PolskaJanusz Wróblewski: "Miasto gniewu" trafia w czuły punkt Amerykanów

Janusz Wróblewski: "Miasto gniewu" trafia w czuły punkt Amerykanów

Uznany za najlepszy film obraz "Miasto gniewu" trafia w najczulszy punkt życia Amerykanów, odkrywa prawdę o ich stosunkach społecznych - powiedział krytyk filmowy, Janusz Wróblewski, komentując tegoroczną edycję amerykańskich Oscarów.

06.03.2006 | aktual.: 06.03.2006 12:57

Ten film opowiada nie tylko o rasizmie i problemach mniejszości etnicznych, opowiada też o Kalifornii i Los Angeles - zauważył Wróblewski. To miejsca, z których wywodzi się co najmniej połowa członków akademii filmowej, przyznających Oscary, to dla nich bliska tematyka - podkreślił krytyk.

Bohaterowie dramatu Paula Haggisa to kilku mieszkańców Los Angeles, przedstawicieli różnych ras o różnych pozycjach społecznych i przekonaniach religijnych. Zdaniem Wróblewskiego, amerykańskie media nie zauważają problemów społecznych w tym regionie USA. "Miasto gniewu" porusza ten istotny temat i to także przekonało akademików do zwrócenia uwagi na ten obraz - uważa krytyk.

Według Wróblewskiego, tegoroczna edycja Oscarów charakteryzowała się bardzo wyrównanym poziomem obrazów ubiegających się o tytuł najlepszego filmu. Mieliśmy kilka równoważnych propozycji. Każdy z tych obrazów moglibyśmy określić jako zasługujący na tę nagrodę - ocenił krytyk.

Podkreślił, że bardzo go ucieszył Oscar za reżyserię dla Anga Lee. To pierwszy twórca azjatycki, który otrzymał Oscara dla najlepszego reżysera. Uważam, że tajwański filmowiec zasłużył na tę nagrodę już wcześniej, choćby filmem "Rozważna i romantyczna" - powiedział Wróblewski.

Lee nagrodzono za "Tajemnicę Brokeback Mountain" - opowieść o homoseksualnej miłości dwóch współczesnych kowbojów. Filmowi towarzyszyła atmosfera skandalu, niektóre z amerykańskich kin (m.in. w stanie Utah) wycofały go z repertuaru, określając jako "niemoralny". Mimo kontrowersji obraz nagrodzono już kilkakrotnie, m.in. czterema Złotymi Globami w styczniu, a w ubiegłym roku - Złotymi Lwami w Wenecji.

Wróblewski ocenił, że "jedyny bezwzględnie zasłużony" Oscar powędrował w ręce Philipa Seymoura Hoffmana. W filmie biograficznym "Capote" w reżyserii Bennetta Millera Hoffman zagrał tytułową postać - amerykańskiego pisarza Trumana Capote. Pisarz wykorzystuje wyznania skazanego na karę śmierci mordercy do napisania książki, która staje się bestesellerem. To absolutnie wyróżniająca się kreacja Hoffmana - zaznaczył krytyk.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)