Janusz Onyszkiewicz: nie wiem, co się stało z gruntem przy szpitalu
Myśmy gruntu przy szpitalu żadnej spółce nie przekazali. Nie mogliśmy, bo minister obrony nie jest dysponentem tych wszystkich środków, które wojsko używa. Minister obrony nie może sprzedać nawet jednego buta. Grunt miał być sprzedany przez Agencję Mienia Wojskowego. Nie wiem, co się dalej z nim stało - mówił w "Sygnałach Dnia" były minister obrony Janusz Onyszkiewicz.
09.03.2007 | aktual.: 09.03.2007 10:56
Sygnały Dnia: No to jeżeli chodzi o atmosferę powszechnej podejrzliwości, chciałem pana zapytać o rzecz, która... Ostatnio pojawia się pana nazwisko i pana ministra Komorowskiego dotyczące gruntów przy szpitalu na Szaserów.
Janusz Onyszkiewicz: Tak.
Otóż według Romualda Szeremietiewa za to, że te grunty bez pieniędzy, bez zapłaty jakichkolwiek pieniędzy trafiły do prywatnej spółki pani Liliany Wejchert, odpowiadają dwaj ministrowie obrony, czyli pan i pan Komorowski.
- Nie wiem, co mówi pan Szeremietiew, ale przecież jest rzeczą całkowicie jasną, że myśmy tego terenu jakiejkolwiek spółce nie przekazali, bośmy nawet tego nie mogli, gdybyśmy chcieli, dlatego że minister obrony nie jest dysponentem tych wszystkich środków, które wojsko używa. Minister obrony nie może sprzedać nawet jednego buta. Minister obrony może tylko uznać, że coś nie jest wojsku niezbędne i przekazać to odpowiedniej agencji, to jest Agencji Mienia Wojskowego, która w owym czasie podlegała Ministerstwu Skarbu. I ta Agencja wtedy tym mieniem dysponuje i minister nie ma już nad tym żadnej kontroli.
Ale na przykład dyrektor szpitala na Szaserów, ówczesny dyrektor protestował przeciwko tej decyzji, wysyłał pisma i do pana, i do pana Komorowskiego, żeby nie oddawać tych gruntów, że one będą potrzebne szpitalowi.
- Otóż ja podejmowałem decyzję w oparciu o opinię, która spłynęła do mnie, a nawet wniosku chyba, który spłynął do mnie z Departamentu Infrastruktury. On jest tym, który rozstrzyga w końcu po zasięgnięciu opinii dysponentów tego terenu, czy coś jest wojsku potrzebne, czy nie. Ten Departament podlegał zresztą ministrowi Szeremietiewowi i decyzja, która została podjęta została podjęta właśnie w oparciu o tę opinię.
No właśnie, ale tutaj minister Szeremietiew mówi rzecz, która mnie zastanowiła. Otóż on twierdzi, że pan mu odebrał tę sprawę, że taką drobną sprawę z punktu widzenia wojska pan mu odebrał i zajął się nią osobiście.
- Tylko minister może przekazać grunty do Agencji Mienia Wojskowego i to nie jest jednostkowa sprawa, to była sprawa, że tak powiem, generalna. W związku z tym to było na mój podpis, że tak powiem, ale opinia o tym, czy te grunty przekazać, czy nie przekazać, to była opinia, która wyszła z jego Departamentu.
Ale czy minister Szeremietiew na przykład mówił, że nie zgadza się z tą opinią? Był u pana z tą sprawą, mówił: nie oddawajmy tych gruntów?
- Nie, nie pamiętam niczego takiego.
Nie pamięta pan takiej rozmowy?
- Nie, absolutnie nie.
I nie było też tak, że zorientował się pan, że jest różnica zdań między szefem Departamentu a ministrem Szeremietiewem i stanął pan po stronie szefa Departamentu?
- Nie, nie pamiętam czegoś takiego zupełnie.
I nie dostawał też pan pism, które by przestrzegały przed taką decyzją, która w rezultacie spowodowała, że ten grunt wyszedł ze Skarbu Państwa?
- No tak, ale rozdzielmy tutaj dwie rzeczy. Po pierwsze czy ten grunt, że tak powiem, czy istotnie interes wojska doznał jakiegoś uszczerbku, czy też nie doznał jakiegoś uszczerbku, mnie się wydaje, że nie doznał...
Mieliście grunt był wart kilka milionów złotych i już go nie macie.
- Ale ten grunt miał być sprzedany przez Agencję Mienia Wojskowego i te pieniądze miały trafić z powrotem do wojska. To przecież dzieje się cały czas w wojsku. Agencja Mienia Wojskowego sprzedając majątek, który użytkuje wojsko czy to ruchomy, czy nieruchomy zasila budżet wojska co roku dziesiątkami milionów złotych.
A wie pan, jakie były dalsze losy tego gruntu?
- Nie wiem, ale to już jest jakby nie mój problem. (ak)