Jastrząb z Pentagonu w ogniu krytyki
Dowódcy wojsk w Iraku krytykują ministra obrony Donalda Rumsfelda, że jego plan kampanii przewiduje użycie zbyt małych liczebnie wojsk - podał wtorkowy "New York Times" w korespondencji ze sztabu operacji.
Prezydent George W. Bush ma całkowite zaufanie do Donalda Rumsfelda - oświadczył natychmiast wysoki urzędnik administracji USA. Dodał, że krytyczne oceny przyjętej przez ministra obrony strategii wojennej przeciwko Irakowi to tylko mędrkowanie "tysiąca pułkowników" z Pentagonu. BR>
Oficerowie wojsk lądowych, które napotkały silniejszy opór nieprzyjaciela niż na to były przygotowane, porównują Rumsfelda do Roberta McNamary, szefa Pentagonu z czasów wojny w Wietnamie, obwinianego za to, że nie docenił przeciwnika w tym tragicznym dla USA konflikcie.
Jeden z zastrzegających sobie anonimowość pułkowników powiedział, że Rumsfeld "chciał prowadzić tę wojnę tanim kosztem", więc "ma to, czego chciał".
Oficerowie zaczęli się skarżyć na swojego cywilnego przełożonego, po tym jak dowódca V korpusu wojsk lądowych generał William Wallace powiedział w zeszłym tygodniu, że wbrew optymistycznym zapewnieniom członków rządu wojna potrwa_ "nie tygodnie, lecz miesiące"_.
Kierownictwo Pentagonu stanowczo odrzuca tę krytykę, mocno nagłaśnianą przez media.
Zwraca się uwagę, że w rejonie Zatoki Perskiej znajduje się już ponad 300.000 żołnierzy koalicji, z czego prawie 100 tysięcy w samym Iraku. Armia iracka liczy około 400 tysięcy żołnierzy. Liczebny stosunek sił jest więc podobny jak w zwycięskiej wojnie nad Zatoką Perską w 1991 r., kiedy wojska irackie liczyły milion żołnierzy, a siły koalicyjne prawie 700 tysięcy.
Cel obecnej wojny - odpowiadają na to krytycy - jest jednak dużo ambitniejszy. Tym razem nie chodzi o wyparcie sił irackich z Kuwejtu, lecz o zajęcie całego kraju i usunięcie panującego tam reżimu.
Obecne napięcia są dalszym ciągiem konfliktów Rumsfelda i jego cywilnych współpracowników w Pentagonie z dowódcami wojskowymi, zwłaszcza sił lądowych. Minister od początku swego urzędowania domaga się od nich bardziej "twórczego" podejścia i krytykuje za rutyniarstwo.
Szef Pentagonu zrewidował przede wszystkim tzw. doktrynę Powella (od nazwiska sekretarza stanu, a w przeszłości przewodniczącego Kolegium Szefów Sztabów), według której armia USA miała rozpoczynać operację wojenną wyłącznie siłami przytłaczającymi liczebnie wroga. Rumsfeld uważa, że należy raczej polegać na technice i siłach specjalnych.
Bezpośrednio przed wojną głośna stała się m.in. polemika między Rumsfeldem a szefem sztabu wojsk lądowych generałem Erikiem K.Shinsekiem, który powiedział w Kongresie, że do okupacji Iraku potrzeba będzie "kilkaset tysięcy wojsk". Minister określił to jako absurd. (mp)