Jeden z autorytetów moralnych Izraela służył w NKWD?
Icchak Arad, jeden z największych
autorytetów moralnych Izraela, przez ponad pół wieku ukrywał
mroczną tajemnicę - pisze "Rzeczpospolita". Jak ustaliła litewska prokuratura, Arad w czasach młodości był członkiem sowieckiej służby bezpieczeństwa - NKWD.
12.07.2008 | aktual.: 12.07.2008 01:17
Arad przez 21 lat kierował instytutem Yad Vashem czyli Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu, wcześniej przez ćwierć wieku służył w izraelskiej armii, którą opuścił w randze generała. Na Bliski Wschód przybył w nimbie bohatera. Od 1943 r. walczył bowiem w partyzanckim oddziale na Wileńszczyźnie.
Nic więc dziwnego, że gdy do Ministerstwa Sprawiedliwości w Jerozolimie wpłynęło pismo litewskiej prokuratury, która podejrzewa go o udział w ludobójstwie, w Izraelu zawrzało. Prośbę o przesłuchanie Arada odrzucono, a izraelskie władze uznały śledztwo za "skandaliczne".
"Rzeczpospolita" jako pierwsza dotarła do akt sprawy. Wynika z nich, że Arad - używający wówczas nazwiska Rudnicki - jako członek sowieckiego oddziału "Vilinius" brał udział w rabowaniu cywilów. Był też zamieszany w kilka zabójstw. Ofiara jednego z nich miał paść oficer AK. Po zajęciu Wileńszczyzny przez Armię Czerwoną trafił zaś do NKWD.
Były szef Yad Vashem w rozmowie z "Rz" zaprzecza wszystkim stawianym zarzutom. Nigdy nikogo nie zamordowałem. Nigdy nie byłem członkiem NKWD. Nasz oddział był tylko wykorzystywany przez tę organizację do zwalczania nazistowskich kolaborantów. Miałem wówczas 18 lat i byłem zwykłym żołnierzem - mówi.
Według Arada działania prokuratury w Wilnie są zemstą za jego książki na temat litewskiego współudziału w Holokauście.