PolskaJeden z oskarżonych przyznał się do napadu na konwój w Połańcu

Jeden z oskarżonych przyznał się do napadu na konwój w Połańcu

Jeden z oskarżonych przyznał się do udziału w
napadzie na konwój bankowy w Połańcu (Świętokrzyskie). W Sądzie
Okręgowym w Kielcach rozpoczął się proces ośmiu osób
oskarżonych w tej sprawie. Większości z nich prokuratura zarzuciła
utrudnianie postępowania.

21.06.2006 | aktual.: 21.06.2006 16:24

Do nieudanego napadu na konwój bankowy doszło w Połańcu 29 czerwca 2005 roku. Przewożący pieniądze samochód firmy ochroniarskiej został zaatakowany przez zamaskowanych, uzbrojonych mężczyzn, którzy otworzyli ogień, gdy auto zbliżało się do śluzy bankowej. Jeden z ochroniarzy oddał w stronę napastników serię z pistoletu maszynowego. Kierowca konwoju, chowając się pod kierownicę, na wstecznym biegu wyjechał spod banku. Nikomu z ochroniarzy ani osób postronnych nic się nie stało, ranny został natomiast jeden z napastników. Wkrótce policja ujęła dwóch podejrzanych.

Głównym oskarżonym w procesie jest Bartłomiej G., który w trakcie napadu został ranny w głowę i brzuch. Przyznał przed sądem, że uczestniczył w napadzie, ale nie przyznał się do usiłowania zabójstwa. Zaprzeczył, jakoby strzelał. Oznajmił, że miał atrapę broni bez magazynka.

Oskarżony wyjaśnił, że napad zorganizowali Cezary T. i Paweł K., których - jak mówił - zna z siłowni i pracy w ochronie. Oni załatwili atrapy broni i kradzione auta. Przekonali go, że zgodnie z przepisami konwojenci w trakcie napadów nie mogą używać broni. Według niego mężczyźni byli w zmowie z jednym z konwojentów, a napad miał być "ustawiony" i przebiec bez użycia broni. Atrapy broni miały posłużyć tylko do postraszenia konwojentów.

Z relacji oskarżonego wynika, że napastnicy planowali wyciągnąć konwojentów z auta, w którym była kasetka z pieniędzmi, zabrać im broń i zaatakować gazem łzawiącym. Zamierzali wyrzucić broń konwojentów i uciec skradzionym autem - zeznał.

Sędzia Adam Kabziński nazwał relację oskarżonego "groteską" i zapytał oskarżonego, czemu w takim razie konwojenci zeznali, że przyjął on typowo strzelecką postawę i strzelił w ich kierunku. Oskarżony powiedział, że może ochroniarze przestraszyli się, gdyż strzelali do niego. Bartłomiej G. zakwestionował też istnienie śladu po kuli z zewnątrz szyby samochodu konwoju. Mężczyzna zaprzeczył również, aby w napadzie uczestniczył współoskarżony o to Szymon Sz. On sam nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Na rozprawie sąd przesłuchał też dwóch innych mężczyzn, których prokuratura oskarżyła o utrudnianie postępowania karnego. Jeden z nich wyjaśnił w śledztwie, że zawiózł do Francji dziewczyny Cezarego T. i Pawła K. i widział się tam z poszukiwanymi.

Przesłuchanie oskarżonych będzie kontynuowane na następnej rozprawie, 23 sierpnia.

Według ustaleń śledztwa w napadzie uczestniczyło czterech mężczyzn: oskarżeni w tym procesie Bartłomiej G. i Szymon Sz. oraz przebywający za granicą Cezary T. i Paweł K. Mężczyźni znali się z siłowni i z pracy w ochronie. Tylko Szymon Sz. nie był ochroniarzem - pracował jako pielęgniarz w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Morawicy. Był wcześniej karany za pobicie.

Inny z oskarżonych jest podejrzany o to, że dostarczył napastnikom trzy sztuki broni. Pozostali odpowiedzą za utrudnianie postępowania przygotowawczego.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)