Jan Ordyński: zrobili sobie z niego tarczę strzelniczą
Dwie bardzo ostre awantury ostatnich dni, pierwsza - po wyroku na Mirosława G. i druga - fotoradarowa, nie zmieniły prawie niczego w preferencjach wyborczych Polaków. Piszę "prawie", bo według mnie na obu awanturach najbardziej straciły partie - Solidarna Polska i Ruch Palikota, które najmocniej oba konflikty podsycały.
24.01.2013 | aktual.: 25.01.2013 18:08
Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry straciła wszelki umiar w krytykowaniu wyroku wydanego przez sędziego Igora Tuleyę. Z sędziego sam Ziobro i jego koledzy uczynili sobie tarczę strzelniczą, poprzez której ostrzeliwanie ze wszystkich stron chcieli profesjonalnie i moralnie zdezawuować cały wymiar sprawiedliwości III Rzeczpospolitej, a przy okazji zrehabilitować skompromitowane praktyki organów ścigania tzw. IV RP. Można już powiedzieć, że "akcja Tuleya", pod koniec której Zbigniew Ziobro przestawał nad sobą panować i wręcz histeryzował spaliła na panewce. "Ciemny lud" jej nie kupił. Świadczy o tym ewidentnie dwuprocentowe poparcie dla Solidarnej Polski. Czyli dwója za uprawianie tandetnej, wyłącznie agresywnej polityki i zero nadziei na przyszłość.
Może warto tu zauważyć, że w krytykowaniu wyroku na doktora G. dość powściągliwie - jak na swoje możliwości - zachowało się Prawo i Sprawiedliwość. A jego lider, Jarosław Kaczyński, w ogóle nie wypowiadał się na ten temat.
Na drugiej awanturze - fotoradarowej - najbardziej chciał się wypromować Ruch Palikota. Choć sama decyzja ministrów: transportu i finansów o zainstalowaniu w Polsce dużej liczby tych urządzeń, które nie tylko mają służyć bezpieczeństwu na drogach, ale również podreperowaniu państwowej kasy, nie została przyjęta przez ogół - najdelikatniej to określając - entuzjastycznie, to jednak jej całkowite ośmieszanie przez Ruch Palikota nie przyniosło mu żadnych zysków. Wręcz przeciwnie, są dwa punkty pod wyborczą kreską. Ten wynik każe politykowi z Biłgoraja bardzo poważnie pomyśleć na przyszłością swego Ruchu i obraną strategią.
Poza dwoma wyżej opisanymi wypadkami, ranking partii nie uległ zmianie. Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość tkwią od dawna na zbliżonych pozycjach i żadne z tych ugrupowań nie potrafi zdobyć zauważalnej liczby nowych zwolenników. Pewnie przede wszystkim dlatego, że nic nowego, porywającego nie mają nam do zakomunikowania. Sojusz Lewicy Demokratycznej również tkwi lekko powyżej 10 procent. Z ust jego liderów także nie słyszymy żadnych interesujących propozycji. A głośne gdybanie, czy pójść do wyborów europejskich samodzielnie, czy w trójkącie z Aleksandrem Kwaśniewskim i Ruchem Palikota na pewno nie przyniesie wyborczego triumfu.
Poprawę pozycji Polskiego Stronnictw Ludowego wiążę ze zmianą kierownictwa tej partii, a przede wszystkim z prezesurą Janusza Piechocińskiego. Jego aktywność polityczna po prostu wzbudza zaufanie.
Nadal natomiast - nad czym trzeba ubolewać - źle oceniane są organy państwa! Poza prezydentem Bronisławem Komorowskim, od dawna dobrze odbieranym przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Wszelkie zachowania uchybiające głowie państwa są przez nas jednoznacznie odrzucane.
Zupełnie inaczej wygląda jednak pozycja Rady Ministrów. 66 procent ocen negatywnych, to przede wszystkim - według mnie - brak wiary Polaków w przywódcze umiejętności rządu w trudnych czasach. Ciągle słyszymy o złej sytuacji dużych firm (LOT, Fiat), o narastającym bezrobociu, a bardzo niewiele o tym, jak rząd zamierza radzić sobie z tymi problemami. Premier Donald Tusk - choć lepiej oceniany od swego gabinetu - od początku roku nie miał w tych sprawach nic ważnego do zakomunikowania.
Nadal bardzo źle oceniany jest sejm. Ponad trzy czwarte wskazań negatywnych to klęska. Ale dlaczego miałoby być inaczej skoro z jego siedziby na ulicy Wiejskiej w Warszawie dochodzą do nas najczęściej kłótnie o Smoleńsk, a spory mają prawie wyłącznie ideologiczne podłoże. W sumie tej drugi w tym roku sondaż dla Wirtualnej Polski nie wróży nam niczego dobrego.
Jan Ordyński, komentator TVP i "Przeglądu" specjalnie dla Wirtualnej Polski