Zginął m.in. komputer z zapisaną na twardym dysku skargą do Trybunału w Strasburgu na przedłużający się areszt byłego prezesa. To nie koniec. Na początku maja poważnemu wypadkowi samochodowemu w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego uległa żona Jamrożego. Jest unieruchomiona, a lekarze stwierdzili u niej obrzęk mózgu i połamane kręgi. Rehabilitacja potrwa na pewno ponad pół roku - informuje dziennik.
"Nie było świadków wypadku"- mówi podinsp. Witold Kozicki, rzecznik prasowy łódzkiej policji. Tymczasem Jamroży, chory na stwardnienie rozsiane, cały czas siedzi w więzieniu. Za kratki trafił w maju 2002 r. Powodem aresztowania były stwierdzone przez prokuraturę malwersacje finansowe podczas zakupu nieruchomości przez PZU. Proces rozpoczął się w 14 kwietnia tego roku. Tydzień temu sąd zdecydował o przedłużeniu aresztu do sierpnia - podaje gazeta.
Nie pomogły nawet poręczenia składane przez wrocławskiego kardynała Henryka Gulbinowicza. "Zobowiązuję się dopilnować, aby podejrzany stawiał się na każde wezwanie" - zapewniał sąd i prokuraturę kardynał Gulbinowicz. Sensu w dalszym przetrzymywaniu w areszcie Władysława Jamrożego nie widzi też profesor Andrzej Rzepliński, znany obrońca praw człowieka. "Ten areszt w mojej ocenie trwa już wystarczająco długo" - mówi nam prof. Rzepliński. "Dowody w tej sprawie znajdują się w aktach, toczy się proces i raczej nie ma potrzeby nadal go trzymać w areszcie" - dowodzi - informuje "Życie Warszawy".
Jego zdaniem, sąd może skorzystać z innej formy kontroli oskarżonego: na przykład odebrać mu paszport, nałożyć obowiązek meldowania się na policji oraz wysoką kaucję. Takie stanowisko nie przekonuje jednak sędziów. "Skoro pan Jamroży w dalszym ciągu siedzi w areszcie, oznacza to, że dla sądu wymienione okoliczności nie mają znaczenia" - ucina sędzia Wojciech Małek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie - pisze gazeta. (PAP)