ŚwiatJapończycy apelują o trumny, krematoria nie nadążają

Japończycy apelują o trumny, krematoria nie nadążają

Rośnie liczba ofiar trzęsienia ziemi w Japonii. Na terenach spustoszonych przez kataklizm zaczyna brakować dosłownie wszystkiego. Lokalne władze zaapelowały do reszty kraju, żeby przysyłali w rejon klęski żywiołowej trumny i worki na ciała. Domy pogrzebowe i krematoria nie nadążają z przyjmowaniem zmarłych - alarmują zagraniczne media.

Japończycy apelują o trumny, krematoria nie nadążają
Źródło zdjęć: © AFP | Toshifumi Kitamura

16.03.2011 | aktual.: 16.03.2011 22:37

Skala potrzeb Japończyków dotkniętych niszczycielskim trzęsieniem ziemi i tsunami zaczyna przerastać możliwości władz. Ludziom zaczyna brakować podstawowych artykułów, a w niektórych miejscach rząd jest w stanie zaspokoić tylko niewielką część ich potrzeb.

O niewyobrażalnej skali tragedii świadczy apel o trumny i worki na zwłoki, których po prostu zaczyna brakować. Domy pogrzebowe i krematoria w rejonie klęski żywiołowej nie nadążają z przyjmowaniem zmarłych. A morze i gruzy odsłaniają kolejne ofiary kataklizmu.

- Otrzymujemy ok. 10% tego, na co złożyliśmy zapotrzebowanie. Ale jesteśmy cierpliwi, ponieważ w rejonie kataklizmu cierpią wszyscy. Zaapelowaliśmy do domów pogrzebowych w całym kraju, aby przysyłali nam jak najwięcej worków na zwłoki i trumien. Lecz po prostu nam ich nie starcza. Nikt nie przewidywał, że może wydarzyć się coś takiego. To po prostu nas przytłacza - mówi cytowany przez "The Independent" Hajime Sato, przedstawiciel władz w prefekturze Iwate.

- Zaczęliśmy już proces kremacji, ale możemy kremować tylko 18 ciał dziennie. Nie nadążamy i prosimy inne miasta o pomoc, bo w naszej miejscowości jest tylko jedno krematorium - dodaje na łamach brytyjskiego dziennika Katsuhiko Abe z Soma, nadbrzeżnego miasta w prefekturze Fukushima.

Sytuację pogarszają niskie temperatury, brak prądu i niewystarczająca ilość budynków, w których można by pomieścić poszkodowanych. Tysiące ludzi zmuszonych jest do wegetowania w nieogrzewanych namiotach - trzęsienie ziemi i tsunami pozbawiło dachu nad głową co najmniej 430 tysięcy osób, które mieszkają teraz w obozowiskach. Dla ewakuowanych ma zostać zbudowanych ponad 32 tysiące domów. Wiele terenów jest wciąż odciętych od świata.

Piątkowe trzęsienie ziemi o sile niemal 9 stopni w skali Richtera i następujące po nim tsunami pochłonęły już życia 4255 mieszkańców 12 prefekturach. Są to jednak oficjalne dane, nie ma nadal dokładnych danych z pozostałych sześciu prefektur. Tysiące osób wciąż uznaje się za zaginione, japońskie władze przyznają, że liczba ofiar śmiertelnych może sięgnąć nawet 10 tysięcy.

Tymczasem po wielkim trzęsieniu ziemi, setki japońskich i zagranicznych ekip ratunkowych oraz zwykli Japończycy szukają tysięcy zaginionych. Codziennie do list zabitych dochodzą kolejne nazwiska.

Wisząca na ścianie ratusza w mieście Natori lista ujawnia nazwiska zabitych. Tych, których nie udało się jeszcze zidentyfikować, krótko opisano.

"Kobieta, ok. 50 lat, orzeszki w lewej kieszeni. Duży pieprzyk. Zegarek Seiko", "Mężczyzna. 70-80 lat. Miał na sobie fartuch z napisem +Rentacom+" - brzmią niektóre wpisy. Jeden z nich przyciąga wzrok trzydziestolatka Hideki Kano. "To chyba moja mama" - mówi, a następnie udaje się w kierunku prowizorycznej kostnicy.

Lista w leżącym w prefekturze Miyagi mieście Natori oraz w innych miastach wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu będzie się wydłużać.

Oficjalny bilans ofiar piątkowego trzęsienia ziemi o sile 9 w skali Richtera to ponad 4,3 tys. zabitych. Potwierdzono, że ponad 8 tys. ludzi jest zaginionych.

W mieście Kamaishi 70 brytyjskich strażaków w pomarańczowych mundurach pokonuje stosy poprzewracanych samochodów, by przeszukać wąski szereg zawalonych domów. Pod gruzami jednego z budynków znajdują ciało kobiety.

"Dziś i jutro nadal możemy mieć nadzieję, że uda nam się znaleźć żywych" - mówi szef brytyjskiej ekipy Pete Stevenson.

Ci, którzy szukają swoich bliskich, pozostawiają krótkie notki w tymczasowych schroniskach i innych miejscach publicznych. Całkowicie obklejone są nimi okna ratusza w Natori.

"Kento Shibayama jest w centrum zdrowia przed publiczną siłownią", "Do Miyuki Nakayama: Całej naszej rodzinie nic się nie stało! Nie możemy używać naszych komórek, więc nie dodzwonisz się do nas, ale wszyscy tu jesteśmy. Jeśli możesz, to wróć do domu, proszę!" - piszą bliscy.

Pracownicy ratusza powiesili na ścianie listę 5 tys. ludzi pozostających w schroniskach. 28-letni Yu Sato fotografuje ją, by później umieścić w internecie. Dzięki temu osoby, które mieszkają daleko, będą mogły sprawdzić, czy w schronisku są ich najbliżsi - wyjaśnia.

W 17-tysięcznym Otsuchi, gdzie według wstępnych szacunków zaginęła prawie połowa ludności, 68-letnia Reiko Miura prowadzi własną akcję poszukiwawczą. Próbuje znaleźć 50-letniego niepełnosprawnego siostrzeńca, który nie mógł uciec przed tsunami.

Jednak problemem dla Reiko jest już samo rozpoznanie okolicy, która teraz wygląda jak morze błota, z którego wystają poprzewracanie samochody i zwały gruzu.

"Jestem pewna, że tutaj był mój dom" - mówi kobieta, gdy dociera na wyglądające znajomo rumowisko. Z trudem brnie przez błoto, lecz nigdzie nie widać siostrzeńca. 68-latka przyznaje, że nie wie, co powie siostrze.

Straty po piątkowym trzęsieniu są tak wielkie, że trudno sobie wyobrazić, że niektóre miasteczka w ogóle istniały. Fala tsunami zmiatała z powierzchni miasto po mieście.

Kasen jest właściwie wymarłe. Miyuki Kanno, który mieszka kilka kilometrów dalej, przyjechał tam rowerem, by szukać informacji o zaginionych krewnych. Jest przekonany, że za ok. 20 lat miasto znowu będzie pełne życia. "Nie wiem, czy wrócą tu młodzi ludzie, ale Kasen na pewno zostanie odbudowane" - podkreśla.

Jednak 72-letni Keiichi Nagai z położonego na północ od Kasen Ofunato nie podziela jego opinii. "Nic nie zostało po tym miejscu" - mówi, wskazując przyniesiony przez falę tsunami kuter rybacki, który zniszczył jego dom. Jedyne, co udało mu się uratować, to mały brązowy portfel z książeczką zdrowia.

"Ludność zmniejszyła się o połowę. To straszne, żyć tutaj teraz. Ludzie będą myśleli, że to niebezpieczne. Może przyjść kolejne tsunami. Ja nie będę już tutaj mieszkał. Może na wzgórzu, ale na pewno nie tutaj" - mówi.

W tymczasowych schroniskach przebywa ok. 430 tys. ludzi. Są zbyt przejęci tym, jak przeżyć kolejny dzień, by myśleć o przyszłości. Do jednego ze schronisk w przybrzeżnym mieście Kesennuma przychodzi 58-letnia Kayoko Watabe. Mówi, że od pięciu dni ma na sobie te same ubrania.

Wyjaśnia, że mieszka z krewnymi. W ich domu nie ma prądu, ogrzewania ani wody. Do schroniska, mieszczącego się w liceum, przyszła po jedzenie i inne niezbędne artykuły. "Nigdy wcześniej nie widzieliśmy ani nie doświadczyliśmy takiego cierpienia" - mówi. "Jedyne o czym myślę, to skąd wziąć jedzenie i jak nie marznąć" - przyznaje.

W piątek północno-wschodnią Japonię nawiedziło największe trzęsienie ziemi od 140 lat. Epicentrum wstrząsów znajdowało się ok. 130 km od wybrzeży położonej na wyspie Honsiu prefektury Miyagi. Wstrząsy wywołały falę tsunami, która osiągała wysokość nawet 10 m i zmiatała z powierzchni budynki, samochody, drogi.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (187)