Jakie będą dla Polaków konsekwencje wojny z bankami?
Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych
20.03.2006 | aktual.: 20.03.2006 13:48
Każda niestabilność, zwłaszcza w sektorze finansowym, na pewno sektorowi bankowemu nie służy. Jakie skutki wywoła wojna z bankami na rynku kapitałowym, jak to wpłynie na funkcjonowanie giełdy? Możemy się tego domyślać po doświadczeniach innych krajów, gdzie na skutek podobnych okoliczności następowały odpływ kapitałów, wycofywanie wkładów z banków i różne formy paniki. Nasz rynek finansowy jest bardzo młody i nie jesteśmy jeszcze na liście krajów cieszących się absolutnym zaufaniem inwestorów. Nie możemy się porównywać z najlepszymi, więc wszelkie sygnały o niestabilności mogą być groźne, a ograniczanie niezależności banku centralnego jest takim właśnie sygnałem. Jak się to odbije na gospodarce i obywatelach, zależy w ogromnej mierze od tego, jak zareagują fundusze inwestycyjne operujące na naszym rynku i jak oceniają Polskę różne agencje ratingowe. Wahania mogą się odbić na przykład na cenie naszego długu zagranicznego, a wspomniane fundusze mają wybór, mogą poszukać innego miejsca do lokowania, niedaleko
od Polski. Pójdą tam, gdzie gospodarka rozwija się szybciej, a zagrożenie ryzykiem jest mniejsze. Instytucje finansowe oczywiście chcą zarabiać pieniądze i gotowe są ponosić pewne ryzyko, ale jeśli nakręci się niekorzystna spirala zdarzeń, odwrócenie tego procesu będzie długotrwałe i trudne. Jesteśmy wciąż na początku drogi, jako kraj biedny, i bez dopływu kapitału trudno sobie wyobrazić nasz dalszy szybki rozwój.
Marek Wikiński, poseł SLD, członek Komisji Finansów Publicznych
Różne mogą być reakcje rynku, od spokojnych po nerwowe i nieprzewidywalne. Jeżeli rynek zareaguje spokojnie, wierząc w ugruntowaną sytuację na rynku bankowym i na giełdzie, to zmiany cen walut powinny mieścić się w pasie odchyleń 10% w górę i w dół. Jeśli jednak instytucje europejskie i kapitał inwestycyjny ocenią to, co się wydarzyło, jako atak na niezależny bank centralny, sytuacja może się wymknąć spod kontroli. Sześć lat temu była już sytuacja, gdy dolar poszybował w okolice 4,5 zł. Dziś coś takiego też może się wydarzyć i byłaby to dramatyczna informacja dla wszystkich Polek i Polaków, którzy w ostatnich kilkunastu latach zaciągnęli kredyty denominowane we frankach szwajcarskich, w euro czy dolarach. To również byłaby dramatyczna wiadomość dla polskich rolników, którzy mają dopłaty, co prawda przekazywane z opóźnieniem, ale po bardzo niskim kursie euro do złotego. Jeśli złoty dramatycznie by osłabł, ceny środków produkcji, nawozów, maszyn, usług itd. natychmiast poszybują w górę. To również wielkie
zagrożenie dla polskich kierowców, bo jeśli złoty bardzo osłabnie i wzrośnie kurs dolara, o taki sam procent wzrośnie cena benzyny i oleju napędowego, a to jest bezpośrednie przełożenie na wszystkie artykuły konsumpcyjne i na usługi, gdyż paliwo jest składową niemal wszystkich cen usług i dóbr konsumpcyjnych. Miejmy nadzieję, że ten czarny scenariusz nie będzie miał miejsca i że gospodarka Rzeczypospolitej pozostawiona w superkwitnącym stanie przez SLD obroni się przed zamachem PiS i koalicjantów.
Waldemar Kuczyński, ekspert ekonomiczny, doradca rządu premiera Jerzego Buzka
To zależy, jak długo ta wojna będzie trwała i czy powstanie komisja śledcza, choć na razie występują jakieś problemy konstytucyjne. Czynnikiem, który neutralizuje tę wojnę, jest fakt, że ma ona miejsce w kraju poddanym rygorom Unii Europejskiej, a to działa jak oliwa na fale i inwestorzy uspokajają się. Gdyby nie to, reakcje inwestorów byłyby silniejsze i bardziej negatywne. Nie sądzę, by w najbliższym czasie miało to jakoś się przełożyć na zapaść złotego, tym bardziej że trend ucieczki kapitału do Ameryki z uwagi na wyniki gospodarcze nie jest taki, jak oczekiwano. Jednak kontynuowanie wojny z NBP i ślimaczenie się sprawy z UniCredito nie będzie tworzyło obrazu Polski jako kraju życzliwego inwestorom zagranicznym, ale jako kraju podejrzliwego. Ten czynnik wpływa na strumień kapitału wpływającego do Polski, a wbrew opiniom „polskich patriotów” napływ kapitałów jest dobry. To siła, która wzmacnia, wielu stara się go ściągnąć, a nie wypędzić. Wojna z bankami nie jest czymś dobrym i świadczy o tym, że obecna
ekipa ma dosyć słabe kwalifikacje ekonomiczne. Dr Ryszard Bugaj, ekonomista, współzałożyciel Unii Pracy
W samych działaniach przyszłej komisji śledczej nie ma takiego zagrożenia. Może ono natomiast wystąpić na skutek mniej lub bardziej uzasadnionej paniki, że coś złego się dzieje, że ktoś niefachowo ingeruje w mechanizmy rynku finansowego. Wtedy nie można wykluczyć reakcji inwestorów zagranicznych, którzy mogą zadziałać stereotypowo. Naszym rynkiem rządzą jednak procesy globalne, ostatnio na przykład giełda mimo wszystko poszła w górę i złotówka też. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że skutki wojny z bankami będą niewielkie, złotówka pozostanie silna, co ma zarówno dobre strony, głównie dla osób zamożnych, jak i wady.
Prof. Stanisław Speczik, b. prezes KGHM
Konsekwencje krótkotrwałe mogą być duże, bo zamieszanie wpływa na inwestorów małych i wielkich. Na dłuższą metę nie będą aż tak znaczące, bo banki mają swoją mądrość trwania niezależnie od zmian, działają globalnie i mają możliwości dostosowawcze. Banki sobie poradzą, my nie. Popłoch wśród inwestorów może mieć poważne konsekwencje. Duże zaburzenia walutowe mogą wpłynąć na załamanie się eksportu, naszej jedynej silnej podstawy rozwoju gospodarczego. Ludzie z PiS nic bankom nie zrobią, a sami się wygłupią.
Andrzej Nierychło, wydawca dziennika „Puls Biznesu”
Traktujemy banki jako instytucje zaufania publicznego, jako opokę, bo mówimy, że coś jest pewne jak w banku. Gdy nagle się okazuje, że jest inaczej, odczuwamy wstrząs nie tyle ekonomiczny i finansowy, ale psychiczny, bo eksperymenty z ludzką mentalnością są niebezpieczne. Od dziesiątków lat wykruszają się autorytety, to samo dotyczy świata najsolidniejszych instytucji. Dla zwykłych ludzi to niepokojące, bo jeśli wzięli długoterminowe kredyty, muszą się bać, ale nic nie mogą zrobić. Trzeba zacisnąć zęby i liczyć na to, że wariactwo długo nie będzie trwało. Nadzieję daje fakt, że za dużo jest otwartych frontów i wszystkiego ludzie z PiS nie opanują, zakiwają się na śmierć. Od dawna tęsknimy za oddzieleniem gospodarki od polityki, ale ideału nie osiąga się nigdy i nigdzie. Polska gospodarka nie jest niezależna od polityki, ale jest już w znacznym stopniu autonomiczna, co jest wartością samą w sobie, jak niezależność banku centralnego. Nie ma w świecie delikatniejszej kwestii niż bezpieczeństwo pieniędzy
powierzonych.
Not. Bronisław Tumiłowicz