Janina Paradowska: bezruch w sondażach, rząd dostaje po głowie
Znów właściwie bezruch. W najnowszym sondażu dla WP nie widać żadnych istotnych zmian w porównaniu z tym sprzed dwóch tygodni. Platforma traci, ale jeden punkt czyli praktycznie nic, bo czy ma się poparcie 31% jak obecnie czy 32 nie ma większego znaczenia, zwłaszcza że do wyborów daleko. Najważniejsze jest zachowanie pozycji lidera i to od lat, nawet w sytuacji, kiedy rząd oceniany jest bardzo krytycznie, a premier musiał się przyzwyczaić, że zbiera więcej ocen krytycznych niż pozytywnych - pisze komentując wyniki najnowszego sondażu Wirtualnej Polski publicystka "Polityki" Janina Paradowska.
PiS ma swoje 26% czyli ciągle ma nad głową ten szklany sufit, którego przebić nie może. SLD i Ruch Palikota co najwyżej zmieniają się miejscami i raz , jak obecnie, SLD jest nieco wyżej z 11% poparciem w stosunku do 10% Palikota, albo notują poparcie takie samo. W sumie nikt nie może powiedzieć, że kogoś zdecydowanie pokonał, ale dwie lewice, a raczej partie uznające się za lewicowe (co jest określeniem coraz bardziej umownym) zbierają już ponad 20 proc. głosów. Staje się to trwałym elementem polskiej polityki i coraz wyraźniej widać, że przed obu partiami jest decyzja co dalej, ale nie należy się raczej spodziewać jej szybko, chyba, że pojawiłaby się jakaś wizja przyspieszonych wyborów.
PSL niby zyskuje, bowiem w miejsce 8% deklaracji poparcia ma ich 9, ale to znów, biorąc pod uwagę dopuszczalne błędy pomiarów, nie ma większego znaczenia, chociaż może nieco podbudowywać partyjne samopoczucie i prowokować chęć do ostrzejszych gier, czego właśnie jesteśmy świadkami przy okazji sporu o emerytury. Gorsze samopoczucie może mieć Solidarna Polska, która znów nieco spadła poniżej wyborczego progu.
W partyjnych preferencjach mamy więc w zasadzie ciszę i jedyne, co można zauważyć, to rosnące, ale bardzo powoli, dobre oceny rządy, chociaż nadal złe przeważają. Tak naprawdę jedynie prezydenta uznać można za króla sondaży, gdyż ponad 70% ankietowanych dobrze ocenia jego prezydenturę, w tym aż 20% ocenia ją bardzo dobrze. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że Jarosław Kaczyński deklaruje, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich, chociaż jako lider największego opozycyjnego ugrupowania miałby nawet taki obowiązek?
Ten spokój może się jednak okazać pozorny, gdyż akurat w chwili pojawienia się najnowszego sondażu nastąpiła wyraźna i tym razem rzeczywiście groźna eskalacja koalicyjnego konfliktu wokół kwestii emerytur. Nie można wykluczyć, że to przedstawienie, jakie zaprezentował nam wicepremier Waldemar Pawlak wychodząc z posiedzenia rządu jest elementem gier wewnątrz PSL, które jesienią tego roku czekają wybory władz, ale taki sposób uprawiania polityki, kiedy zbytnio napina się strunę może mieć daleko idące konsekwencje. Strunę można przeciągnąć i wtedy dynamika zdarzeń politycznych bywa już nieprzewidywalna. Uchwalenie najważniejszej z reform, czyli właśnie emerytalnej, głosami Platformy i na przykład Ruchu Palikota oznaczą koniec koalicji.
To nie jest takie sobie głosowanie, nad którym można przejść do porządku dziennego. Zresztą, gdyby ten projekt wyszedł z rządu bez poparcia wicepremiera i ministrów z PSL, też oznaczałoby to koniec koalicji. Waldemar Pawlak musi zdawać sobie z tego sprawę, więc jeżeli prowadzi swą grę tak jak ją prowadzi, można uznać, że świadomie zmierza do rozbicia koalicji, co z pozoru może się wydawać zupełnie irracjonalne, zważywszy na nieproporcjonalne do powyborczej pozycji ludowców profity płynące z faktu bycia u władzy.
Być może jednak w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach ma to jakieś znaczenie, które osobom nie znającym wewnętrznych układów trudno rozszyfrować. Być może dla Waldemara Pawlaka ważne jest także dalsze osłabianie PO i premiera osobiście, co jest możliwe w przypadku upadku zmian emerytalnych nie cieszących się powszechnym wzięciem, przeciwnie mających bardzo mała akceptację. Można powiedzieć odwrotnie proporcjonalną do woli premiera, by je jednak przeprowadzić. Brak tej reformy, którą premier uznał za kluczową byłoby największą z dotychczasowych porażką Tuska.
W każdym razie po spięciu o emerytury, bez względu na to, czym się ono zakończy, ta koalicja nie będzie mogła już przekonywać o zgodnej współpracy i nawet jeśli przetrwa, będzie inna. Skończy się deklarowane publicznie wzajemne zaufanie, bo okaże się, że pierwsza poważna reformatorska próba padła, a więc będą padać następne. Gdy ma się minimalną przewagę głosów trzeba wyjątkowej dyscypliny a także minimum zaufania emerytalna gra sprawiła, że zaufania już nie ma. W takiej sytuacji o wyjątkowej dyscyplinie nie ma co marzyć. Czasem można jakiś czas jeszcze trwać, ale czy rządzić, to już bardziej niż wątpliwe. To jest temat do politycznych przemyśleń na najbliższe dwa tygodnie, kiedy to rząd będzie musiał zadecydować o przedłożeniu projektu ustaw emerytalnych sejmowi. Efekt tych przemyśleń może bardzo wiele w polskiej polityce zmienić.
Specjalnie dla Wirtualnej Polski Janina Paradowska