PolskaJednak nie wszyscy milczeli

Jednak nie wszyscy milczeli

Oskarżenia Wojciecha Kroloppa o molestowanie seksualne chłopców z chóru „Polskie Słowiki” pojawiły się już w 1983 roku. Zajmowali się nimi nadzorujących instytucje kulturalne pracownicy Urzędu Wojewódzkiego. Skargi trafiały jednak do kosza, a urzędnicy jeździli z chórem po świecie.

30.06.2003 | aktual.: 30.06.2003 11:16

– Na przełomie lat 1982-1983, na drugim piętrze Urzędu Wojewódzkiego, w Wydziale Kultury i Sztuki odbyło się zebranie – mówi osoba, która pamięta tamte wydarzenia. – Brał w nim udział Maciej Frajtak, jego zastępcy Tadeusz J. i wizytator oświatowy Józef B. Mieli ustosunkować się do skarg rodziców chórzystów, którzy zarzucali Wojciechowi Kroloppowi praktyki pedofilskie.

Tajne zebranie

Na tym spotkaniu postanowiono – jak twierdzi nasz informator – że sprawa nie może nabrać rozgłosu, „bo wszyscy na tym stracą”. – Byliśmy wykonawcami różnych poleceń ze strony organów partyjnych. Ale nie przypominam sobie skargi dotyczącej pedofilii W. Kroloppa – tłumaczy nam Maciej Frajtak, obecnie szef „Domu Książki”. – A jeśli takie skargi rozpatrywano, to ja w tym nie uczestniczyłem – dodaje.

Pamiętam jak tłumaczono, że sprawa nie może wyjść na jaw. Uzasadnienia szukano choćby w tym, że Sokrates w starożytności też miał skłonności do swoich uczniów – twierdzi nasz informator. Jego zdaniem, broniono dyrygenta Polskich Słowików, bo ten chór był traktowany jako przeciwwaga dla uważanych za prokościelne Poznańskich Słowików Stefana Stuligrosza. Maciej Frajtak zaprzecza, nie możemy tego potwierdzić u pozostałych osób, które brały udział w zebraniu. Józef B., wizytator oświatowy i Tadeusz J., zastępca M. Frajtaka już nie żyją. Okazuje się jednak, że wszystkie te osoby jeździły i latały na koszt chóru do Francji, Niemiec Wenezueli i innych krajów. Pieniądze pochodziły z... Urzędu Wojewódzkiego.

– Byłem w Wenezueli w 1983 roku – przyznaje Maciej Frajtak. – Byłem również w Berlinie Zachodnim. Ale taki był obyczaj, że jeździło się z chórem, jako pomoc i nadzór. Jednak Marian Król, który był wówczas wojewodą i przełożonym Frajtaka jest tym zdumiony. – Jeśli Frajtak i Józef B. byli na wycieczce z chórem, to ja o tym nie wiedziałem – mówi bez ogródek Marian Król. – Jeśli wyjeżdżali z chórem i mieliby rozpatrzyć skargi na Kroloppa, który był menadżerem tego chóru, to oczywiście budzi to moje wątpliwości – kwituje były wojewoda. Marian Król przyznał również, że chór kierowany wtedy przez Jerzego Kurczewskiego miał większe wsparcie partii, a na chór Stuligrosza, na którą patrzono, jak na instytucję „mającą błogosławieństwo Kościoła”.

Dyrygowanie kasą

Sam Marian Król jest obecnie prezesem Wielkopolskiej Fundacji Żywnościowej. Wśród jej założycieli są przedsiębiorcy, banki i politycy. WFŻ jest również od 10 lat sponsorem „Polskich Słowików”. Wiceprezesem WFŻ jest Tadeusz Kuraś, równocześnie wiceprezes fundacji „Polskich Słowików”. Także Jan Rybski inicjator głośnych protestów w obronie Kroloppa i rodzic chórzysty, pracował dla Wielkopolskiej Fundacji Żywnościowej. Tadeusz Kuraś – jak tłumaczy – angażował się w prace chóru wraz z żoną z prostego powodu: – Bo skoro mieliśmy w szkole syna, to trzeba to było kontrolować.

Okazuje się, że wielu byłych wychowanków chóru, jak i rodziców chórzystów wspierało i wspiera „Polskie Słowiki” poprzez swoje firmy i kontakty. – Taki był sposób Kroloppa na przyciąganie pieniędzy. Byli członkowie chóru lub rodzice chórzystów łożyli na chór poprzez firmy swoje lub znajomych – mówi nam jedna z osób związana z fundacją. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Jednak Krolopp – jak potwierdziliśmy – miał absolutną kontrolę nad wpływającymi pieniędzmi.

– Moja wiedza o funduszach była bardzo niewielka. Ja nawet w pewnym momencie przestałem chodzić na spotkania fundacji – tłumaczy Tadeusz Kuraś. Zdzisław Beryt, emerytowany dziennikarz „Gazety Poznańskiej” był skarbnikiem stowarzyszenia „Polskie Słowiki”.

– Moja funkcja była zupełnie symboliczna, bo i tak o wszystkich sprawach finansowych chóru decydował wyłącznie Wojciech Krolopp. On je przyjmował i on je dzielił. On również szukał sponsorów – mówi Beryt. Na ostatniej stronie jednej z broszur chóru widnieje największy bank w Polsce, producent wódek, wytwórnia okien, operatorzy telefonii komórkowej.

Belgijski sponsor

Jednak do największych sponsorów „Polskich Słowików” należy Jean Pierre van A. z Belgii oraz jego firma „Azymuth”. W ubiegłym tygodniu „Gazeta Poznańska” pisała podejrzeniach o pedofilię wobec jego osoby w Belgii. Sam Krolopp w książce „Słowiki a la carte” z 1994 roku ujawnia przypadek z pobytu w Chinach sprzed 10 lat: – (...) „ruszamy do hotelu, gdzie stoczyć będę musiał prawdziwą wojnę o zapłatę szukając wsparcia belgijskiego „Azymuthu”, który ostatecznie wyłoży ponad 2 tysiące dolarów, bez których nie wrócilibyśmy do Polski” – wspomina Krolopp.

Wiadomo również, że firma „Azymuth” od początku lat 70-tych urządzała dla „Polskich Słowików” tzw. grudniówki, czyli coroczne tournees po krajach Beneluxu oraz nagrywała płyty. Jaki interes miał w kontaktach z Belgiem Krolopp? Zapewne pieniądze. Już bowiem sami chórzyści mówili o Jean Pierre: sponsor. A jaki interes miał Jean Pierre? Odpowiedź, która może zbulwersować znajdujemy znów w książce Kroloppa. Opisuje on zdarzenie, mające miejsce podczas podróży młodych chórzystów autokarem po Europie. Jean Pierra nazywany jest tam Avi.

– (...) Postój w lesie stanowi szczególną atrakcję dla Jean Pierre. (...) Znudzony długą rozmową z upatrzoną ofiarą, Avi próbuje nadgonić stracony czas. (...) Podchodzi znienacka do swojej aktualnej sympatii i zaczyna nawijać: ty mój przyjaciel, młodszy brat. Ty kochany. (...) wytrwały Jean Pierre podąży śladem malucha, przyjmując funkcję dobrego wujka, który zafunduje lody (...) – pisze Krolopp. Z książki Kroloppa można wyczytać, że Belg miał oficjalną rangę dyplomaty i jeździł na numerach rejestracyjnych „CC” (Corpus Council – korpus konsularny – przyp. red.). Krolopp wspomina w książce, że paszport dyplomatyczny Belga często wybronił podróżujących z nim chórzystów z opresji podczas przekraczania granic.

Zdejmował mi koszulę

Udało nam się dotrzeć do dwóch ponad 30-letnich obecnie poznaniaków, którzy z Jean Pierrem mieli kontakt w połowie lat 80-tych. Śpiewali wówczas w poznańskim Chórze Katedralnym. Okazuje się bowiem, że Jean Pierre był hojny nie tylko dla „Polskich Słowików”. – Miałem wówczas 12 lat. Jean Pierre zaprosił mnie do hotelu Merkury. Zabrał mnie do swojego pokoju hotelowego i posadził mnie na łóżku. W pewnym momencie usiłował położyć mnie na łóżku przyciskając moją klatkę piersiową ręką – relacjonuje nasz informator. – Ja leżałem, a on próbował rozpiąć mi koszulę. Po kilku takich próbach przestał to robić, ale nawet do naszego wyjścia był uprzejmy. Druga relacja również należy do mężczyzny z Chóru Katedralnego.

– Gdy w 1983 roku na obozie w Kamiennej pogryzły mnie komary, Avi wziął mnie do swojego pokoju. Miał zrobić okład. Zamiast rozpiąć mi koszulę, zdjął przez głowę. Potem zaczął, mnie macać po rękach, szyi. Wiedziałem do czego zmierza, więc wstałem i wyszedłem – mówi nasz 12-letni wówczas informator.

O intencjach w hojności Belga świadczy również taka relacja.

– Lubi Aviego? – pyta Jean Pierre.

– Lubi – odpowiada chórzysta.

– Lubi casio? – pyta Jean Pierre.

– Nie lubi casio – odpowiada chórzysta.

– Przyjęcie zegarka wiązało się z tym, że Avi stawał się wobec obdarowanego bardzo „czuły” – twierdzi były chórzysta. Obydwaj nasi informatorzy zgodzili się złożyć zeznania i już wkrótce zostaną przesłuchani przez prokuraturę. Paweł Posadzy, obecny prezes Chóru Katedralnego wspomina, że Jean Pierre nie był człowiekiem słownym, dlatego zerwano z nim współpracę w latach 90-tych.

– Ale nigdy nie docierały do chóru informacje o tym, by któryś z chłopców był przez niego molestowany – twierdzi Posadzy. – Współpracę z nim wznowiliśmy w 2000 roku, gdy założył Federację Chórów Unii Europejskiej [Krolopp był w niej wiceprezydentem – przyp. red.]. – Ale to również długo nie trwało. W ubiegłym roku Posadzy miał wraz z Chórem Katedralnym wyjechać na zaproszenie Jean Pierra van A. na koncert do krajów Beneluxu. Przed wyjazdem Posadzy otrzymał jednak pocztą elektroniczną informację od Jean Pierre, że fundacja ma problemy finansowe, bo zdefraudowano jej środki.

Jean Pierre ściśle tajny

Nazwisko Jean Pierre van A. pojawiło się w materiałach zdobytych podczas wielkiej policyjnej akcji przeciwko pedofilom przeprowadzonej w 19 krajach świata w grudniu 2001 r. Interpol zainteresował się wówczas środowiskiem osób pracujących z chórami chłopięcymi. Pod zarzutem pedofilii zatrzymano wtedy belgijskiego dyrygenta chóru La Bedinerie z Louvain-la-Neuve pod Brukselą (chór ten był zrzeszony w federacji kierowanej przez Jean Pierra A). Belgijska prokuratura sprawdza obecnie, czy zatrzymany nie wykorzystywał innych dzieci. Dziennikarze „Wprost” spytali belgijską policję, czy w śledztwie dotyczącym wielkiej międzynarodowej siatki pedofilskiej pojawia się nazwisko Jean Pierre van A.

– Nie mogę potwierdzić tej informacji, bo jest ona tajna – powiedział tygodnikowi „Wprost”, z którym wspólnie zbieraliśmy informacje Christian De Coninck z biura prasowego Komendy Głównej Policji w Brukseli. Sprawą ewentualnego wykorzystywania polskich chórzystów przez międzynarodową siatkę pedofilii zajmie się jednak wspólnie z „Gazetą Poznańską” i „Wprost” dziennikarz belgijskiej gazety „Le Soir”.

Marcin KĄCKI

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)