Jan Dworak: nie ma cudownej recepty na zarządzanie telewizją
(PAP)
29.01.2004 | aktual.: 29.01.2004 12:12
Gościem Radia Zet jest Jan Dworak, prezes telewizji publicznej, od 17 lutego. Wita Monika Olejnik. Dzień dobry. I ja witam. Dzień dobry. Panie prezesie, prezes telewizji publicznej, pierwszy prezes telewizji publicznej po 1989 r. – Andrzej Drawicz mówił, że legitymacje partyjne należy zostawić w szatni. Czy Pan już swoją legitymację zostawił w szatni? Legitymację Platformy Obywatelskiej. Jeszcze nie zostawiłem, ale uczynię to na pewno przed objęciem tej funkcji. A jak to się stało, że Pan człowiek związany z opozycją został szefem telewizji publicznej? Czy Pan rozwiązał tę zagadkę? Nie, nie rozwiązałem tej zagadki. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. No najlepszy dowód, że po wyborze trójki, w której się nie znalazłem pojechałem na, już dawno umówioną, wizytę do przyjaciół do Gdańska i tam ten nieoczekiwany bieg wydarzeń o mnie zahaczył. A jaka były, według Pana, telewizja publiczna pod egidą Roberta Kwiatkowskiego? No nie można tego na pewno namalować jednymi barwami, bo słyszę takie głosy skrajne, że
wszystko źle, albo wszystko dobrze. Oczywiście tak nigdy nie jest. Na pewno były tam i są jaśniejsze strony i nawet dobre zupełnie strony, na przykład produkcja teatru telewizji, to jest właściwie jedyne takie miejsce, gdzie ja widziałem, tak wyrażone językiem artystycznym, poważne rozmowy o współczesnych sprawach Polaków. A czy jest szansa, że te współczesne sprawy Polaków będą o godzinie 20, a nie w późnych godzinach? Oczywiście, że jest szansa i będę starał się, żeby taka poważna rozmowa, ale jednocześnie atrakcyjna artystycznie, robiona przez ludzi, którzy mają talent i którzy mają coś własnego do powiedzenia, żeby była w dogodniejszej dla widzów porze. Czy telewizja publiczna, według Pana, była upolityczniona? Czy była lewicowa? Myślę, że tak. Ale gdzie to Pan zauważył, w którym momencie? W programach informacyjnych to widziałem. No ja bardzo uważnie obserwowałem telewizję, kiedy przez cztery lata zasiadałem w radzie programowej, no i wówczas były takie ewidentne wypadki przy pracy, jeśli tak to można
nazwać łagodnie, jak chociażby słynny dramat w trzech aktach, czy w trzech odsłonach, który przypominał najgorsze wzorce propagandy z czasu stanu wojennego. No i jeszcze parę innych, podobnych rzeczy, ale nawet nie myślę o takich, w cudzysłowie, wypadkach przy pracy, ale o pewnym ogólnym obrazie programów informacyjnych i publicystycznych. No tam bardzo wyraźnie było widać sympatię części dziennikarzy i części prowadzących dla lewicowej strony. No tak, ale jak to zrobić, żeby telewizja stała się teraz obiektywna, bo za czasów Wiesława Walendziaka mówiono, że jest prawicowa, za czasów Roberta Kwiatkowskiego, że jest lewicowa? Wie Pani, nie ma cudownych recept, na pewno taką receptą nie jest takie równoważenie, nie wiem, pewnych skrajności, prawda. To nie jest tak, że brak obiektywizmu podyktowany, na przykład sympatią dla lewej strony, można zrównoważyć brakiem obiektywizmu … Może być strachem po prostu, że dziennikarz starci pracę, że spłaca kredyty, że się nie spodoba szefowi. Również, tak. Ale mówię
receptą na to nie jest taki sam brak obiektywizmu powodowany sympatią dla prawej strony, prawda. I na pewno tak się nie stanie. Jedyną receptą jest to, żeby w telewizji panowały warunki, które pozwalają dziennikarzom, czuć się bezpiecznie i absolutnie jasno wiedzieć, że w swojej pracy są oceniani za to, że są bezstronni, obiektywni, że po prostu posługują się swoimi takimi prawidłami wykonywania dobrego zawodu. Do tej pory dziennikarze byli cenzurowani, cenzurowani przez swoich szefów, wiadomo, że każdy materiał musi być przesłuchiwany, czy też oglądany, to jest normalne, przez sekretarza redakcji, czy w redakcji, ale w telewizji publicznej było tak, że materiały wędrowały po poszczególnych szczeblach aż docierały na biurko prezesa. No to jest, jeśli tak było, ja nie znam takich faktów, ale jeśli tak było, to było bardzo źle i na pewno tak nie będzie. Oczywiście musi być praca programowa, jak słyszałem to też tutaj są pewne braki, czy praca kolegialna polegająca na planowaniu pracy, ale na pewno nie może być
żadna forma cenzury stosowana. To w ogóle nie mieści mi się w głowie. A czy możliwe jest coś takiego jak w tej chwili, żeby wszystkie programy informacyjne, cała publicystyka podlegała pod Telewizyjną Agencję Informacyjną, czyli żeby była w rękach jednego człowieka, a ten człowiek był w rękach prezesa, więc dziennikarze mieli małe pole manewru. No nie, to chyba niewłaściwe postawienie sprawy, bo pewna ekonomia funkcjonowania tej firmy wymaga, żeby programy o podobnym gatunku, sposobie produkowania były w jednym miejscu. Ale to wcale nie znaczy, że zwierzchnik ma być cenzorem, nie daj Boże. Przecież telewizja, jak każde dobre medium, no jej siła polega na tym, że mieni się różnymi barwami, barwami talentu swoich pracowników. No właśnie, a mieliśmy taki przykład z historią o Wiesławie Huszczy, kiedy to telewizja publiczna, artykuł w Rzeczpospolitej ukazał się w sobotę, dopiero w poniedziałek o tym powiedziała w głównym wydaniu Wiadomości, czyli przez dwa dni, żaden z programów na ten temat nie mówił. To już
jest taka sprawa szczegółowa, oczywiście o wymiarze pewnej sensacji politycznej i na pewno telewizja publiczna nie może pomijać żadnej ważnej informacji i to też mieściłoby się w tym, o czym mówiliśmy poprzednio, czyli w ramach cenzury, prawda, że o pewnych rzeczach się mówi, o pewnych się nie mówi, kierując się przy tej selekcji czynnikami takimi poza dziennikarskimi, czy poza merytorycznymi. To niedobrze. Co Pan zrobi, żeby nie ulegać wpływom swoich przyjaciół? Ma Pan przyjaciół w Platformie Obywatelskiej. Czy nie będzie Pan ulegał naciskom? Czy nie będzie Pan odbierał telefonów? Czy nie będzie Pan się sugerował tym co oni mówią? Tak. Tak? Tak, nie będę. Odłączy Pan telefon? Nie, nie odłączę telefonu, bo przecież żyjemy wśród przyjaciół i na pewno moje przyjaźnie pozostaną przyjaźniami, ale to nie jest tak, żeby one wpływały na prace dziennikarzy, na pewno nie. Zawsze jest tak, podobno, w telewizji publicznej, kiedy zostaje nowy prezes, to się ustawiają kolejki pod jego gabinetem, no i wszyscy donoszą. Co
Pan zrobi, żeby taka atmosfera nie panowała w telewizji publicznej, bo na pewno teraz wszyscy się denerwują i sprawdzają co leży na ich biurkach i jest wielki niepokój na Woronicza. Być może tak jest, ale cóż mogę powiedzieć, mogę powiedzieć tyle, że donosy na mnie nie działają i myślę, że w ogóle, tak naprawdę, najważniejszą sprawą w telewizji, jeśli miałbym robić jakąś hierarchię ważności, to jest stworzenie właściwej atmosfery, atmosfery takiej twórczej pracy. To jest medium, którego nie można robić samodzielnie, pojawiają się tam różne indywidualności, w różnych zawodach, jeśli jest właściwa atmosfera pracy, taka atmosfera współpracy i takiego poczucia, że to co się robi, robi się z sensem i że to jest ważne, ciekawe i wartościowe, to dopiero wtedy to zaczyna być widoczne na ekranie. A kto powinien, według Pana, być dyrektorem poszczególnych programów? Czy powinny być konkursy? Tak, powinny być konkursy. Czyli Pan zarządzi konkursy? Wie Pani, to niestety nie zależy ode mnie, czy nie będzie zależało ode
mnie. Najpierw musi powstać zarząd pięcioosobowy i on będzie podejmował takie ważne decyzje większością głosów. Ważne jest żeby ten zarząd został tak skonstruowany, żeby podejmował sensownie decyzje, to znaczy możliwie szybko i kierując się jakoś wspólnie uznanymi i wyznaczonymi celami. A czy Pan jako prezes będzie chciał mieć wpływ, bo przecież Pan będzie miał swojego zastępcę, który będzie do spraw programowych, będzie Pan chciał mieć wpływ na politykę kadrową? Tak. Na pewno tak. Na pewno będę chciał mieć wpływ na politykę kadrową, ale więcej ja sobie nie wyobrażam, żeby prezes nie zajmował się programem, no to jest istota tej instytucji zaufania publicznego, tak ją nazwijmy, produkowanie dobrego programu. Więc prezes, który tylko i wyłącznie nie zajmuje się tym i zostawia te sprawy swojemu zastępcy, no to by była pomyłka. No właśnie, bo tak się mówi, że prezes jest z opozycji, a dyrektor programowy będzie z lewicy, no i wszystko będzie po staremu. Wie Pani ja nie sądzę, żeby … Do mnie nie dotarły takie
rzeczy, które mnie by obligowały przy opiniowaniu członków zarządu, takie rzeczy, to znaczy mówię o barwach politycznych. Ale z drugiej strony jest rzeczywiście tak, że przecież telewizja publiczna jest bardzo uważnie obserwowana przez widzów, co jasne, ale również przez polityków i bez wątpienia trzeba wypracować taki kształt zarządu, w którym obok tego, że będą ludzie fachowi, że będą ludzie lojalni wobec siebie i wyznaczonych przez siebie celów, no że będą postrzegani jako niezagrażający ze świata polityki na dzień dobry, niezagrażający w złym sensie, bo tak jak powiedziałem, dziennikarze telewizji publicznej muszą być dociekliwi, krytyczni i muszą być więcej energiczni w poszukiwaniu nieprawidłowości, jeśli takie znajdą. A co by Pan zrobił Panie prezesie, gdyby główny prezenter telewizyjny, prowadzący Wiadomości, okazało się, że ma wysokie wyniki w sondażu prezydenckim i mówi, że być może będzie kandydował do fotela prezydenckiego. Jak by się zachował prezes Jan Dworak w takiej sytuacji? Wie Pani, mówi
Pani o sprawie Tomasza Lisa, ja Tomasza Lisa znam od dawna, bardzo go cenię i osobiście bardzo go lubię, ale nie znam kulis tej sprawy. Wiem tylko tyle, co donosiły gazety. Hipotetycznie gdyby taka sytuacja miała miejsce, to myślę, że nie wpłynęłoby to na mój stosunek do pracy Tomasza Lisa, jako dziennikarza. No jest on osobą publiczną, znają go miliony Polaków i jeśli ktoś go wziął po uwagę w sondażach, no to nie jego wina, bym powiedział, jeśli tu w ogóle można mówić o winie. A gdyby nawet on powiedział, że zastanowi się za dwa lata, czy będzie kandydował. Też by Pan tego nie wziął pod uwagę, tylko by Pan sobie pomyślał, że wezmę to pod uwagę za dwa lata, tak? Na pewno bym powiedział, że nie może łączyć tych dwóch funkcji: aspiracji politycznych do tej najwyższej godności w państwie i pracy dziennikarskiej, bo to są role, które są sprzeczne. Czyli musi się na coś zdecydować? Po prostu tak, ale zostawiłbym to jemu, myślę. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był prezes telewizji, od 17 lutego, Jan Dworak.
Dziękuję bardzo. Dziękuję bardzo.