę dla Polski, mądre, odpowiedzialne i konstruktywne działanie. Jarosław Kaczyński żył wtedy nadal walką, szukaniem spisków, wszędzie widział wrogów i agentów. A po wyrzuceniu za takie podejście do pracy z Kancelarii Prezydenta, podsumował pewien etap swojej działalności i zapowiedział kolejny pochodami i paleniem kukły przed Belwederem. Później chętnie stawiał się w pozycji bohatera walki Sierpniowej i Solidarnościowej, a mnie i wielu innych, występujących w pierwszym szeregu i otwarcie przeciwko komunistom, po latach stawiał tam, "gdzie stało ZOMO".
Nie pamiętał już chyba, że jego walki nawet nie docenili komuniści, bo w stanie wojennym nie widzieli potrzeby, żeby go internować. Nikt z zewnętrznych obserwatorów nie może tego twierdzić, jaki dziś jest J. Kaczyński i co oznacza jego postawa. Ale każdy łatwo sprawdzi, jakie jest świadectwo i dorobek jego życia, jego postępowania, jego widzenia świata. A jest to w czasach demokracji pasmo walki, konfrontacji z wymyślonymi wrogami, szukania spisków, agentów i układów, dzielenia ludzi, populizmu.
Trudno sobie jednak wyobrazić partię J. Kaczyńskiego bez takiego działania. To były zawsze fundamenty jego pomysłów politycznych. Nie widzę możliwości dla partii, który powstała, żyje i żeruje na niezadowoleniu, na strachu przed obcymi, na frustracjach, na nieufności do wszystkich. Zawsze wokół zagrożenia, nawet sztucznego, można budować grupę, formację oddaną bezgranicznie liderowi. W rozgłośni toruńskiej to widać, jak w soczewce. Bez takich fundamentów partie populistyczne i demagogiczne nie mają racji bytu.
Musi więc liczyć się J. Kaczyński z tym, że swoją przemianą i nową postawą może zniszczyć swoją partię. Wie też, że pokazując swoje dawne oblicze, również skazuje ją na porażkę. Być może dlatego, kalkulując, na wszelki wypadek chowa się i czeka na rozwój wypadków. A sztab wyborczy, na wszelki wypadek nie dopuszcza go do wielu występów i kontroluje poczynania swojego lidera.
* Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski*