Janusz Lewandowski: chocholi taniec SLD wokół finansów
Chocholi taniec dotyczy organizacji, która rządzi Polską, czyli SLD, która znając chorobę i nawet ją udramatyzowując w roku 2001, jako katastrofę finansów publicznych i przedstawiając się, jako ekipa zbawców ojczyzny pogłębiła tą chorobę. Pogłębiając ją również w roku 2004 poprzez budżet, który daje rekordową dziurę budżetową, rekordowe zadłużenie. Na tym polega chocholi taniec wokół finansów publicznych – powiedział Janusz Lewandowski z Platformy Obywatelskiej, gość „Salonu Politycznego Trójki”.
01.03.2004 | aktual.: 01.03.2004 10:58
Jolanta Pieńkowska: Platforma podjęła już decyzję, czy poprze plan Hausnera, czy nie?
Janusz Lewandowski: To jest pytanie miesiąca poprzedniego...
Jolanta Pieńkowska: Może będzie pytaniem roku?
Janusz Lewandowski: Mam nadzieje, że nie, bo to oznaczałoby chocholi taniec wokół planu, który jest koniecznością.
Jolanta Pieńkowska: Ale trochę to tak wygląda, ten chocholi taniec Platformy wokół tego planu.
Janusz Lewandowski: Chocholi taniec dotyczy organizacji, która rządzi Polską, czyli SLD, która znając chorobę i nawet ją udramatyzowując w roku 2001, jako katastrofę finansów publicznych i przedstawiając się, jako ekipa zbawców ojczyzny pogłębiła tą chorobę. Pogłębiając ją również w roku 2004 poprzez budżet, który daje rekordową dziurę budżetową, rekordowe zadłużenie. Na tym polega chocholi taniec wokół finansów publicznych.
Jolanta Pieńkowska: A co robi Platforma wokół tego planu naprawy finansów publicznych?
Janusz Lewandowski: Nie mówi nie, w przeciwieństwie do reszty opozycji. Która mówi nie i taką metodą chce obalać rząd. I wchodzić w kampanię wyborczą w momencie, kiedy kampania wyborcza raczej nie pomoże oszczędnościom budżetowym. My mówimy, ale to mówimy, jako organizacja polityczna dzisiaj dopiero i w okolicach godziny 11. Co na pewno będziemy chcieli popierać, a co na pewno nam się nie podoba. Ale też staramy się być opozycją inną, niż Leszek Miller w stosunku do rządu Buzka. Bo na opozycję destrukcyjną Polska w tej chwili nie może sobie pozwolić.
Jolanta Pieńkowska: Ale z drugiej strony jest też tak, że jakiś czas temu Jan Rokita mówi w Brukseli :"...my w tym kształcie planu Hausnera nie poprzemy..." i złotówka osiąga kolejny rekord słabości wobec euro. W sobotę Jan Rokita w Londynie mówi, jeśli potwierdzi się wymiar propagandowy tego programu, a jego zdaniem analiza weekendowa pokaże ten wymiar propagandowy, to Platforma tego programu nie poprze. To jak to jest? Janusz Lewandowski poprze część, a Jan Rokita nie poprze?
Janusz Lewandowski: Będziemy się odnosić do konkretnych ustaw, bo tam jest ukryty plan oszczędnościowy, a nie w tej nadbudowie politycznej, w którą niepotrzebnie żeśmy się wciągnęli, bo rzeczywiście jest mnóstwo propagandy wokół dość skromnego i bardzo spóźnionego planu, który zmniejsza potrzeby pożyczkowe państwa o 54 miliardy złotych. A one w tych latach, czyli 2004-2007 wynosić będą nadal ponad 600 miliardów złotych. I to o tyle zmniejszy, jeżeli będzie prywatyzacja, nie będą rosły zadłużenia pozabudżetowe, na przykład w służbie zdrowia. Także to jest bardzo skromny i bardzo spóźniony plan, któremu towarzyszy gigantyczna nadbudowa i próba wciągania opozycji w politykę. Nam się ta polityka nie podoba.
Jolanta Pieńkowska: Ale to może od początku nie trzeba było mówić, że czekamy na to, aż Jerzy Hausner przedstawi nam ten program. Spotykali się państwo na rozmowach z Jerzym Hausnerem, to po co było to wszystko?
Janusz Lewandowski: Uważam, że to była socjotechniczna zręczność bardzo słabego i już popękanego obozu rządowego, w którą daliśmy się niepotrzebnie wciągnąć. Rzeczywiście pora przyszła, aby wiosną wodować konkretne ustawy dające oszczędności i tak w latach 2005-2007. Bo w tym roku pogłębiamy chorobę, którąśmy bardzo dobrze rozpoznali w poprzednich latach. To znaczy nie my pogłębiamy, tylko budżet zaprojektowany na ten rok pogłębia tą chorobę. A myśmy się niepotrzebnie dali wciągnąć w politykę wokół planu Hausnera. W tej chwili żadne słowa, czary-mary, spotkania polityków, chociaż one są bardzo medialne, bardzo się kadrują w telewizji, czy jest o czym opowiadać w radiu. One w tej chwili nie przekonają tych, którzy na zimno oceniają Polskę i jej stan, czyli inwestorów. Tych, którzy grają naszą złotówką i ci, którzy się zastanawiają, czy na przykład Hyundai ma tworzyć kilka tysięcy miejsc pracy w Polsce, czy na Słowacji.
Przeczytaj cały wywiad