PolskaJarosław Gugała dla WP: rządy Tuska ulgą dla Polaków

Jarosław Gugała dla WP: rządy Tuska ulgą dla Polaków

Wciąż można mówić o fenomenie Platformy i Donalda Tuska. Po raz pierwszy w historii wolnej Polski po 1989 roku lider rządzącej partii i jego ugrupowanie utrzymują po 10 miesiącach rządzenia lepszy wynik od uzyskanego w wyborach. Mało tego – wynik jest o tyle fenomenalny, że pozwalałby Platformie na spokojne samodzielne rządzenie, bez konieczności wchodzenia w jakąkolwiek koalicję. O silnym poparciu dla Platformy świadczyć też może fakt, iż jej koalicyjny partner – PSL - również może cieszyć się dobrym wynikiem i jako jedna z czterech zaledwie partii przekracza regularnie próg 5% poparcia.

Jarosław Gugała dla WP: rządy Tuska ulgą dla Polaków
Źródło zdjęć: © PAP

10.07.2008 | aktual.: 10.07.2008 15:12

Do czasów Platformy wszystkie rządy i wszyscy premierzy po kilku miesiącach sprawowania władzy mieli już dużo gorsze wyniki od uzyskanych w wyborach. Kredyt zaufania kończył się z kretesem po zaledwie kilku miesiącach i do końca – a była nim nieuchronna porażka w następnych wyborach – żadnemu politykowi ani partii nie udało się poprawić notowań. Wyjątkiem był jedynie prezydent Aleksander Kwaśniewski, ale styl jego prezydentury – nie angażującej się w bieżącą walkę polityczną i w rządzenie najtrudniejszymi dziedzinami – pozwalał na zachowanie poparcia, zaufania, a nawet sympatii wyborców. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu pomagała również pamięć o dużo bardziej dynamicznej i rozedrganej konfliktami prezydentury Lecha Wałęsy, którą Polacy odrzucili, jako zbyt konfliktogenną i niespokojną.

Premierowi Donaldowi Tuskowi podobnie sprzyja pamięć o jego bezpośrednim poprzedniku – Jarosławie Kaczyńskim i jego trudnej i zupełnie niespójnej koalicji, charakteryzującej się ciągłymi konfliktami, ideologicznym zacietrzewieniem i ekstremistycznymi poglądami – polityków Samoobrony (lewa flanka) oraz Ligi Polskich Rodzin (prawa flanka) – będących często w sprzeczności z poglądami większości Polaków. Zmuszony przez swoich nieobliczalnych rządowych partnerów lider Prawa i Sprawiedliwości – musiał wciąż lawirować, żeby zdobywać ich poparcie w ważnych dla niego kwestiach.

Ten karkołomny slalom między nieodpowiedzialnymi i uznawanymi powszechnie za niemądre pomysłami Leppera i Giertycha, zmuszał Kaczyńskiego do konwulsyjnych zachowań – niezrozumiałych dla większości jego najliczniejszego - umiarkowanego elektoratu. Krok po kroku zaczynał tracić i skrajne flanki i poparcie w centrum. Afery obyczajowe w Samoobronie oraz nacjonalistyczna fanfaronada LPR-u i jej „wszechpolskiej” młodzieżówki stały się w końcu dużo bardziej widoczne niż zdroworozsądkowe konserwatywne obyczajowo i socjaldemokratyczne gospodarczo centrum PiS-u. Po targanych emocjami i niezrozumiałymi zwrotami w polityce – rządach Kaczyńskiego – rząd Donalda Tuska dla większości centrowego elektoratu był i jest dużą ulgą. Jarosław Kaczyński popsuł też opinię swojemu bratu – Lechowi, który z naturalnych powodów jest z nim utożsamiany. Wyrażane niegdyś przez obu braci poglądy – bliskie zdecydowanej większości Polaków dotyczące elementarnego porządku i sprawiedliwości społecznej – zeszły na boczny plan, bo okazało się,
że próba ich realizacji – nazwana dumnie IV RP – stała się własną karykaturą. Nie wchodząc w szczegóły – Polacy poczuli się oszukani, bo głosując na PiS chcieli zrównoważyć „neoliberalne” oblicze Platformy, którym ich straszono. Chcieli jednocześnie rządów Platformy, żeby ograniczyć wpływy prawicowych ekstremistów – wciągających w politykę Kościół i zmuszających ludzi do zdecydowanych deklaracji w sprawach etycznych i społecznych, nie pozostawiając nikomu miejsca na wątpliwości czy też brak zdania. Zamiast rządów POPiS-u ludzie umiarkowani doczekali się egzotycznego koktajlu Mołotowa w postaci wybuchowej mieszaniny Samoobrony, Ligi i pogubionego między ekstremistami PiS-u.

W tej sytuacji Platformie wystarczyło tylko być, żeby wszyscy odczuli poprawę nastrojów. I tak się stało. Partia Donalda Tuska otworzyła swe ramiona w geście przyjaźni i miłości wobec poniewieranych i obrażanych przez poprzedni niezborny triumwirat - inteligentów, lekarzy, nauczycieli, dziennikarzy, studentów i uczniów. I to wystarczyło na kilka pierwszych miesięcy. Notowania przemawiającego spokojnym normalnym i obliczalnym językiem Donalda Tuska poszybowały wysoko do góry. Im bardziej był atakowany – tym lepiej dla niego. Im wyżej szybował – tym bardziej populistycznych i ekstremalnych sposobów chwytali się jego przeciwnicy. Stworzył się w ten sposób swoisty mechanizm „perpetuum mobile”, który napędza popularność lidera Platformy do dziś.

Kolejnym zjawiskiem, które mu sprzyja jest niezwykle dobra koniunktura gospodarcza i społeczna, którą zawdzięczamy wejściu do Unii Europejskiej i – jak by ich nie oceniać – kilkunastu latach gruntownych reform, wymuszonych przez nowe gospodarcze realia. Bezrobocie przestało być największym demonem przeciętnego Polaka. Pracę można znaleźć coraz łatwiej, jeśli nie w kraju – to za granicą. Wzmacniający się złoty – podnosi coraz wyżej średnią dobrobytu. Polaków stać na coraz więcej. Rośnie konsumpcja dóbr luksusowych, samochodów a tanie kredyty dają szansę na własny kąt – prawie każdemu.

Polacy zajęci dorabianiem się - tracą coraz bardziej zainteresowanie politycznymi jałowymi przepychankami oraz ideologią i rozliczeniami poprzedniego systemu. Próby wciągania ich w rozliczenia przeszłości – w których specjalizuje się PiS – dają skutki odwrotne do zamierzonych. Tu najlepszym przykładem jest wzrost notowań Lecha Wałęsy spowodowany – bezpardonowymi i niepopartymi wystarczającymi dowodami atakami na przywódcę Solidarności. Polacy chcą mieć sztandar – dawnej wspaniałej drużyny, która dała nam i światu „wolność naszą i waszą” – a nie zbrukaną podejrzeniami i brutalnymi, niesprawiedliwymi oraz po prostu głupimi oskarżeniami - szmatę. Platforma i Donald Tusk stojąc po stronie Lecha Wałęsy – w naturalny sposób zyskują poparcie i zaufanie, którym na zasadzie naturalnego ludzkiego odruchu obdarza się prześladowanych i bezpardonowo atakowanych bliźnich. Tego prostego mechanizmu nie rozumieją politycy prawicowej ekstremy ani reprezentujące ich interesy rzesze komentatorów, które dzień po dniu naganiają
zwolenników Tuskowi i Wałęsie. Ich ideologiczne zacietrzewienie jest paliwem silnika Platformy. Notowaniom Platformy sprzyja również słaba lewica, która straciła szansę na stanie się reprezentantem interesów poważnej części społeczeństwa i brnie w lewackie rozróby ideologiczne – zaniedbując społeczną wrażliwość, która powinna być jej podstawową siłą. Lewica, która zamiast walczyć o ludzkie oblicze młodego, drapieżnego często kapitalizmu – zajmuje się wściekłym zwalczaniem Kościoła – nie może liczyć na szerokie poparcie i zainteresowanie. Zwłaszcza po kompromitujących ją skorumpowanych i nieudolnych rządach. Deklarowane poparcie dla praw mniejszości seksualnych – nie wystarczy dla zdobycie głosów społecznego centrum. Brak charyzmatycznych liderów – dopełnia ten smutny obraz. Lewica dała sobie wyrwać większość ważnych tematów. Dziś rolę socjaldemokracji pełni w Polsce dużo lepiej Prawo i Sprawiedliwość. Bracia Kaczyńscy ukradli lewicy prawie cały blask prospołecznego księżycowego światła.

Jednak można zaobserwować pewien systematyczny spadek notowań rządu Platformy i samego premiera. Wynika on ze zbyt małej dynamiki reform. Mając historyczną szansę rząd Donalda Tuska stwarza wrażenie niezdecydowanego i łatwo można go atakować za rozmaite zaniechania. Przebiegająca w bólach reforma służby zdrowia – wciąż jest z medialnego punktu widzenia - bardzo malowniczą bolączką społeczną. Po prawie roku rządów odpowiedzialnością za jej porażki - można obarczać obecny rząd. Ślimacząca się budowa infrastruktury, która nie nadąża za rosnącymi potrzebami gospodarki i społeczeństwa – to na dłuższą metę też ciężar, który może obniżyć lot rządu Platformy.

Platformie potrzebny jest teraz wizerunek partii, która wie czego chce i która wie jak to zrobić. Dalszy dryf – mimo sprzyjającej PO degrengoladzie przeciwników politycznych – musi prowadzić nieuchronnie do spadku poparcia. Donaldowi Tuskowi potrzebne jest nowe otwarcie. Najpóźniej po wakacjach skończy się niespodziewany miodowy rok i zacznie się normalne życie. Niewykorzystanej szansy – nie wybaczy nikt. A już na pewno nie wybaczą ci, którzy dziś są emocjonalnie po stronie Tuska i Platformy.

Jarosław Gugała specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)