Janusz Reiter w "Die Welt": hasło "Nigdy więcej wojny" działa mi na nerwy
Były ambasador Polski w RFN Janusz Reiter uważa, że Berlin winien grać pierwsze skrzypce w rozwiązywaniu konfliktów w Europie, choć wielu obywateli woli, by ich kraj nie mieszał się do sporów. Niemieckie hasło "Nigdy więcej wojny" działa mi na nerwy - mówi dziennikowi "Die Welt".
Mamy dziś w Europie do czynienia z dwoma, a nawet trzema kryzysami - ocenił Reiter w wywiadzie do sobotniego wydania dziennika "Die Welt".
Wymienił kryzys euro, który jego zdaniem jest w rzeczywistości kryzysem politycznym UE, kryzys na wschodniej flance Europy, gdzie jesteśmy świadkami "polityki siły", oraz kryzys na południu Europy.
- We wszystkich tych trzech kryzysach Niemcy powinny odgrywać centralną rolę - powiedział Reiter. Według niego "problem Niemiec nie polega dziś na tym, że mają za dużo siły, lecz na tym, jak tej siły używają".
Dyplomata odniósł się do pacyfistycznych nastrojów w niemieckim społeczeństwie. - Wielu Niemców najchętniej pozostawałoby z boku lub co najwyżej chciałoby odgrywać rolę mediatora. To jest jednak niemożliwe. Większa władza to większa odpowiedzialność - tłumaczy Reiter.
Jak dodał, "wielu niemieckich polityków mówi o większej odpowiedzialności". - Jednak opinia publiczna jest sceptyczna - zauważył.
Prezydent Niemiec Joachim Gauck, po objęciu urzędu ponad dwa lata temu, wielokrotnie opowiadał się za przejęciem przez Niemcy bardziej aktywnej postawy na arenie międzynarodowej.
Reiter przestrzegł przed powtarzaniem w polityce dawnych błędów wynikających z nieznajomości historii: - Jak mamy sobie poradzić z problemami w stosunkach między Europą a Putinem, jeśli ignorujemy doświadczenia historyczne? Grozi nam wtedy powtórka dawnych błędów.
Jako przykład podał popularne w Niemczech hasło "Nigdy więcej wojny", które - jak przyznał - "działa mu na nerwy". Hasło to ostatnio używane jest w Niemczech przez przeciwników twardej polityki, w tym sankcji gospodarczych, wobec Rosji.
Jak dodał, podobną rolę pełnią ostrzeżenia przed "militaryzacją polityki". Przypomniał, że gdy w Niemczech pojawiły się informacje o kłopotach Bundeswehry, polscy komentatorzy wyrażali zaniepokojenie złym stanem niemieckich sił zbrojnych. - Czyżby więc Polacy wzywali Niemców do militaryzacji polityki? - pyta Reiter. Oczywiście rozwiązania polityczne mają pierwszeństwo, ale "metoda ta ma swoje granice" - uważa.
Zdaniem polskiego dyplomaty "Ukraina jest trudnym, lecz potrzebnym krajem". Zaznaczył, że reaguje alergicznie na insynuacje, iż Ukraina nie jest zdolna do istnienia jako państwo. - Po I wojnie światowej większość niemieckich elit uważała Polskę za niezdolną do stworzenia państwa - przypomniał były ambasador.
Zdaniem Reitera Polska i Niemcy powinny blisko współpracować przy rozwiązaniu kryzysu na Ukrainie. Jak podkreślił, nie rozumie, dlaczego Niemcy i Francja zrezygnowały z uczestnictwa Polski w negocjacjach. Rozmowy takie od lata br. Berlin i Paryż prowadzą z Ukrainą i Rosją bez udziału Warszawy.