Janusz Reykowski: Polski nie można zbawić na własną rękę

Słabością władzy w Polsce jest to, że każde z ugrupowań, które dochodzi do władzy, chciałoby zbawić Polskę na własną rękę. A Polski nie można zbawić na własną rękę, bez kooperacji z różnymi siłami w społeczeństwie – powiedział w „Sygnałach Dnia” prof. Janusz Reykowski.

Sygnały Dnia: Panie profesorze, wczoraj w Pałacu Prezydenckim podczas konferencji „Diagnoza stanu państwa i społeczeństwa polskiego po czternastu latach transformacji ustrojowej” powiedział pan coś takiego, że znakomita większość społeczeństwa odwraca się od państwa, nie bierze udziału w wyborach i dominuje w nim negatywna ocena owej transformacji ustrojowej. Dlaczego tak się dzieje?

Janusz Reykowski: Ta konferencja właśnie próbowała odpowiedzieć, dlaczego tak się dzieje, i ta odpowiedź jest złożona. Jeśli chodzi o kwestie, które ja właśnie tam poruszałem, próbując odpowiedzieć na to pytanie, to spośród licznych zwróciłem uwagę na dwa czynniki. Jeden czynnik, który wpływa na negatywną ocenę transformacji, moim zdaniem, to bezpośrednio jest to sytuacja na rynku pracy i bezrobocie. Mamy taki interesujący fakt, jak się patrzy przez ostatnie dziesięć lat, że w tym czasie zmieniała się krzywa bezrobocia. Do mniej więcej 1998 r., między 1992 a 1998 spadało bezrobocie, w tym czasie wzrastał optymizm społeczny. Od 1998 r. zaczęło bezrobocie wzrastać, w tym czasie optymizm społeczny zaczął spadać. Ale bezrobocie to nie jest fakt, który dotyka tylko te osiemnaście czy — jak niektórzy sądzą — trzynaście procent ludzi w Polsce. To dotyka znaczenie szersze grono ludzi. To dotyka ich bliskich, ich przyjaciół. To dotyka także tych, którzy lękają się, że utracą pracę. To wpływa także na stosunki w
pracy, bo powoduje stałe zagrożenie i inny układ stosunków. Tak więc jest to źródłem wielkiego stopnia poczucia niepewności losu. Niepewność losu nie dotyczy tylko pracujących. Niepewność losu dotyczy także ludzi, którzy prowadzą własne firmy, którzy są niepewni swego losu na rynku, którzy się boją niestabilnej polityki państwa, boją się, że jakaś decyzja finansowa zrujnuje ich błyskawicznie.

Sygnały Dnia: To są ci ludzie, w których tkwi lęk przed jutrem.

Janusz Reykowski: Przed jutrem, chociaż wcale nie musi im być źle. Pewne dane obiektywne wskazują, że dość znaczna część Polaków materialnie na transformacji trochę zyskała, niektórzy bardzo dużo. Być może zresztą ten nierówny sukces, że są tacy, którzy zyskali bardzo dużo i tacy, który zyskali minimalnie i tacy, którzy stracili, można powiedzieć — nastąpiła polaryzacja. Wszystko razem wytwarza owo poczucie niepewności i niesprawiedliwości.

Ale jest jeszcze drugi czynnik, o którym chciałbym powiedzieć i który uważam za ważny. Transformacja kiedy się zaczynała, ta idea demokracji, idea wolnego rynku to były idee, które zapowiadały, że będzie w Polsce dużo lepiej niż było w owym czasie. Te pojęcia wiązały się, opisywały bogate kraje Zachodu, a więc można było myśleć: Jak my będziemy mieli taki system jak te kraje, to u nas będzie równie dobrze jak tam. Otóż okazało się, że nie jest. Ale to byłoby akceptowalne, myślę, społeczeństwo godziłoby się, że to nie od razu, że trzeba czekać, że są wyrzeczenia. Myślę, że to, co jest szczególnie niszczące dla nastrojów społecznych to jest taki odwrócony trend. Od paru lat, mniej więcej chyba od 2000 roku, od czasu wyraziście ogłoszonej dziury budżetowej, z tym, że władze ogłaszają wielką groźbę dla finansów publicznych, narasta polityka zaciskania pasa, czyli miało być lepiej, a zamiast tego jest gorzej. I to powoduje ogromne rozczarowanie i poczucie niepewności: wobec tego co będzie dalej? Jeśli cała
transformacja, która miała przynosić postęp ku górze, nagle okazuje się, że powoduje spadek, to ja myślę, że to są czynniki, które ogromnie zniechęcają do całego układu, w którym lokowało się tyle nadziei.

Sygnały Dnia: No tak, panie profesorze, ale czasu zatrzymać się nie da, tym bardziej cofnąć się go nie da. Więc co? Jak myśleć o jutrze?

Janusz Reykowski: Znów w tej rozmowie też powtórzę tezę, którą starałem się tam sformułować. Można myśleć (niektórzy myślą), że ta sytuacja to jest nieuchronny koszt wielkich zmian, że trzeba okazać cierpliwość i po pewnych perturbacjach zacznie się polepszać, coraz więcej ludzi skorzysta z transformacji, czyli po prostu przechodzimy fazę trudności.

Ale są także poglądy (i ja bym sądził, że trzeba serio wziąć te inne prognozy), mianowicie, że nie ma żadnej gwarancji, że strategia, która została wybrana dla transformacji w Polsce, jest najlepszą z możliwych i że te, które wybieramy, wcale nie muszą doprowadzić nas do lepszego stanu rzeczy niż jest, tym bardziej że jest wiele krajów na świecie, które mają i demokrację formalnie, i wolny rynek, a nędza jest endemiczna, konflikty intensywne. Wobec tego nie mamy żadnej gwarancji, że nam się to uda osiągnąć.

Dlatego też ta konkluzja, którą wysuwamy, jest taka, że bardzo wiele zależy od tego, jakie jest przywództwo w Polsce. I przez przywództwo w Polsce nie miałem na myśli pojedynczego szefa rządu lub nawet pojedynczej partii. Sądzę, że co jest słabością władzy w Polsce to jest to, że każde z ugrupowań, które dochodzi do władzy, chciałoby zbawić Polskę na własną rękę. A Polski nie można zbawić na własną rękę, bez kooperacji z różnymi siłami w społeczeństwie, a więc z pewnego stopnia porozumiewania się między władzą a opozycją, jakiegoś podstawowego consensusu układu władzy z układem mediów. Tymczasem wszyscy sobie podstawiamy nogę wzajemnie. Cokolwiek ktoś, jakaś formacja czy grupa, chce coś uczynić, to może mieć pewność, że pozostali będą chcieli go skompromitować czy udaremnić jego wysiłki. Myślę, że ten sposób, ten układ, jaki się u nas wytworzył jeśli chodzi o sposób rządzenia, jest jednym z czynników, który uniemożliwia nam szukanie lepszych sposobów radzenia sobie z naszymi problemami.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)