Jedzmy na zdrowie!
Morgan Spurlock, reżyser i bohater filmu "Super Size Me", po miesiącu opychania się w restauracjach McDonald`s przytył 11 kg, ma kłopoty z erekcją, nadciśnienie tętnicze, podwyższony poziom cholesterolu i cukru we krwi. Reżyser wyznaje, że ledwo żyje, odczuwa duszności i coś w rodzaju uzależnienia - nerwowość przy braku posiłku i ekstazę podczas jedzenia, a także wskazujące na chorobę wieńcową niepokojące bóle w klatce piersiowej.
13.12.2004 | aktual.: 13.12.2004 09:24
Film Spurlocka to najpewniej początek antykapitalistycznej kampanii skierowanej przeciw producentom żywności i innych masowych produktów. Inicjatywa nieformalnej socjalistycznej międzynarodówki konsumentów niesie z sobą taki oto przekaz: to nie konsument jest odpowiedzialny za swoje ewentualne nieszczęścia, lecz korporacje.
Lewackie lobby ekologiczne jest wspierane przez najlepszych prawników na czele z Johnem Banzhafem, który wcześniej miliardowymi odszkodowaniami pogrążył firmy tytoniowe. Teraz antykorporacyjne lobby realizuje swój kolejny sen: wielu ludzi postanowiło bezgranicznie się obżerać, a winę za pogorszenie stanu swojego zdrowia zrzucić na firmy produkujące żywność. Pierwsza pod ostrzałem znalazła się znienawidzona marka antyglobalistów - McDonald`s. Syndykat nieudaczników, prawników i lewackich ideologów zostawił (na razie) w spokoju właścicieli małych przedsiębiorstw i skupił się na korporacjach. Złota reguła biznesu związanego z odszkodowaniami brzmi bowiem: "Im większa firma, tym większa kwota może być zasądzona na twoją korzyść".
Atak fastfoodoterrorystów
Jeszcze niedawno 90 proc. obywateli USA uważało, że podejmują suwerenne decyzje w kwestiach żywieniowych wynika z badań Gallupa. Pranie mózgów, które zafundowano Amerykanom, zaczyna jednak przynosić efekty. Najnowszy sondaż firmy AC Nielsen wykazał, że już 60 proc. społeczeństwa za powstanie własnej otyłości obwinia bary fast food. Centrum Nauki dla Interesu Publicznego - jeden z ośrodków zaangażowanych w kampanię - obliczył, że "rynek dla grubasów" jest wart 117 mld dolarów. Organizacja wymieniła nazwy firm, czyli cele ataków ekoterrorystów, są wśród nich Pizza Hut, Cambell, Burger King i Frito-Lay. To z nimi będą się sądzić konsumenci, jeśli ekoterrorystom uda się przeforsować ustawę o osobistej odpowiedzialności w konsumpcji pożywienia, która ma przenieść na producentów dużą część indywidualnej odpowiedzialności za dietę. Rynek odszkodowań może być wart nawet 50 mld dolarów, jeśli jakiś sąd stworzy konieczny precedens. A na pewno stworzy. Na tej samej zasadzie - zrzucania odpowiedzialności za swe czyny na
przedsiębiorców i kapitalizm - można by sądzić producentów słodyczy za dziury w zębach łasuchów, producentów noży kuchennych za morderstwa z ich użyciem, a budowniczych mostów za prowokowanie samobójców. To absurd, na szczęście jednak coraz więcej dietetyków przyznaje, że lewackim prawnikom nie będzie łatwo dowieść szkodliwego wpływu fast foodów na zdrowie.
Mit otyłości
- Mitem jest przekonanie, że ludzie tyją, bo się objadają coraz większą ilością niezdrowych produktów - powiedziała w rozmowie z "Wprost" prof. Alison Field z Harvard Medical School, autorka najnowszych badań opublikowanych przez "International Journal of Obesity". Jej zdaniem, nikomu nie udało się wykazać, że większe spożycie hot dogów i hamburgerów, a nawet chipsów, słodyczy i napojów gazowanych prowadzi do otyłości. Wzrost nadwagi może spowodować objadanie się w nadmiarze jakimkolwiek produktem, choćby białym serem czy rybami. - Nawet dieta składająca się wyłącznie z ostryg jest w stanie wywołać obstrukcje - uważa Robert Makłowicz. Prof. Field przez trzy lata przygotowywała kwestionariusze dotyczące zwyczajów żywieniowych i wagi 8203 dziewcząt i 6774 chłopców w wieku 9-14 lat. Okazało się, że dzieci, które w tym czasie znacznie przytyły, jadły to samo i tyle samo, co ich szczupli rówieśnicy! Również Sarah M. Philips z Massachusetts Institute of Technology, która badała nawyki żywieniowe stu dziewcząt w
wieku 8-12 lat, nie wykryła związku między spożyciem wysokoenergetycznych przekąsek a otyłością. Zależności takiej nie potwierdziła też metaanaliza ponad 500 badań dotyczących otyłości przeprowadzona przez prof. Davida Garnera i prof. Susan Wooley.
- Dietetycy zalecają, by spożywać jak najmniej tłuszczów, szczególnie pochodzenia zwierzęcego, tymczasem nie ma dowodów, że tłuszcze powodują otyłość - mówi "Wprost" dr Ute Alexy, która przez 17 lat badała sposób odżywiania się 286 dzieci (Dortmund Nutritionally and Anthropometric Longitudinally Designed Study). Nikt tak naprawdę nie dowiódł, że spożywanie słodkich napojów gazowanych przyczynia się do powstawania otyłości. Zaledwie trzy prace sugerują, że napoje zwiększają ryzyko rozwinięcia się cukrzycy. Wartość energetyczna coca-coli wynosi zaledwie 42 kcal i jest taka sama jak soku pomarańczowego lub mleka o 1-procentowej zawartości tłuszczu. Wartość energetyczna jogurtu jest ponaddwukrotnie większa, ale nikt nie twierdzi, że jest on niezdrowy. "Specjaliści na ogół przemilczają te fakty w obawie, że wiele osób będzie się objadać bez umiaru" - twierdzi Mark McClellan z amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków.
Piramida dla każdego
Prof. Field uważa, że otyłość bardziej zależy od predyspozycji genetycznych niż od tego, jak dużo jemy chipsów, ciastek i hamburgerów. - Ponieważ wagę ciała reguluje prawdopodobnie od 120 do 220 genów, podejrzewa się, że DNA odpowiada za otyłość nawet w 70 proc. - mówi dr Lucjan Szponar z Instytutu żywności i żywienia. Badania prof. Jeffreya M. Friedmana z Rockefeller University sugerują, że o naszej sylwetce decyduje głównie tempo metabolizmu organizmu. Zbyt częste stosowanie rygorystycznych diet nie obniża, ale wręcz podnosi o cztery punkty średni indeks masy ciała BMI (wskaźnik wyliczany przez podzielenie masy ciała w kilogramach przez wzrost w metrach podniesiony do potęgi drugiej). 90-95 proc. osób stosujących dietę odchudzającą wraca potem do początkowej wagi - przekonuje prof. Glenn Gaesser z University of Virginia, autor książki "The Obesity myth" (Mit otyłości).
Różnice genetyczne sprawiają, że dla 25 proc. z nas zdrowa dieta różni się od zalecanej jako uniwersalna. 4 proc. Polaków może się objadać tłuszczami do woli, a mimo to ma niski poziom cholesterolu i zdrowe serce. Zdarzają się też tacy, którzy mimo otyłości nie cierpią na żadne choroby. Z kolei niektóre osoby są szczupłe, a mimo to mają niebezpiecznie wysoki poziom cholesterolu we krwi. Trzeba zmienić tzw. piramidę żywieniową, określającą proporcje między podstawowymi składnikami pokarmowymi - przyznał niedawno amerykański Departament Rolnictwa, zajmujący się też żywieniem. Zakłada ona, że każdy powinien spożywać dużo węglowodanów złożonych, takich jak ziemniaki, produkty zbożowe, warzywa i owoce, oraz umiarkowane ilości nabiału, ryb i chudego mięsa, a także możliwie jak najmniej słodyczy, alkoholu i tłuszczów, zwłaszcza zwierzęcych. "Wydawało się, że to model dla każdego, ale nie brał on pod uwagę potrzeb indywidualnych" - mówi Eric Hentges z Center for Nutrition Policy and Health Promotion. W Internecie
(www.usda.gov) jest dostępna nowa, interaktywna piramida, którą budujemy sami, zależnie od własnych potrzeb, upodobań i trybu życia.
Paweł Górecki
Tomasz Teluk
Współpraca: Jan Stradowski