Janik: Zmiany w Kodeksie karnym. Surowsze kary nie wiadomo po co
Ministerstwo Sprawiedliwości zaprezentowało w sobotę projekt ponad stu zmian w Kodeksie karnym. Brzmi imponująco. Znaczna ich część dotyczy surowszego karania, co ma zdaniem twórców projektu poprawić bezpieczeństwo Polaków. Niestety, to tak nie działa.
Projekt zmian został przedstawiony opinii publicznej po tragedii w Gdańsku, ale na pewno nie został napisany po zabójstwie Pawła Adamowicza. Nie jest tajemnicą, że zmiany były przygotowywane od miesięcy (niemożliwym zresztą jest stworzyć taką ustawę w tydzień czy półtora). Wygląda zatem na to, że chwila, w której warto ogłosić projekt przewidujący podwyższenie kar, nie została przez ministerstwo wybrana przypadkowo.
Opłakane skutki nowych przepisów
Warto wiedzieć, że przestępczość typowo kryminalna od lat systematycznie spada. Nie mamy zatem do czynienia z jakąś falą ciężkich przestępstw, z którą należałoby na nowo podjąć walkę. Wysokie kary nie działają zresztą jako czynnik szczególnie zniechęcający ludzi do ich popełnienia. Zamiast stawiać na karanie należy natomiast usprawnić system resocjalizacji, pomocy skazanym po odbyciu kary czy prewencji (edukacji prawnej czy walki z przyczynami przestępczości takimi jak bieda, czy wykluczenie społeczne).
Tymczasem, skutki wejścia w życie niektórych proponowanych przepisów będą opłakane. Wyższe kary czy ograniczenie możliwości skorzystania z warunkowego zwolnienia spowoduje, że tysiące osób, które już dziś z prawomocnymi wyrokami czekają na swoją kolej do odbycia kary, będą musiały uzbroić się w jeszcze większą cierpliwość, bo czas w kolejce tylko się wydłuży. Może być inaczej tylko, jeśli zostaną zbudowane kolejne więzienia – niedawno stawiałem pytanie: "czy chcemy mieć polskie San Quentin w każdym województwie?". I chyba wykrakałem. Mówi się, że branża budowlana jest kołem napędowym gospodarki, ale myślę że deweloperzy poradzą sobie świetnie i bez zleceń na budowanie kolejnych zakładów karnych. Takim swoistym programem "Więzienie +"
Najbardziej zaskakującym elementem projektu jest jednak zdecydowanie pomysł, aby wykluczyć możliwość przedterminowego zwolnienia dla niektórych sprawców najcięższych przestępstw. Pytanie, czy taka zmiana jest zgodna z Konstytucją, jest raczej retoryczne. Ustawa zasadnicza nakazuje władzom publicznym szanować godność ludzką oraz traktować pozbawionych wolności w sposób humanitarny. O zasadzie humanitaryzmu w stosowaniu kar mówi też sam Kodeks Karny.
Kolejne dożywocie nie zmartwi żadnego "wyrzutka"
Bezwzględne dożywocie to kara pozbawiająca skazanego motywacji do jakiejkolwiek zmiany na lepsze i wzbudzająca w nim poczucie, że taka zmiana nie jest w ogóle przez społeczeństwo pożądana, a jego los nie jest już dla nikogo istotny. Co więcej, skazany staje się w takiej sytuacji swoistym "wyrzutkiem". Osobą w zasadzie wyjętą spod prawa, która od tej chwili pozostaje całkowicie bezkarna - może popełnić jakiekolwiek nowe przestępstwo, a nic więcej nie da się jej zrobić (kolejne dożywocie raczej go nie zmartwi).
Jednocześnie, taką zmianą czyni się z sędziów bezwolne maszyny, które mają orzekać w oderwaniu od realiów sprawy, w szczególności od oceny osobowości sprawcy - jego motywów, postawy wyrażonej już po czynie, ewentualnej skruchy czy w końcu faktu przebaczenia, jakiego być może udzieliła mu ofiara. Spektrum ludzkich postaw, zachowań i motywacji w dokonywaniu przestępstw jest tak ogromne, że nie da się ich zamknąć w formule "zakazu warunkowego przedterminowego zwolnienia". Sprawca nawet najgorszego przestępstwa nie musi być tak zły, jak czyn, którego się dopuścił.
Sprawiedliwość to nie brak humanitaryzmu
Przewrotnie się składa, bo akurat w piątek (a na ten dzień datowany jest projekt zmian) Kościół Katolicki obchodził święto Nawrócenia Świętego Pawła. Rządzącej prawicy bliskie są ideały chrześcijańskie, warto więc zapytać - czy święty nie prześladował chrześcijan, zanim stał się Apostołem Narodów? Sam przyznał w swojej mowie obrończej przed Herodem Agryppą II, że "wtrącił do więzienia wielu świętych i głosował przeciwko nim, gdy ich skazywano na śmierć", a dziś na Placu Świętego Piotra stoi jego pomnik. Czy to nie oznacza, że każdy może się zmienić?
Nad częścią projektowanych przez ministerstwo przepisów na pewno można dyskutować (zresztą jest ich tyle, że wystarczyłoby na wiele felietonów), ale sam kierunek zmian jest z pewnością zły. Resort sprawiedliwości rozpoczyna komunikat prasowy dotyczący nowelizacji od słów: "Sprawiedliwość to nie pobłażliwość".
Racja. Gdyby tak było, Ministerstwo Sprawiedliwości musiałoby się nazywać Ministerstwem Pobłażliwości, a taka zmiana chyba nie jest planowana.
A poważnie: rzeczywiście, sprawiedliwość to nie pobłażliwość, ale sprawiedliwość to także nie brak humanitaryzmu i nieefektywność.
Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Gdyni