Jamie Stokes: Polacy nienawidzą biurokracji oraz zasad
Mam nową teorię dotyczącą polskiego społeczeństwa. Grzmot, który teraz pewnie słyszycie, jest rezultatem powszechnych uderzeń w narodowe czoła połączonych z pomrukiwaniem: „Mój boże, czego ten angolski idiota znowu nie zrozumiał!”, ale dajcie mi szansę; myślę, że tym razem jestem blisko - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.
30.11.2012 | aktual.: 30.11.2012 08:32
Przeczytaj tekst w oryginale
Zawsze zadziwiał mnie fakt, że Polacy nienawidzą biurokracji oraz zasad i posiadają jednocześnie wysoko zbiurokratyzowany system rządzenia i administracji. Zakładałem, że to dlatego, iż system ten został im na siłę nałożony przez obcych okupantów i nie mieli jeszcze okazji całkowicie go czymś zastąpić. Teraz jednak zacząłem się zastanawiać.
Od zakończenia komunizmu minęły 22 lata. Biurokracja i nadgorliwość po stronie władz zmniejszyły się w tym czasie, ale z pewnością nie zostały całkowicie zlikwidowane. 22 lata to wystarczająco dużo czasu, żeby to zrobić, jeśli bardzo się chce. Czy to możliwe więc, żeby biurokracja i nadgorliwość pełniły jednak ważną rolę w polskim społeczeństwie? Czy to możliwe, że polskie poczucie własnej tożsamości nabiera kolorów dopiero wobec bezosobowego, biurokratycznego „wroga”, któremu trzeba się przeciwstawić?
Wszyscy nienawidzimy polityków i rządów, nigdy jednak nie spotkałem się z krajem, w którym nienawiść ta wyrażana byłaby tak wyraźnie jak w Polsce (no, może z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych). Myślę, że to dlatego, że Polacy przez lata cierpieli pod rządami, które faktycznie były znienawidzone. Teraz się zastanawiam, czy Polacy potrzebują nienawidzić władzy, by czuć się Polakami. Okupantów już nie ma, ale polskie poczucie własnej tożsamości zbudowane na nieustającej walce o wolność pozostało. W takiej sytuacji ktoś musi pełnić rolę ciemiężcy, a rząd wydaje się być idealnym kandydatem, nawet jeśli został wybrany w demokratycznych wyborach.
Nie mówię tutaj o ekstremistach. 99 procent Polaków to ludzie zbyt cywilizowani, by choćby rozważać robienie bomb czy obrzucanie policji kawałkami betonu, większość z tych 99 procent pozostaje jednak przy opinii, że ich rząd to, w najlepszym razie, zbieranina nieczułych głupców, a w najgorszym - głupców robiących wszystko, by ich zrujnować. Patrząc z tej perspektywy, setki tysięcy Polaków pracujących w lokalnych i narodowych biurach rządowych to prawdziwi bohaterowie. Bezinteresownie poświęcają szacunek swych krajan, dostarczając im niezbędnych usług w przebraniu potworów. Jak wszystkie moje najlepsze pomysły, tak i ten pojawił się w barze.
Grupa młodych, modnych ludzi dawała w tym barze koncert, a inna grupa młodych, modnych ludzi tego koncertu słuchała. Zarówno granie jak i słuchanie nie zakończyło się równo o 22, przez co stało się nielegalne. Straż Miejska pojawiła się niemal natychmiast, wręczając grającym mandat w wysokości 100 złotych. Podniosły się w górę ręce i narzekania, co mnie jednak uderzyło – nikt nie był naprawdę zły. Więcej – wszyscy się uśmiechali i zdawali się być z siebie zadowoleni, nawet panowie ze Straży Miejskiej.
Wydaje mi się, że byłem świadkiem edukowania młodej generacji. Młodzi wokół mnie uczyli się, że zawsze pojawia się jakaś sroga siła z zamiarem zrujnowania im dobrej zabawy i ograniczenia ich wolności, a jednocześnie czyniąca przez to, że czują się naprawdę polsko. Gdzieś w barze młody mężczyzna i młoda kobieta ujrzeli radość, którą pojawiła się wśród ich przyjaciół po opresyjnym wkroczeniu Straży Miejskiej i postanowili dołączyć do grupy.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski